Jak to jest, że choć badania wskazują, że zadania domowe nie tylko nie przynoszą korzyści, ale są wręcz szkodliwe, to jednak przeważająca większość szkół nie tylko od nich nie odchodzi, ale wręcz dąży do tego, by zadawać coraz więcej, i od coraz wcześniejszych lat?
Autor nie skupia się wyłącznie na pracach domowych, ale porusza również szersze problemy związane z edukacją (podejrzewam, że będę czytał kolejne jego książki), nierzetelnością w publikowanych badaniach, czy nawet systemem społecznym. Choć książka skupia się na Stanach Zjednoczonych, wiele z problemów w niej poruszanych przypomina mi moją własną edukację tu, w Polsce.
Mnie też spotkała edukacja oparta o "zakuwanie" bez zrozumienia — i tak naprawdę wiele rzeczy pojąłem dopiero lata później, kiedy w końcu miałem dość kontekstu, by nabrały sensu. Mnie też krytykowano (choć chyba nie w szkole), że nie znam tabliczki mnożenia, choć nigdy nie miałem problemu z szybkim liczeniem. Mnie też skutecznie zniechęcano do nauki — i dopiero w połowie książki uświadomiłem sobie, że dotyczyło to również czytania lektur, które również są swoistą formą zadań domowych (i tu chciałbym pochwalić panią polonistkę z technikum, która zrozumiała, że i tak nie będziemy czytać lektur, więc lepiej poczytać nam na lekcji, żebyśmy chociaż poznali styl autora). Mnie też spotkały kolejne reformy edukacji, włączając to egzamin szóstoklasisty, który właściwie nie pełnił żadnej funkcji, poza "przyzwyczajaniem" do przyszłych egzaminów. No i to bezsensowne dążenie do konkurowania, którego nigdy nie potrafiłem zaakceptować.
Moim zdaniem — warto. Choć ostrzegam, że trudno się nie wściekać na tę rzeczywistość.
Mozna sluchac trance, house, techno, ba - nawet szerzej - rocka, jazzu... ale sa utwory ktore beda uniwersalne i ponadczasowe chyba dla wiekszosci ludzi na swiecie
@emill1984@muzykaklubowa Śmieszna dla mnie rzecz, nigdy nie poznałam tego utworu przez kulturę klubową czy własne słuchanie (może przez to, że kawałek starszy ode mnie :))
Poznałam ją za to przez youtubowe AMVki i kompilacje szalonych rzeczy z RuneScape'a :)
Moc jest.
Dla fanów #BlackMetal pozycja obowiązkowa, szczególnie jeśli nie w pełni znacie historię tego nurtu, tylko słyszeliście jakieś skrawki. Natomiast nie jest to pozycja idealna - niektóre braki (Satyricon!) są zastanawiające (choć mogą wynikać z miliona przyczyn). Jednocześnie, nie jest to pozycja idealizująca BM - autor zostawia pole do interpretacji różnych zachowań i jako reporter sprawił się świetnie. A i parę historycznych zespołów można tutaj wygrzebać do własnego, dalszego researchu.
Mój organizm czuje jesień, liczba czytanych przeze mnie książek rośnie.
Dziś skończyłem Sztandary Imperium. Była wyborna. Super sceny akcji, skomplikowani i ciekawi bohaterowie. Lekki język, bardzo wciągające. Dwa razy (na początku i w połowie książki) myślałem, że wiem co się będzie działo pod koniec książki, po czym działo się to ledwie kilkanaście stron dalej, a później zwrot akcji i ciekawe rzeczy potem. Podobało mi się bardzo, może poza dwiema decyzjami bohaterów, które kluczowe dla wątku romantycznego nie były wg mnie (dostatecznie) uzasadnione fabularnie.
Według amerykańskiej psycholożki klinicznej dr Edith Shiro istnieją trzy możliwe rezultaty traumatycznego doświadczenia. Pierwszy to dobrze wszystkim znany, choćby z filmów i literatury, zespół stresu pourazowego, który właściwie uniemożliwia, a przynajmniej bardzo utrudnia dalsze życie. Drugi to powrót do zdrowia i nabranie odporności – w tym wariancie dotknięta traumą osoba po jakimś czasie zaczyna normalnie funkcjonować, mimo że epizody depresji i inne niedogodności będą do niej wracały. Trzeci i najbardziej niespodziewany z możliwych rezultatów to z kolei potraumatyczny rozwój, który polega na przekroczeniu swojej kondycji i wejściu na ścieżkę osobistego wzrostu sprowokowanego właśnie przez traumatyczne doświadczenie. „Zaskakujący dar traumy” opowiada o tej trzeciej możliwości.
@bobiko tak sobie dalej ogladam film z #AmsterdamDanceMission od Ciebie z wczoraj i w sumie - skoro #ParadaWolnosci jest tak spektakularnym sukcesem to moze przejazd platform po #Poznan.iu tez zostanie reaktywowany? :D
Oglądając ten film, pomyślałem ze to dopiero była patologia ;)) (przekładając na wspolczesne czasy). Białe rękawiczki, kowbojskie kapelusze, koleś tańczący w przebraniu, etc. przy okazji przejazd po starym jeszcze Poznaniu (wciaz pamietam te tereny niezabudowane przez CH).
po wczorajszej udanej wycieczce .. najgorszy jest własnie ten moment. czyli kurde tyle rzeczy na raz do zrobienia a jedynie co byś chciał.. to iść na rower :D
Na Summer Dying Loud byliśmy tylko w sobotę, znów było bardzo fajnie, dla znajomych spoza "czarnej" banieczki - to sympatyczny i fajnie rozwijający się festiwal @muzykametalowa pod Łodzią, bardzo sensowny dobór wykonawców, główna scena na tyle duża, by zapewnić warunki do show i na tyle kameralna, że dało się podejść dość blisko. Przyzwoita strefa gastro z opcjami dla roślinnych, klimatyzowana (za) mała scena. Największy fuckup to toitoie - może nie tyle one same, co brak mydła i wody do umycia rąk. Trzymam kciuki, żeby w kolejnych latach wróciły toalety z wodą bieżącą.
Muzycznie - bardzo dobrze.
Sunnata - z płyt ta muzyka nie budzi we mnie emocji, na żywo dostała przestrzeni i mocy, chętnie znów zobaczę, kiedy nadarzy się okazja (a zdaje się, że ma nadarzyć się jesienią).
Schizma - no super, jeden z lepszych koncertów dnia, pełen power, zero spiny, nie jestem fanem barwy wokalu, ale ogólnie się zgadzało. Młyn pod sceną wskazywał, że nie tylko mi się zgadzało. :)
Mutterlein - nie jestem przekonany, czy to muzyka koncertowa i czy na scenę (choćby i małą) na tym festiwalu. Ładne buczenie, dużo subbasów odczuwalnych w nosie, na inne okoliczności przyrody na pewno bdb.
Chapel of Disease - spoko, ale wolę Tribulation ;) posłuchaliśmy ze strefy gastro.
Blazd of Perdition - wsadzenie ich do "krypty" było pomysłem dziwnym (choć może to kwestia etosu i oczekiwanie zespołu?) - w rezultacie ledwo dało się wepchnąć, a jak już się trochę wepchnąłem, to w pewnym momencie do pełnej sali postanowiło wbić się jeszcze dobre kilkadziesiąt osób, które nie zamierzały odpuszczać, więc odpuściłem ja, w obawie o żebra. A żałuję, bo ten kawałek koncertu, który widziałem, był bez wątpienia na świetnym poziomie. Strasznie szkoda, że koncert dla sardynek.
Primordial - meh. xd
Convulse za to - super. "Fińczycy" na przepięknym deathowym oldschoolu, świetne i czytelne brzmienie (trio, więc dało się doskonale ustawić). Dodatkowo w drugiej połowie koncertu fani Overkill poszli słuchać swoich idoli, więc zrobiło się nieco luźniej, (...)
@muzykametalowa no i super. W tamtym punkcie czasu był to najlepszy koncert soboty dla mnie.
W ramach pauzy taktycznej, trzymania się z dala od głównej sceny przez chwilę i koniecznej chwili odpoczynku, pooglądaliśmy wystawę czarnej sztuki plastycznej i nie poszliśmy zobaczyć Aluk Todolo, a z tego co widzę we wpisach znajomych i nieznajomych - był to błąd. Będę miał na radarze na przyszłość.
Moonspell - podobnie jak Tiamat 2 lata temu, koncert dla sentymentalnych klimaciarzy, którzy dostali to, czego oczekiwali ;) (choć pod sceną było też sporo młodzieży). Może i te quasi-piszczałki na statywie keyboardu to znamię sera, ale koncert zagrany bardzo dobrze, Fernando w bdb formie wokalnej i z pełną kontrolą show (wiedział, że wrzucanie "Poland" i "Summer Dying Loud" co 3 zdanie w konferansjerce zrobi robotę). Występ dla fanów, fani docenili.
Obscure Sphinx - absolutnie nie żałuję, że zostaliśmy na tym "bonusowym" koncercie, choć muzyka OS to nie do końca moje klimaty, a akustyk postanowił w ramach podziękowania za cierpliwość zamordować fanów poziomem dźwięku. Niemniej, niezależnie od absurdalnej głośności, koncert brzmiał znakomicie, a wyziew Wielebnej zawstydził prawdopodobnie połowę, jak nie więcej, prężących się na SDL-owych scenach wokalistów. Wspaniały, potężny występ.
Aha, lubię ten festiwal też za światła - nawet komórką da się zrobić godne zdjęcia na pamiątkę (przynajmniej na dużej scenie, bo na małej nic nie widać - czy tam w ogóle jest podest, czy scena była na wysokości podłogi?).