@rozie - wiesz, mam wrażenie, że masz mocno skrzywiony obraz procesu wydawniczego. Trochę będę bawił się w adwokata diabła, więc od razu zastrzegę rzeczy, co do których się zgadzam:
stawki dla autorów są niskie, a dla debiutantów - za niskie, bo nie mają siły negocjacyjnej
wydawcy mają swoje za uszami - np. jeśli autor nie ma w charakterze i umiejętnościach autopromocji, to wsparcie ze strony wydawcy zazwyczaj jest za małe.
Ale jednocześnie to tylko po części wina wydawców, rynek książki jest systemowo zepsuty. Co chwilę powstaje jakieś wydawnictwo-krzak lub chałupnicze i okazuje się, że nie udaje mu się utrzymać lub ciągnie na granicy opłacalności, często kombinując z dotacjami, itp. I to nie jest tak, że powstaje jakiś spisek innych (większych) wydawców przeciwko takim wydawcom, te wydawnictwa nie wytrzymują z różnych powodów na rynku.
Piszesz o "zamachu na prawa twórców" i, wybacz, ale napiszę to wprost - to jest po prostu totalna bzdura. Rozdział praw majątkowych i niemajątkowych powstał właśnie po to, żeby chronić autorów. Nawet jeśli oni sami by się chcieli pozbyć części praw - dzięki temu nie mają takiej możliwości. To chroni ich przed różnymi zakusami ze strony wydawców lub jakichś szuj.
W przypadku relacji autor-wydawca mamy więc do czynienia z prawami zbywalnymi, licencjami, umowami, itp. Autor decyduje się lub nie na dane warunki. Nie podoba mu się jeden wydawca, idzie do drugiego, który daje lepsze.
Piszesz, że autor nie wie i nie ma wpływu na sprzedaż - masz rację, ale wydawca też tego nie wie. Proste pytanie - czy myślisz, że wydawca mogąc zarobić na czymś, nie korzystałby z okazji, żeby to robić? Problem z książkami jest taki, że w przypadku debiutantów, autorów mało znanych, niemedialnych - nie jesteś w stanie ocenić jak dana książka się sprzeda. Wydawcy to szacują sobie, ale i tak bywa z tym różnie.