Oswojony z klimatem noir za sprawą książek Chandlera postanowiłem dać szansę innym autorom tego nurtu. Pierwszym strzałem była kupiona za grosze powieść “Diabeł w błękitnej sukience” Waltera Mosleya.
Chwilę mi zajęło (tak z 40 lat) odkrycie, że nie tylko lubię sama jeździć rowerem, a wręcz nie lubię jeździć z kimś, nie mówiąc o grupie. To by było na tyle z moim szukaniem kolegów na #rower@rower
@Precz@Zenek73@rower w Hiszpanii. Bo tamże rowerzysta jest absolutnie świętą krową i nie tylko trzech rowerzystów jedzie całą szerokością pasa przy podwójnej ciągłej, ale dodatkowo jak na wąskiej drodze naprzeciwko rowerzysty jedzie dostawczak, to się zatrzymuje w szerszym miejscu i czeka.
Tu akurat węziej...
Po “Everyday Millionaires” Chrisa Hogana sięgnąłem zachęcony wzmiankami w kilku innych książkach o finansach osobistych. Czy faktycznie jest wartą uwagi lekturą w temacie filozofii bogactwa?
@SceNtriC - ja tak mam z coverami, niezależnie od gatunku. Kompletnie nie rozumiem takich, które nie próbują nawet na krok odbiegać od oryginałów, a jeszcze mniej rozumiem covery w uproszczeniu polegające tylko na... dosłownie przyśpieszeniu oryginałów.
#Chicane zapowiedzialo pierwszy od 10 lat wystep w formie "live band" - bedzie mial miejsce w londynskiej #O2Arena 13 wrzesnia 2025.
Do mnie akurat ich forma "live" nie trafila, wole DJ-sety, ale to generalnie pozytywna wiadomosc, ze niektorzy producenci wracaja do formy live-actów. Ponizej nagrany przez kogos tosterem fragment ich koncertu z #Lubiąż.a z 2008 roku (nieodżałowane #TunnelElectrocity, strasznie mi tej imprezy brakuje). IMHO sam koncert wypadl srednio, muzyka za bardzo sie "rozjezdzala" i wokalistka jakos nie mogla miejscami trafic w tonacje, ale chyba jestem w tej opinii osamotniony 😅
Kolejny stary kryminał, tym razem w klimacie amerykańskim. Bardzo ciekawie opisana akcja, a atmosfera również bardzo mi się podobała - może dlatego, że w tle jest stara nowojorska prasa, a także dziecko, które dodaje animuszu bohaterom. Nie ustrzegła się wad, ale polecam.
Skończyłem dziś „Listopadowe porzeczki“ Andrusa Kivirähka.
Pora roku trochę nie pasuje na czytanie, bo akcja dzieje się w listopadzie, ale i tak zostałem wciągnięty od pierwszych stron.
Wspaniała książka, śmiałem się przy niej wielokrotnie, ale na koniec zostawiła mnie w smutku i zadumie.
Estoński folklor, nieszczęśliwa miłość, walki z upiorami, bieda zakorzeniona tak gołęboko, że skarby stają się bezużyteczne, chciwość prowadząca do zguby, duma narodowa wypaczona na różne sposoby i sposoby na oszukanie diabła. Zaskakująco dużo dosadnie pokazanych problemów w książce, którą czyta się tak lekko... #polecam#ksiazki@ksiazki