Dzięki tej części zrozumiałem fenomen tej serii. Widzę, że opinie są różne, ale według mnie drugi tom jest dużo lepszy niż pierwszy, świetnie kończy tę dylogię i Simmons zbliżył się do ideału mojego wyobrażenia sci-fi. 10-tki nie ma, ale było bardzo, bardzo blisko.
@AngelicAura - jeśli piszesz o przekładzie Łozińskiego, to mnie szczerze zdziwiłeś twierdzeniem, że to jest "jedyny przekład zgadzający się z intencją Tolkiena". Tak mógł stwierdzić chyba tylko Łoziński ;-D
Z tego, co ja czytałem na temat tłumaczeń Władcy Pierścieni, to każde z nich miało swoje wady i zalety, natomiast Łozińskiego zawsze było zdecydowanie uznawane za najgorsze (merytorycznie, bo niektórym czytelnikom jego tłumaczenie odpowiada najbardziej).
Z drugiej strony - tłumaczenia Skibniewskiej i Łozińskiego doczekały się kolejnych wydań, mocno zmienionych w stosunku do ich pierwotnych wersji, więc trzeba byłoby poszukać gdzieś jakichś wiarygodnych, współczesnych badań na ten temat.
Gdybym miał dziś wybierać któryś z przekładów, to wybrałbym chyba Frąców, ze względu na to, że powstał jako ostatni, a tłumacze znali kontrowersje wokół wcześniejszych przekładów.
Na szczęście wybierać nie muszę, bo... jakoś nigdy nie zapałałem miłością do dzieł Tolkiena.
@HeikeKinney - lokalizacja, to jednak coś innego niż wymyślanie totalnie dziwnych rozwiązań jak u Łozińskiego :)
Wiele rzeczy można mu było spokojnie wybaczyć i tłumaczowi oberwało się w największej mierze przez to, że to przekład Skibniewskiej stał się "kanoniczny", jednak wielu jego wyborów nie da się w żaden sposób usprawiedliwić (Bagosz? Krzaty? Sam Gaduła?).
Pamiętam, że kiedyś po sieci krążył artykuł, gdzie wytykano Łozińskiemu ewidentne błędy wskazujące wręcz momentami na niezrozumienie świata Śródziemia. Próbowałem googlnąć to, ale nie znalazłem :-/
@HeikeKinney - to nie było raczej podejmowanie ryzyka, bo inne jego tłumaczenia też bywały... nazwijmy to oględnie - kontrowersyjne.
Moim zdaniem Łoziński to przykład typu tłumacza, którego ja osobiście nie lubię (to zresztą dotyczy także redaktorów). Jest to rodzaj, którego ja nazywam tłumaczami/redaktorami-gwiazdorami, uprawiającymi rodzaj "chciejstwa". Dodający w tekstach więcej niż jest w oryginale (co jest dopuszczalne), ale oni przekraczają tą cienką granicę pomiędzy sługą tekstowi i panem tekstu.
Przy czym podkreślę - zgadzam się, że Łoziński oberwał bardziej niż na to zasłużył ze względu na to, że przekład Skibniewskiej zdążył się już zakorzenić. Przy czym w jego przypadku mamy moim zdaniem zupełnie inną sytuację niż np. w Kubusiu Puchatku vel. Fredzi Phi-Phi.
Okej, krzat jako idea nie jest złym rozwiązaniem, podobnie jak kilka innych pomysłów, ale... o to "gdyby" właśnie chodzi. Krasnoludy tak się u nas zadomowiły już za czasów Łozińskiego, że próba tworzenia nowej wersji tłumaczenia "dwarf" jest działaniem na siłę, niepotrzebnym.
To m.in. miałem na myśli pisząc o gwiazdorzeniu tłumacza. Dla tych "krzatów" nie ma uzasadnienia, że byłyby lepsze, bardziej zgodne z oryginalnym zamysłem Tolkien, że coś by wnosiło to do przekładu.
Inna sprawa, że dziś owe "krzaty" przyjmuje sie nieco lepiej niż kiedyś prawdopodobnie z dwóch powodów:
bardziej "(pra)słowiańskiego" brzmienia, chodzi o zbitkę "krz".
osłuchania i oczytania się słowa "krasnoludy", które dosyć szybko się przyjęło i przestało być egzotyczno-słowiańskie.
Czytanie Anne Rice w dużych dawkach (zwłaszcza późniejszych tomów Kronik Wampirów) to idealny zamiennik internetowego brainrot. Zgadnijcie, co będę sobie czytać przed snem 😅 @ksiazki
W piątek robię bye bye Legimi i w sumie nie znalazłam alternatywy, więc jestem umówiona ze sobą, że najpierw wyczytuję to co mam i na czytniku i w papierze, a potem co 2-3 miesiąca kupuję sobie ebooki za 100 -+.
Rezygnuję z Legimi, bo:
3/4 książek, które chcę, przeczytać nie są i tak dostępne na Legimi
jak są, to i tak musiałabym do nich dopłacić od kilku do nawet 20 zł, a sam abonament to już 50 zł
słaby support
aplikacja na jabłku się coraz bardziej tnie, a przesyłanie przez kabel ostatnio wywala zawsze @ksiazki
@Olcia95@ksiazki - ja tylko podpowiem, że jak będzie Ci się kończył abonament, to sobie pościągaj książki, które chcesz przeczytać i wyłącz synchronizację online. Masz wtedy mniej więcej miesiąc, zanim apka zacznie wyświetlać komunikat, że nie wyświetli ebooków, bo nie wie czy masz abonament i będzie domagać się synchronizacji.
Ja tak zrobiłem bez skrupułów właśnie dlatego, że odwalili ten numer z płatnym wypożyczeniami. Niby ostrzegali wcześniej, że można sobie ściągnąć i potem nie usuną tego z półek, ale ja mam tak, że potrafię skakać po książkach na zasadzie zerkania i podczytania czy mi się spodoba, więc wywalenie kilku wydawnictw, którymi byłbym potencjalnie zainteresowany, autentycznie mnie zabolało. Uznałem więc, że skoro Legimi samo proponuje w zasadzie chamskie obejście w zasadzie narażając wydawców na stratę, to ja mogę ten jeden miesiąc za free od nich :)
@Zenek73 - jeśli obrazek jest oznaczony, to można bardziej zaufać takiemu autorowi, niż gdyby ten obrazek był nieoznaczony :)
Z drugiej strony, jeśli przeczytałbym wygenerowaną książkę i byłaby ona dobra, to czy to byłoby takie złe? Przypominają mi się różne eksperymenty w sztuce i na przykład A.Warhol...
Dziwnie się czuję, oceniając poważaną i nagradzaną książkę na 3/10 (gdzie ocena została podniesiona przez drugą połowę), ale muszę, bo mnie ta powieść odrzuciła. I wiem, że wielu osobom nie spodoba się powód, dla którego mnie odrzuciła, ale gdyby pisarka dodała trochę więcej fantastyki, może coś o antagoniście, to pewnie przykryłoby to chorobliwe wręcz podkreślanie kwestii ideologicznych. One są w porządku (i nawet jest to dobra odmiana), ale nie w takim stylu i takich proporcjach od początku historii. No i umówmy się - walka z wrogiem poprzez rapowanie to jedna z bardziej idiotycznych rzeczy, jakie ostatnio przeczytałem.
Pamiętajmy, że krytyk literacki i recenzent to są pewne określone funkcje. Z rozmytymi granicami, ale jednak.
Twierdzenie, że blogerzy spełniają rolę krytyków jest tak prawdziwe, jak twierdzenie, że ktoś, kto instaluje motyw i pluginy na Wordpressie spełnia rolę informatyka lub programisty.
Krytyk literacki nie ma oceniać książek pod kątem własnych (czy naszych) upodobań, więc jeśli będziemy mówić o krytyku, który ma taki sam gust jak my, to znaczy, że albo my mamy tak wysublimowany gust, że lubimy tylko książki dobre, albo ów krytyk nie jest krytykiem lub jest złym krytykiem ;-D
Ja się jakoś podświadomie nauczyłem oceny na Filmwebie traktować mniej lub bardziej poważnie w zależności od rodzaju filmu. Trudno mi to określić, bo hasła "kino ambitne" i "lekkie kino" nie oddają tych rodzajów. Jest pewien typ filmów, które dostają tam wyraźnie niższe oceny niż na to zasługują.
@SceNtriC - ja jestem pewien wręcz, że krytycy Tobie są niepotrzebni jeśli oczekujesz od polecanki/odradzanki, która jest mnie lub bardziej, ale zgodna z Twoim gustem. Czy deprecjonujesz rolę krytyków? Wydaje mi się, że niekoniecznie. Raczej widzisz ją inaczej niż powinna być "z definicji".
Co do języka krytyków, mnie on śmieszy, a trochę smuci. Pierwotnie miał służyć ścisłemu określeniu tego, o czym krytycy mówią/piszą, a obecnie stał się takim trochę szyfrem, trochę slangiem, mającym odróżnić krytyków od "pospólstwa". Czasem mam wrażenie, że oni piszą sami dla siebie, jak jakaś forma kółka wzajemnej adoracji. To samo zrobili marketingowcy czy informatycy, a już szczytem "perfekcji" jest korpo-mowa.
Słuchajcie, przywracam mojego staruszka do ustawień fabrycznych, zobaczymy, czy coś z tego będzie! Oby trochę przyspieszył. No i w końcu porządki zrobię, bo już mi miejsca zaczynało brakować…
@kjhank - w PW3 niestety jeśli zrobiłeś aktualizację do jakiejś wersji oprogramowania, jailbreak był niemożliwy do wykonania. Podejrzewam, że gdyby dało się to zrobić, pozostałbym przy Kindle.
Niemniej porzucenia Amazonu nie żałuję, bo Pocketbook ma wszystko, co powinien, a i tak co jakiś czas zaskakuje mnie pozytywnie niektórymi rozwiązaniami.