Tym razem z rzeczami, które wziąłem sobie do osłuchania, zmieściłem się w tygodniu. Fajnie.
Darkestrah - nigdy w życiu nie pomyślałbym, że będę słuchał kirgijskiego black metalu. W dodatku jest to BM z motywami folkowymi z tamtego regionu. Rzecz, która trochę hipnotyzuje i nie jest czystą naparzanką, choć gdy już wchodzi na te najwyższe obroty, to jest to szalona muzyka. I to chyba największa zaleta - czuć tutaj naturalność i nawoływanie kirgijskich bożków przez osobę opowiadającą historię, a jednocześnie wkurzoną na świat.
Devastator, album "Conjurers of Cruelty" - ostatnio pisałem o tym thrashowym zespole, a tu proszę - wydali nowy album. Dobry i choć nie zachwyca, to po prostu dobrze się go słucha. Nie jest to aż tak szalone tempo, jak zapamiętałem, ale i tak jest szybko.
Narjahanam - zachęcony kirgijskimi rytmami, zacząłem drążyć w Spotify i znalazłem black metal z... Bahrajnu. Tutaj nawiązań do muzyki Bliskiego Wschodu jest jeszcze więcej, natomiast jest nieco wolniej i klimatyczniej. Nie ma tutaj aż takiego szaleństwa, a zamiast tego raczej kaznodzieja, który wyrykuje swoje prawdy stojąc na szczycie piramidy. Posłuchajcie sobie pływy "Wa Ma Khufiya Kana A'atham".
Lunar Aurora - a to nieistniejący już zespół z Niemiec grający black metal, ale idący tym razem w kierunku DSBM i ambientu. Może źle to określam, ale jest to takie atmosferyczne, z odgłosami natury, oszczędnymi dźwiękami, niepokojącymi wokalami, które są nieco ukryte. Miejscami to nawet jest blackgaze'owe i ogólnie - różnorodne. Przynajmniej tak jest z płytą "Hoagascht", która spodobała mi się najbardziej, choć poprzednie wymienione zespoły wysłuchałem dużo chętniej. Lunar Aurora jest za to dobry do tła.
High on Fire - nazwa jakby wzięta z jakiegoś szablonu i pasująca do zespołu z USA. Natomiast muzyka jest ciekawa - to jest stoner/sludge i to słychać, ale jest to zaskakująco szybkie. Tak naprawdę to, że jest to stoner, słychać w bardzo niskich dźwiękach, stylu wokalu i atmosferze, natomiast to nie jest takie wolne, jakby mogło się wydawać (zwłaszcza, że na Metal Archives jest jeszcze wspomniany doom metal). Warto dać szansę.
Vreid - norweski melodyjny black metal, ale tak naprawdę black'n'roll i rzeczywiście, słychać tutaj wstawki rock'n'rollowe, a miejscami nawet jakieś eksperymenty elektroniczne (na płytce "Wild North West"). Dość zróżnicowana muzyka, niekoniecznie nawalanka.
Deathspell Omega, album "FAS..." - sam w to nie wierzę, ale spodobała mi się muzyka tego zespołu. Szanuję go, ale nigdy nie przepadałem za tą progresywną, nasiąkniętą filozofią muzyką blackmetalową. A tu proszę - naprawdę czułem ciary słuchając tej płyty i przygotowując się na spotkanie z klientem. Mocne, klimatyczne i choć nie wszystkim się spodoba, to byłem pozytywnie zaskoczony.
DragonForce, album "Warp Speed Warriors" - ale zmiana nastroju! Mam słabość do DF, które doskonale wie, jakim zespołem jest i potrafi to wykorzystać, jednocześnie dobrze się przy tym bawiąc. To typowa kapela koncertowa, idealna na festiwale, memów i dla miłośników piekielnie szybkich solówek gitarowych, bo z tego są znani. Ich dzisiaj wydana płyta jest po prostu normalna i przyznaję, że spodziewałem się więcej. Zawiera za to bangery, które będę puszczał na pewno wiele razy - są to "Power of the Triforce" i cover Taylor Swift "Wildest Dreams". Wiadomo, czego się spodziewać i że nie jest to specjalnie ambitna muzyka, szablonowa, ale za to szalenie techniczna i satysfakcjonująca. No i nie mogę nie szanować tego zespołu za poczucie humoru i dystans do siebie.
Lorna Shore, trylogia "Pain Remains" - wiem, że ten temat już się pojawiał i już dawno pojawiły się utwory, jak i cała płyta, która pokazała, że deathcore też może wzruszać i opowiadać smutne historie w... deathcore'owy sposób. Ale wczoraj wyszedł film z zagraniem tego utworu przez cały zespół, no i cóż - są ciary. Tam nie tylko Will Ramos jest specjalistą w swoim fachu, to dotyczy każdego członka zespołu, gdyż pomijając osobiste preferencje (mnie ta trylogia niespecjalnie porywa), to nie można nie docenić maestrii.
@maciek33 Właściwie DragonForce gra cały czas to samo, ale na tej płycie jeszcze bardziej weszli w nawiązania do gier wideo. Jest też krótka solówka Alicii na basie na "Burning Heart", choć zaraz potem wchodzą Herman & Sam z czymś, co nawiązuje do słynnego "Through the fire and flame". Koncerty tego zespołu muszą być wesołe.
@kalisz79 Nie znałem, bo generalnie nie gustuję w takim graniu. Ale ci grają tego stonera zaskakująco szybko ("Electric Messiah") i to przyciągnęło moją uwagę :) @muzykametalowa
Dodaj komentarz