Nowy utwór Lorna Shore to chyba pierwszy od pewnego czasu, który mi się spodobał. Ponownie mamy symfoniczny deathcore, ale czuć, że chłopacy chcieli tutaj dodać coś jeszcze. Mam wrażenie, że przez gitarę czuć tutaj nieco black metalu. Nie tak dużo, jak np. w Mental Cruelty - Ultima Hypocrita, gdzie właściwie początek był blackmetalowy, ale nie jest to taki czysty deathcore. No i Will wiadomo - nie dziwię się, że mylą go z yeti w lasach. Choć chyba ciut za mocno go zmieszali z tłem.
Teledysk raczej nie do oglądania przez dzieci oraz przy obiedzie :)
@maciek33 Ja do dzisiaj nie słyszałem całej płyty, ponieważ z Lorną Shore mam tak, że poza singlami, które mi się podobały, były też single, które mówiły mi, że ten zespół robi wszystko na jedno kopyto (oczywiście, mówię to z przesadą). Z tego powodu jakoś specjalnie nie paliłem się do odsłuchu płyty, ale może to błąd. @muzykametalowa
Ad Hominem, album "Totalitarian Black Metal" - ile tu jest wściekłości, surowości i poczucia zagrożenia. Faktycznie czuć ten "totalitarian" i to treściowo jeszcze ściśle skojarzony z obozami koncentracyjnymi, szczególnie, gdy się spojrzy na tytuły utworów. Straszne, ale taka jest ta muzyka. Polecam fanom BM, który nie ucieka treściami i klimatem do kwestii mistycznych, tylko stąpa po ziemi i dotyczy wojny (jak choćby Marduk na niektórych płytach). To krótka, bo 31-minutowa płyta, ale jakże intensywna.
Zmarłym, album "Wielkie Zanikanie" - na pewno bardziej mi podpasował ten krążek niż debiut, w którym jednak tej elektroniki było za dużo. Tutaj też jest, ale w mniejszym zakresie, a kompozycje są dość ciekawe, "zajmujące" i sprawiają radość. Oczywiście, nie taką, jak inna muzyka, bo to w końcu black metal, więc powiedzmy, że blackmetalową radość.
Stillborn, album "Satanas El Grande" - niektórzy bawią się w subtelności, tworzenie nastroju, że niby coś progresywnego, tutaj jakieś sztuczki techniczne itd. Tymczasem Stillborn wyciąga walec i rozjeżdża oczekiwania o wysmakowanych dźwiękach. Tutaj jest po prostu rzeźnia, wszystkie utwory mniej więcej równe i po prostu coś do wyszalenia się.
Enforcer (ze Szwecji) - do bólu standardowy, ale po prostu porządny heavy metal. Szybki, z chwytliwymi riffami, bez hamulca i bez udziwnień, choć czasem wokalista w swojej pogoni za falsetem próbuje pokazać, że potrafi coś więcej i moduluje głos. Jeśli szukacie żwawej, nieskomplikowanej muzyki do jazdy lub biegu, to jest coś dla Was.
W tym tygodniu, choć przesłuchałem niewiele, pojawiło się wiele dobra. Zwłaszcza dzisiaj, gdyż okazało się, że kilka bardzo zacnych zespołów wydało swoje nowe albumy i można coś o nich napisać. Ale po kolei.
Helleruin, album "War Upon Man" - po usłyszeniu znakomitego "Devils, Death and Dark Arts" stwierdziłem, że bliżej zapoznam się z dokonaniami tego jednoosobowego holenderskiego projektu, mimo że ostrzegano mnie, że to nie było to. Ale nie jest tak źle - w "War Upon Man" jest klimat, w miarę wyrównany poziom i dobrze to siedzi na słuchawkach. Warto sprawdzić, jeśli szukacie dobrego, ale nie jakiegoś podziemnego black metalu.
Dorothy, album "The Way" - natknąłem się na tę piosenkarkę (lub cały zespół, w zależności jak patrzeć) całkiem niedawno (mimo że aktywna jest od wielu lat), a równie niedawno wydała ten album. Zupełnie nie jest to metal, ale ponieważ muzykę rockową również bardzo lubię, to mogę to polecić - bywa energicznie, czasem lekko popowo w tym sensie, że ten rock "wchodzi", a czasem nawet dość sentymentalnie. Fajna mieszkanka, którą warto spróbować, jeśli narzekacie na to, że ten gatunek muzyki dzisiaj podupadł. Nie podupadł, spokojnie.
Whitechapel, album "Hymns in Dissonance" - bardzo dobra, mięsista płyta. Nie byłem nigdy fanem Whitechapela, byli dla mnie jednym z wielu deathcore'owych zespołów, ale tutaj naprawdę zrobili dobrą robotę i czuć moc w potężnych wokalu (głównie korzystającym z niższych częstotliwości), instrumentarium. Nawet, gdy są spowolnienia, to to wszystko jest tak "potężnie napędzone", że aż się czeka na ciąg dalszy.
Infernal Flame, album "The Grave" - rewelacyjny debiut warszawskiego zespołu death/blackmetalowego. Pierwsze moje skojarzenia to Hate i bardziej agresywne czasy Behemotha. Wokal może nie jest aż tak potężny, jak u obu Adamów, ale dobrze się komponuje z muzyką, jest soczysty, a sama muzyka to po prostu parcie do przodu czołgiem. Warto obserwować, dać szansę, zwłaszcza, że zostało to dobrze wyprodukowane.
Oj, sporo słuchałem w ostatnim czasie. I zaskakująco dobre rzeczy (według mnie) znalazłem lub przypomniałem sobie i to nie tylko metalowe. Lista będzie rozbita na kilka postów.
Tyr - zazwyczaj nie lubię podniosłej muzyki w duchu mitologii nordyckiej, ale tutaj coś mi kliknęło, przynajmniej na chwilę. Wiem, że zespół znany i pewnie nie wymaga przedstawienia (poza tym, że są z Wysp Owczych, co jest ciekawe), natomiast jeśli ktoś nie zna, to warto sprawdzić. Jest to taki miks folku trochę z power metalem (ale tylko momentami) i czuć w tym taką czystą nordyckość. Fanem nie zostanę, ale nie jest to złe.
Eliza Doolittle - niespodzianka, co? Są takie artystki, których utwory lubię, mimo że nie są w moim spektrum zainteresowania, ale jakoś za słabo je poznałem. Postanowiłem więc po latach odświeżyć sobie Elizę i płyta "Eliza Doolittle" to naprawdę świetna, przyjemna muzyka, która nie ma być ambitna, ale ma umilić czas. Późniejsze utwory już mniej mi podpasowały, bo pojawia się tam trochę elektroniki, ale i tak miło tego posłuchać.
Dynazty, album "Game of Faces" - sam zespół to moje odkrycie sprzed paru lat, kiedy posłuchałem ich i uderzył we mnie power metal, ale taki bliżej tanecznego. Nie ma tutaj koniecznie szybkiego tempa, za to jest skompresowany dźwięk, pojedyncze solówki, efekty i generalnie wszystkie te popowe zabiegi, których normalnie nie lubię, ale... nie ukrywam, że one sprawiają, że ta muzyka aż chce się słuchać. Pod tym kątem to trochę przypadek Amaranthe, choć ten drugi zespół idzie jawnie w taneczne klimaty, a Dynazty cechuje pewna, choć mała, podniosłość. Nowy album nie jest rewelacyjny, ale nie też zły - miło się tego słucha.
Normalny człowiek słuchający "Heavy is the crown": No, dobra/zła piosenka, niech będzie.
Kuba słuchający "Heavy is the crown": <analizuje na różnych nagraniach na żywo dostępnych na YT, czy Emily jest w stanie wytrzymać tak długi krzyk jak na wersji studyjnej i jak wiele edycji tam było>
@dancingindystopia Akurat tutaj wersja live nie rozczarowuje, bo czuć tę moc i może krzyk jest krótszy, ale bardziej intensywny. Po prostu zwróciłem na to uwagę ;)
Dzisiaj skromniutko, ale nie zawsze można polecać kapele całym wagonami.
Frozen Dawn - wzięło mnie z zaskoczenia i siadło. Bardzo szybki black metal z gitarowymi "palcówkami" (wręcz powiedziałbym, że miejscami to połączenie power i black metalu), sporo melodyjności i wysokich dźwięków. Skojarzyło mi się trochę z Moonlight Sorcery, aczkolwiek tam jest jeszcze wiecej wysokich dźwięków. Warto sprawdzić, zwłaszcza, że to zespół z Hiszpanii, a tych nie ma dużo na scenie.
Decembre Noir - nie lubię doom metalu, choć w połączeniu z deathem jeszcze trochę toleruję. Także nawet nie chodzi o to, że chcę polecić ten niemiecki zespół, ale pragnę wyrazić swój podziw dla głębokiego growlu, jaki charakteryzuje kapele z tego miksu gatunkowego.
Gaerea, album "Coma" - po serii singli i EPek Portugalczycy wydali kolejnego pełniaka i jest to typowa Gaerea, choć mam wrażenie, że więcej tutaj różnorodności i też zmian klimatu. Chyba jednak "Mirage" bardziej mi pasował, ale "Coma" nie jest złym albumem i ma parę fajnych kawałków, jak np. "Suspended". Po prostu jest tutaj większe rozchwianie poziomu. A sam zespół, oczywiście, polecam.
Leipa - odkryłem przypadkiem i jest to satysfakcjonująca i melodyjna ściana dźwięku z Niemiec. Przy czym przy tej melodyjności jest tutaj po prostu napierniczanie blastami, czyli w sumie panowie trafili w mój gust.
The Spirit - a z tą niemiecką kapelą miło dzisiaj zakończyłem dzień. To takie połączenie blacku z deathem - tego pierwszego jest tutaj dużo, ale czuć, że wokal jest trochę deathowy, produkcja jakby lepsza i generalnie z numerów, które słuchałem, trudniej znaleźć te, które nie przypadły mi do gustu niż te, które mi się podobały. Klimaty trochę kosmiczne (jeden album przywołał mi Vorgę), ale też mniej satanistyczne. Warto, warto sprawdzić, jeśli nie jesteście ortodoksami.
Rozpiska koncertowa na jesień robi się coraz gęstsza :o Aż znów zaczęłam oznaczać sobie wydarzenia na last fm, bo bym się pogubiła.
🤘 1 września - Zeal&Ardor
🤘 24 września - Aurora
🤘 26 września - Big Brave
🤘 19 października - Eivør (i Sylvaine na supporcie)
🤘 24 października - WARGASM (UK)
🤘 28 października - HEALTH
🤘 24 listopada - Alcest
(wszystko w Warszawie)
Nie wiem, na ile się uda mi z tego dotrzeć, ale wiem, że będę bardzo próbować <3 A wy co tam macie w planach?
@dancingindystopia Z Twojej listy najbardziej interesuje mnie Alcest i Aurora. Chciałbym wybrać się na jakiś koncert Bring Me the Horizon (jestem bardzo ciekawy jak ich tegoroczny materiał zabrzmi na żywo), ale póki co nie ma zaplanowanych występów w Europie. Planuję wybrać się na któryś z koncertów Kasabian (najprawdopodobniej w Birmingham, chyba że okaże się, że będzie koncert w Bristolu, to wtedy tam, bo lubię to miasto). 🤘 @muzykametalowa
@dancingindystopia@muzykametalowa właśnie kupiłem kolejne bilety - wygląda na to, że z tych wymienionych tutaj będę na HEALTH i na Eivør. Do tego idę jeszcze 21 października na Einstürzende Neubauten i 11 października na Kalandrę (bo na tej ostatniej jako support zagra Lili Refrain). Uff.
Kolejny tydzień, kolejne polecenia. I tym razem miejscami trochę odejdziemy od metalu, zaliczając... ska punk rock. Ale cóż, nigdy nie powiedziałem, że będę pisał tylko o ciężkich odmianach muzyki gitarowej.
Hostia - polski zespoł deathmetalowo-grindcore'owy, który pod kątem przekazu nie... bawi się w tańcu. To ekstremalna muzyka z ultraantyreligijnym, agresywnym przekazem. To ten zespół, o który burzył się organizacje katolickie tuż przed Mystic Festival 2023. Muzycznie dobre, choć nie wiem, czy coś więcej.
Hulder, album "Verses in Oath" - uwielbiam ten jednoosobowy projekt pani bodajże z Belgii, która od wielu lat mieszka w Stanach. Tutaj jest już mniej festyniarsko niż na poprzednim krążku, bardziej mrocznie, ale to ten taki dobry klasyczny black metal. Po prostu porządny, bez odchyłów w górę czy dół. Klimat świetny, dobry wokal i to jeden z tych krążków, gdzie czuć autentyczne oddanie black metalowi. Czego jako człowiek bym się trochę obawiał, ale z drugiej strony tró metale powinni być zadowoleni.
Millie Manders and the Shutup - to zespół polecony w większej grupie skarockowej w poście od bodajże @thorcik Ten mi całkiem podpasował - ma coś takiego w sobie, w zmianach rytmu, że czuć "napracowanie" oraz chęć do dalszego słuchania. Zdaję sobie sprawę, że mogą to być jakieś zabiegi popowe, ale w sumie do The Interrupters też mnie one przyciągnęły, więc nie mam im tego za złe.
Streetlight Manifesto - i kolejny z tej grupy zespołów, gdzie jeszcze bardziej czuć to ska i chyba jest żywiej. Tutaj już mniej czuć tego popowego anturażu (i nie, nie umiem wyjaśnić, o co mi chodzi), ale wchodzi do głowy. Warto sprawdzić Amerykanów z New Brunswick.
@thorcik Tak, The Transplants wziąłem, bo wtedy właśnie pisałeś o Timie poza Rancidem. Słuchałem tego nowego albumu i powiem szczerze, że nic nie zwróciło mojej uwagi, natomiast jako całość lecąca w tle jest to po prostu dobre. Nieźle się przy tym pracowało :)
Pierwsza książka przeczytana w 2024 roku i pierwsza z cegieł, których poznanie mam w planach.
Nie ukrywam, że nie byłem nigdy miłośnikiem Kata - gdy "wszedłem" do metalu, to moją uwagę zwróciły inne kapele, a kawałki zespołu znałem gorzej niż skrawki historii. Jednak nawet mnie pochłonęła ta historia, pełna niejednoznaczności, ale też hołdu dla zespołu, który stał się inspiracją dla wielu polskich kapel ciężkiego grania. Są wady, jest to gruba kniga, ale to skarbnica wiedzy o Kacie, Romku, Piotrze i wielu, wielu osobach oraz zjawiskach orbitujących wokół śląskiej formacji. Warto.
@czach Miłego :) Trochę się męczyłem z książką przez jej rozmiar, ale faktycznie jest godna polecenia. Dużo szczegółów dotyczących realizacji muzyki, a dodatkowo zaskoczyło mnie, że zagraniczne legendy dość dobrze kojarzą Kata. @ksiazki@muzykametalowa
@dung_eater U mnie to może kwestia tego, że zaczynałem od nu metalu, a potem wszedłem w ekstremum typu death metal i w końcu w black metal. W momencie, kiedy zapoznawałem się z Katem, był dla mnie za lekki. Zresztą podobnie mam z bardzo starym black metalem. Ale to nie znaczy, że nie ma tam utworów, które mi grają w głowie - bardzo lubię np. "Diabelski dom I" (i chyba II, ale mylą mi się te piosenki). @ksiazki@muzykametalowa
W tym tygodniu nie miałem dużo do przesłuchania, ale natrafiałem na ciekawe rzeczy. Jedziemy.
Goliard - nie chodzi o markę makaronów, tylko kolumbijski zespół blackmetalowy, który gra... normalnie. Ale ta normalność czasem jest potrzebna, gdy jest się po przesłuchaniu natchnionych narwańców, którzy robią sztukę ze sztuki. Tutaj mamy wyraźny skrzeczący wokal, w miarę standardowy układ zwrotka-refren (aczkolwiek, jak to w BM bywa, z twistami), wwiercające się melodie i raczej szybkie oraz średnio-szybkie tempa.
Sekhmet, album "Spiritual Eclipse" - taka trochę wyraźniejsza i mniej wkręcona Mgła z hipnotycznymi melodiami. Bardzo dobrze się tego słucha w tle, słychać też wyraźne talerzyki, które znowu nawiązują do krakowskiej formacji. Zresztą, powstały niedługo po sobie.
Goatlord Corp., album "Temple of Serpent Whores" - piekielna agresja i oba te słowa są tutaj nie bez powodu. Treściowo to na pewno nie jest płyta, która bawi się w półśrodki i tutaj zionie siarką. Muzycznie też trudno szukać tutaj jakichś kompromisów - perkusja nawala jak szalona, melodie ustępują miejsca riffom (a są też solówki), wokalista wyciska ze swoich fałszywych fałd głosowych siódme poty. Nie jest to raczej nic odkrywczego, ale dla fanów ostrego black metalu (dla których agresja jest ważniejsza niż atmosfera) to pozycja warta poznania.
Lake Malice - zasmucę może @thorcik, bo zespół jako całość gra nie w moich klimatach, ale przyznaję, że ma swój urok. To nie jest do końca metalcore - mamy tutaj połączenie metalu z elektroniką i nawet pop punkiem. Pierwsze dźwięki to był mały szok, potem człowiek się przyzwyczaił. Słuchać na co dzień nie będę, ale dobrze wiedzieć, że takie coś istnieje.
Verbluten - miły dla ucha black metal i piszę to wiedząc, jak to brzmi. Szybko, melodyjnie, z nienarzucającym się wokalem (który akurat tutaj wydaje mi się jedną ze słabszych stron zespołu). Do posłuchania w tle świetne.
@lukem ale ciekawie bedzie jak ludzie przyjda na koncerty posluchac klasyki (I Feel You, Das Glockenspiel, Ruhe, itp.) a on zagra cos nowego... tacy artysci maja przejebane... 😂
"Emill - Memories of 2024" czyli 1,5 godziny z muzyka #house i kawalkami, ktore jakos mocno kojarza mi sie z tym rokiem
KAZDY feedback BARDZO mile widziany - niewazne czy masz do czynienia mniej lub bardziej profesjonalnie z muzyka, miksowaniem itp., czy nie, wczuj sie prosze w role jakbys sie mial(x) bawic przy tym na parkiecie - cos Ci przeszkadza, cos sie rozjechalo, nie zgrywa, wybilo Cie z flow - napisz ;)
Jak sie podobalo to tez :D
W klasycznych social mediach bym o to nie prosil, ale tu wiem, ze moge liczyc na konstruktywna krytyke 😎
No i specjalnie dla tego @kopimi, chociaz naprawde nie wiem czemu mu tak zalezy na zdjeciach starszych kolegow z internetow... :troll_face:
Ostatnio trochę zaniedbałem polecajki, ale miałem, niestety, "dobry" powód. Z tego powodu to, czego słuchałem i co mógłbym zarekomendować, trochę się przeciągnęło, przez co miałbym problem, aby wszystko dokładniej opisać. Dzisiaj zatem będę opisywał skrótami, chyba że coś zasługuje na nieco więcej.
Coś więcej:
Mary, album "Widy styczniowe" - o ile się nie mylę, jest to debiut, w dodatku promowany na portalach zajmujących się BM. To połączenie blacku i punku i jeśli przychodzi Wam na myśl teraz Owls Woods Graves, to Mary są... inne. Więcej tu punku, surowości, aczkolwiek sam wokal bardziej przypomina black metal (mam wrażenie, że czuć mocno wycofany język). Jest to bardziej surowe i agresywne, ale też mniej mięsiste niż OWG. Gościnny udział zaliczyła Tuja Szmaragd z Wija.
Zebrahead, EP-ka "I" - w tym miejscu być może niektórzy przestaną czytać, ale mam do Zebry duży sentyment, mimo że praktycznie cały czas brzmią tak samo. Ale to jest ich zaleta - mimo zmiany wokalisty i nieco gorszych ostatnich wyczynów, ta EP-ka brzmi jak na Zebrahead przystało i jest hitowa. I taka ma być. Nic specjalnego, ale dobrze się tego słucha.
Hatchend, album "Summer of'69" - nie jestem znawcą takiej muzyki (właściwie żadnej nie jestem), ale lubię posłuchać takiej totalnej agresji zahaczającej o grindcore, hardcore czy jak to nazwiemy. To debiut Szwedów i jest tutaj totalne zniszczenie, pedał gazu wciśnięty do podwozia i nieliczenie się z niczym. Świetne.
Deus Mortem, album "Thanatos" - polska formacja wydała album, a że to znana kapela, to dużo osób czekało i mam wrażenie, że się nie zawiodło. Bardziej mi się podobała pierwsza połowa albumu, ale całość jest dobra, mięsista i dla każdego fana BM jest coś dobrego, niezależnie co lubi. Połączenie polskich utworów z angielskimi (ale i tak tego nie czujemy) i czuć, że nie wszystko miało być takie samo. Warto zerknąć.
@emill1984 No tak, ale były głosy "poczekajcie do nowej płyty, zobaczymy, w którym kierunku pójdą Emily". I w sumie nie wiem, czego się spodziewałem, ale też nie jestem jakimś fanem LP, aby czegokolwiek się spodziewać.
@alldragonsaredead To prawda, co piszesz - Emily ma mniejszy wachlarz możliwości głosowych niż Chester, choć to, czego wielu oczekuje (scream), robi bardzo dobrze. Nie lepiej od Chestera, ale poziom jest niezły. Ale czyste śpiewanie... No, nie. Czuć, że ona chce ciągle charczeć.
Co do różnorodności utworów, to pewnie zacząłbym je rozróżniać po kilkukrotnym przesłuchaniu.