@ksiazki Mam pytanie o źródła informacji o nowych książkach. Czy istnieją jakieś miejsca, gdzie warto dać znać o wydaniu książki? Szczególnie, jeśli utwór jest dostępny za darmo.
Interesują mnie platformy i miejsca dotyczące literatury polskojęzycznej.
@ksiazki Dobra, ponieważ były boosty, nie było odpowiedzi, to po prostu dam znać tu. W formie pytania: czy znacie książki wydawnictwa Wind Forge Media? http://media.wind-forge.co.uk/index.php
Warto zerknąć. Czytałem trylogię Labirynt i mi się podobało.
@rozie - nie znam i napiszę wprost - nie zamierzam się zapoznawać z wydawnictwem, które robi tylko szczątkową korektę i redakcję. Chociaż doceniam szczerość.
Natomiast co do informacji o nowych książkach - moim zdaniem warto uderzać do "branżowych" czasopism/serwisów związanych z gatunkiem, w jakim jest dana książka.
@mason@ksiazki Rozumiem, choć z tego co pamiętam liczba i jakość zgrzytów jest minimalna.
Widywałem gorsze komercyjne, choć tam raczej o tłumaczenia chodziło. Hitem, który mi utkwił w pamięci jest "lampa korzystająca z celi solarnej" (czy też: słonecznej).
Nie oceniam konkretnych tytułów, po prostu uważam, że co do zasady puszczanie tekstów bez korekty i redakcji jest szkodnictwem.
Co do komercyjnych redakcji i korekt, to masz rację - sporo jest takich książek, które nie powinny być nigdy opublikowane.
W przypadku tłumaczeń biorę jeszcze poprawkę na to, że w takich przypadkach mamy do czynienia z twórczością autora i tłumacza, więc zazwyczaj redaktorzy i korekta ma 2x więcej roboty ;-) Więc jeśli te "cele solarne" są tylko pojedynczym kwiatkiem, jestem w stanie to wybaczyć, bo tłumacza czasami może po prostu "zaćmić". Gorzej, kiedy tych błędów jest więcej albo kiedy tłumacz nie rozumie tekstu, który tłumaczy (tłumaczy jak maszyna).
@mason@ksiazki Znaczy się AFAIK tam chodzi o brak zawodowej korekty i redakcji, nie brak w ogóle. Zdaje się autor robił sam plus zaprzyjaźnione osoby.
Rozumiem, że tłumacza może zaćmić, ale że nikt tego nie wyłapał później? Kwiatków było więcej chyba, właśnie takie w stylu "nie do końca rozumiem i łapię klimat", ale ta cela mnie zabiła. Dłuższą chwilę myślałem, co tam się stało i czy coś przegapiłem (przybycie obcych z nową technologią? aresztowanie bohatera?).
Nie wiem czy jest na świecie chociaż jeden autor, który zrobi dobrze korektę i redakcję po sobie samym :) Dawanie do redkoru zaprzyjaźnionym osobom to już lepszy pomysł, choć to zależy od kompetencji.
Oczywiście nie wykluczam możliwości dobrej redakcji i korekty robionej "własnym sumptem" i wierzę, że nieraz takie książki mogą być lepiej zredagowane niż w niektórych "profesjonalnych" wydawnictwach, niemniej dla zasady - nie toleruję ścinania kosztów na redakcji i korekcie. Nawet jeśli sprawdzi się to w jednym przypadku, to w 20 dostaniemy potworki. To widać w selfpubach, ale chyba jeszcze bardziej w wydawnictwach typu vanity, które najczęściej pod pojęciem redakcji i korekty sprzedają tylko korektę i bardzo szczątkową redakcję, którą można nazwać nieco rozszerzoną korektą.
@rozie@ksiazki Ale tak jak przyjrzałem się, to to Wind Forge Media jest częścią https://find-and-update.company-information.service.gov.uk/company/SC584506/filing-history - wystarczy popatrzyć na sprawozdania, to mikrofirma praktycznie nie prowadzi poważniejszej działalności. Bardziej wygląda to na sidekick - parasol by wypromować autora w jakikolwiek sposób i jednocześnie by mógł on legalnie coś wydać (zapewnia to mu parasol formy, która rozliczy, podpisze umowy itp itd).
@seachdamh@ksiazki Dokładnie, w tej chwili są tam książki jednego autora. I jest to sidekick. Była jeszcze jedna książka, innego autora, ale... patrz FAQ. W ogóle to autor ma bloga, można poczytać o zainteresowaniach, z czego żyje, trochę o pisaniu.
Użyłem zwrotu "książki wydawnictwa" bo i pod pseudonimem pisze, i nie kojarzę podobnego modelu po polsku, i jak podlinkowałem to wszystko w jednym miejscu jest.
@seachdamh@ksiazki No zastanawiam się czy polskojęzyczne wydawnictwa z alternatywnym modelem dystrybucji dorobiły się jakichś metod promocji i czy docierają jakoś do czytających.
Wiadomo, istnieją serwisy z ocenami, ale czy wpływają istotnie na wiedzę o książkach - trochę wątpię.
@rozie@ksiazki zależy co masz na myśli o alternatywnym modelu dystrybucji. Że nie sprzedają w dużych sieciówkach? Że wydają tylko elektronicznie?
Z tego co wiem i selfpublishing (z definicji) i vanity praktycznie wszystko zostawiają na głowie autora (klienta w sumie, bo niekoniecznie musi to być autor).
W tym przypadku jak dla mnie to jest po prostu selfpublishing po prostu.
Jak chcesz promocję z prawdziwego zdarzenia - "prawdziwie" wydawnictwo "welcome" (albo i nie, kto powiedział, że będą chcieli wydać).
Więc jeśli wydałeś się samojebką to promocja jest na twojej głowie (autorze, kliencie), nie wydawnictwa. Może niektóre vanity dorzucą cię do wsyzukiwarek, na jakąś stronę, zrobią wpis na lubimyczytać... ale pewnie to max (i to w pakiecie premium jeśli takowy jest :troll_face: )
@seachdamh@ksiazki Głównie rozdawanie za darmo, w praktyce, z możliwością wsparcia opcjonalnie, po lekturze. Mówimy o pełnowymiarowych książkach, z ISBN. To, że nie ma papieru (i paru innych rzeczy) to kwestia otoczenia i problemów z nim związanych. Fun fact: pierwszy tom Labiryntu początkowo był sprzedawany, tak zdobyłem.
Trochę to podobne do patronite, tylko tam raczej kojarzę blogerów, youtuberow, ogólnie formy z częstą publikacją, autorów książek - niezbyt.
@seachdamh@ksiazki Selfpubów z promocją I własną dystrybucją jest też trochę, ale kojarzę raczej branżowe/poradniki, nastawione typowo na zarobek/zysk. I tam autor zajmuje się tym/poświęca czas.
Kojarzę, że znajomi coś pisali na jakieś platformy ale to było dawno, IIRC angielski i krótkie formy.
Przyjąłem, że w Polsce i dla długich form też coś musi istnieć. Dla muzyki jest Bandcamp.
@rozie@seachdamh@ksiazki Proszę sprecyzować pytanie ;) Jeżeli o to, jak się ludzie promują, no to już było powiedziane. Recenzje na insta/youtube/fb/blogach, jazdy na targi książek... no selfpub nie ma dużych możliwości, niestety.
@rdarmila - oj, nie byłbym tak krytyczny, selfpub ma stosunkowo dużo możliwości, pod warunkiem, że autor chce pracować na kilku etatach, ma czas oraz stać go na reklamę ;-)
Ludzie patrzą na "tradycyjne" wydawnictwa "złym okiem", bo te miewają sporo za uszami, ale jednocześnie nie uwzględniają tego, że jeśli chcą wydać selfpuba, to biorą na siebie wszystkie etaty, jakie wydawnictwa rozkładają na kilka osób oraz zamykają sobie część kanałów dystrybucyjnych, które też przysparzają czytelników.
@mason@rdarmila@seachdamh@ksiazki No warto by się tu pewnie zastanowić kto jest twórcą dzieła i w jakim stopniu. I czy obecny podział jest fair. Bo tłumacz, korektor czy redaktor pracują za stałą stawkę, nie proporcjonalną od sprzedaży, prawda? Autor dostaje marny procent od ceny okładkowej, czyli proporcjonalnie od sprzedaży. Wydawnictwa biorą procent od sprzedaży (większy niż autor), choć ich koszty są stałe. Do brzegu: główną pracę robi autor, główny zysk mają wydawnictwa i dystrybutorzy.
@rozie - oj, mieszasz. Twórcą dzieła jest i będzie jego autor (lub autorzy) i to jest niepodważalne i niezbywalne prawo. Nawet jeśli chcesz lub zgodzisz się, żeby dany utwór opublikować anonimowo, to i tak jesteś jego autorem.
To, o czym piszesz dotyczy autorskich praw majątkowych i to jest trochę inna kwestia. Autorzy mają prawo negocjować umowy nie tylko do kwot, ale też co do innych warunków.
Jedna z dobrych praktyk, która została wypracowana przez lata i jest pewnym standardem, jest taka, że autor otrzymuje procent od sprzedaży... ale kasuje za to zaliczkę, która jest bezzwrotna. Czyli jeśli autor umówi się z wydawcą na zaliczkę w danej kwocie - nie dostanie mniej. Jeśli książka się nie sprzeda - to wydawca jest stratny, jeśli sprzeda - zyskuje i autor, i wydawca.
No i tu dochodzimy do podziału zysków - musiałbym pogrzebać gdzieś w zestawieniach, może @swiatczytnikow przypomni, ale podział zysków z książek wcale nie jest tak łatwy jak by się wydawało. Po stronie dystrybutorów i wydawców musisz doliczyć wszystkie możliwe koszty wynikające z obrotu danym tytułem, podatki, koszty transportu, magazynowania, redakcji, korekty, grafika, składacza, druku, itp. itd. No i oczywiście koszty reklamy i promocji.
Można by dużo pisać o tym, szacować, itp., ale można też wziąć temat z drugiej strony - ile mamy wydawnictw w Polsce, ile powstało i upadło, a ile się utrzymuje. Ile z nich zarabia, ile jest dotowanych? Z moich obserwacji - większość małych i średnich wydawnictw, które w teorii powinny dawać uczciwsze warunki - pada lub ledwie się utrzymuje na rynku, niektóre pewnie tylko dzięki różnego rodzaju dotacjom. To świadczy raczej o jednym - wydawcy wcale nie są najbardziej pazernymi w łańcuchu, choć są i tacy, którzy mają sporo na sumieniu, nie przeczę.
Prawo do negocjacji oczywiście teoretycznie jest. W praktyce pozycja pozycja negocjacyjna autora, zwł. początkującego, jest +-żadna.
Zaliczka - autor nie wie (i nie ma wpływu) na sprzedaż. Wydawca kontroluje promocję, cenę, dystrybucję. I nie kupuje kota w worku typu "kryminał na 200 stron", prawda?
@mason@swiatczytnikow@rdarmila@seachdamh@ksiazki Dla jasności, nie twierdzę, że winne są tylko wydawnictwa. Jednak wg mnie 10% za wkład autora to żart. Bo to nie reklama, korekta i dystrybucja tworzą wartość książki.
Koszt dystrybucji elektronicznej jest przyzerowy. Nawet dodanie obsługi płatności, sklepu itd. niewiele to zmienia. Allegro brało jakieś 10%, nim obrót ebookami został sztucznie ograniczony. Działania lobby wydawniczego? Można się tylko domyślać...
@rozie - wiesz, mam wrażenie, że masz mocno skrzywiony obraz procesu wydawniczego. Trochę będę bawił się w adwokata diabła, więc od razu zastrzegę rzeczy, co do których się zgadzam:
stawki dla autorów są niskie, a dla debiutantów - za niskie, bo nie mają siły negocjacyjnej
wydawcy mają swoje za uszami - np. jeśli autor nie ma w charakterze i umiejętnościach autopromocji, to wsparcie ze strony wydawcy zazwyczaj jest za małe.
Ale jednocześnie to tylko po części wina wydawców, rynek książki jest systemowo zepsuty. Co chwilę powstaje jakieś wydawnictwo-krzak lub chałupnicze i okazuje się, że nie udaje mu się utrzymać lub ciągnie na granicy opłacalności, często kombinując z dotacjami, itp. I to nie jest tak, że powstaje jakiś spisek innych (większych) wydawców przeciwko takim wydawcom, te wydawnictwa nie wytrzymują z różnych powodów na rynku.
Piszesz o "zamachu na prawa twórców" i, wybacz, ale napiszę to wprost - to jest po prostu totalna bzdura. Rozdział praw majątkowych i niemajątkowych powstał właśnie po to, żeby chronić autorów. Nawet jeśli oni sami by się chcieli pozbyć części praw - dzięki temu nie mają takiej możliwości. To chroni ich przed różnymi zakusami ze strony wydawców lub jakichś szuj.
W przypadku relacji autor-wydawca mamy więc do czynienia z prawami zbywalnymi, licencjami, umowami, itp. Autor decyduje się lub nie na dane warunki. Nie podoba mu się jeden wydawca, idzie do drugiego, który daje lepsze.
Piszesz, że autor nie wie i nie ma wpływu na sprzedaż - masz rację, ale wydawca też tego nie wie. Proste pytanie - czy myślisz, że wydawca mogąc zarobić na czymś, nie korzystałby z okazji, żeby to robić? Problem z książkami jest taki, że w przypadku debiutantów, autorów mało znanych, niemedialnych - nie jesteś w stanie ocenić jak dana książka się sprzeda. Wydawcy to szacują sobie, ale i tak bywa z tym różnie.
O niektórych wydawnictwach mówi się, że jadą na kilku najlepiej się sprzedających autorach, a do debiutantów i pozostałych - dopłacają. I faktycznie. Piszesz o obrocie i sprzedaży, ale policz sobie to tak. Niektóre książki nie sprzedają się wcale lub sprzedają w małych ilościach. Jak autor ma sprzedaż na poziomie 2000 egzemplarzy, to już jest "złotem". Wielu sprzedaje się na poziomie kilkuset do tysiąca.
A teraz policz, powiedzmy 500 egzemplarzy po 40 złotych (i tak zawyżam cenę) to jest 20 000 złotych (przychodu, a nie zysku). Od tego odlicz 5-8% VAT. Dodaj do tego koszty korekty, redakcji, grafika, składu. Wydawca też ponosi koszty stałe no i chce zarobić. Promocja - jeśli autora promujemy poza miejscem jego zamieszkania to za każdym razem doliczasz do tego hotel i koszty dojazdu. A gdzie jeszcze koszty jakiejś reklamy, wydruku bannerów np. na targi książek, itp? Do tego dolicz jeszcze koszty druku i magazynowania oraz dystrybucji.
@mason@swiatczytnikow@rdarmila@seachdamh@ksiazki A teraz spójrz na to z drugiej strony: ile czasu autor zużywa na napisanie książki? Ile na jeżdżenie bo wydawca "robi promocję"? Przy 500 szt po 40 zł (a trzymajmy się przykładu...), 10% z tych 20k to będzie 2k zł. Przy "złocie" - 8k. Czy autorzy są świadomi tych kwot przy podpisywaniu umowy? Bonus: jak to się ma do minimalnej stawki godzinowej?
Luźno jeszcze zapytam (nie chcesz to nie odpowiadaj, zrozumiałe): ile zarabia korektor i redaktor?
@rozie - serio pytasz mnie czy dorosły, świadomy człowiek, potrafiący pisać i co za tym idzie - czytać, podpisując umowę ma świadomość tego, co podpisuje?
Od razu zaznaczę - umowy na książki, przynajmniej te, które ja widziałem, są zazwyczaj skonstruowane jasno i czytelnie. Trzeba je tylko uważnie i ze zrozumieniem przeczytać.
Co do zarobków korekty i redakcji - każe wydawnictwo ustala swoje stawki i zazwyczaj są one zazwyczaj zależne od długości tekstu. Nie podam więc konkretnych kwot, ale można je sobie dosyć łatwo wygooglać i oszacować.
Natomiast co do czasu poświęconego przez autora - spójrz na temat z innej strony. Mamy w Polsce jedne z najniższych cen książek. Ile więcej byłbyś skłonny zapłacić za książkę nieznanego Ci autora? Powiedzmy, że robił on badania do książki i pisał przez dwa lata.
Licząc płacę minimalną za te dwa lata - to daje 108 tysięcy złotych. Podziel sobie to, niech stracę, przez 2 tysiące egzemplarzy. Wyjdzie Ci 54 złote tylko i wyłącznie za to, co wypracował autor.
Piszesz, że nie interesuje Cię otoczka i to widać, bo odcinasz bardzo ważny aspekt procesu wydawania. Opisujesz rodzaje autorów, tylko nie uwzględniasz, że chcąc wydawać selfpuba, to Ty jako autor zajmujesz się wszystkim. Wydanie książki nie kończy się na jej napisaniu.
Gdyby taka forma wydawnicza była panaceum na bolączki wydawania książek, to dziś czytalibyśmy głównie selfpuby. Ilu autorów utrzymuje się z takiego sposobu wydawania, i przede wszystkim - na ilu? Jak wygląda średnia jakość tych książek?
Nie jestem przeciwnikiem tej formy wydawania, ale:
to jest forma dla specyficznych autorów, którzy mają charakter pozwalający im zająć się wieloma aspektami wydawania.
poziom jakościowy selfpubów jest wyraźnie gorszy niż poziom książek wydawanych tradycyjnie. Ja nie czytam selfpubów i vanity z zasady właśnie dlatego, bo szkoda mi czasu. Wystarczy mi, że wydawcy tradycyjni potrafią odwalać manianę.
Co do praw autorskich - to masz w ogóle jakiś odjechany pogląd. Paktofonika podpisała bardzo zły dla nich kontrakt i gdyby nie rozdzielono praw, to na okładce ich płyty mogłoby w ogóle nie być ich nazwy i nazwisk, bo wydawca mógłby to ukryć (pomijam oczywiście, że by mu się to nie opłacało, bo zyski czerpie także dzięki nazwie).
To, co piszesz o niezbywalnych prawach i licencjach... to przecież właśnie rozdzielenie praw, które obecnie mamy!
Wydzielone prawa majątkowe to są m.in. prawa umożliwiające podpisywanie kontraktów, licencji, itp. i regulujące ich zasady. W dodatku w prawie masz zapis pozwalający na sądzenie się w przypadku gdy umowa z wydawcą jest niesprawiedliwa (wydawca czerpie zyski niewspółmiernie duże, a twórca otrzymał wynagrodzenie za niskie).
Nie znam sprawy Paktofoniki i trzeba byłoby się wdrożyć dokładnie w treści ich umowy, ale uważam, że prawo nie powinno ingerować nadmiernie w umowy zawierane przez twórców, bo wydawcy to także ludzie i jedna ze stron umowy.
Nie wiem też jak wygląda rynek muzyczny, natomiast w przypadku książek mogę napisać jedno - standardowo umowy podpisuje się określając przez ile lat obowiązuje umowa, a jeśli się tego nie zrobi, to prawo daje autorowi narzędzia do rozwiązania takich umów po określonym czasie. W dodatku w samej ustawie o prawie autorskim masz określone wymogi, jakie musi spełnić wydawca, żeby umowa nabrała ważności. Np. taką kwestię, że dzieło musi zostać wydane w określonym czasie, inaczej autor ma prawo rozwiązać umowę (zachowując zaliczkę).
Patrząc na to, co wypisujesz, mam wrażenie, że próbujesz wymyślić koło na nowo i nawet nie zaglądnąłeś do Ustawy o Prawie Autorskim.
1/n Nigdy żadna duża instytucja nie stosowała klauzul niedozwolonych w umowach. Wszystkie umowy są uczciwe i w równym stopniu chronią obie strony umowy. W ogóle są jasne, proste i bez kruczków prawnych, tylko trzeba je uważnie i ze zrozumieniem przeczytać. Najlepiej po paru latach studiów prawniczych.
Sorry, ale równość firma vs jednostka to dawno obalona kapitalistyczna mrzonka. I w tej kwestii nie zapraszam do dyskusji, bo nie ma o czym.
@mason@swiatczytnikow@rdarmila@seachdamh@ksiazki 2/n Poszukałem stawek, znalazłem ok. 100 zł za korektę i 200 za redakcję za arkusz wydawniczy (40k zzs). Książka to pewnie 10 arkuszy i więcej. Liczmy 10. Czyli korektor z redaktorem typowo zarobią więcej, niż autor.
Jeśłi chodzi o "utrzymanie z takiego sposobu wydawania" to niejawnie sugerujesz, że z tradycyjnego wydawania autorzy się utrzymują. Tak nie jest (chyba, że top kilkunastu w kraju). Zresztą przytoczone stawki jawnie to pokazują.
@mason@swiatczytnikow@rdarmila@seachdamh@ksiazki 3/n Dwuletni research/pisanie książki - które wydawnictwo zleca takie prace, w takim wymiarze? W dodatku losowemu autorowi? Czy może nieznany autor musi przynieść gotowy produkt?
Ja rozumiem, że pisanie to jest specyficzne zajęcie, ale nikt przytomny nie inwestuje 2 lat pełnoetatowej pracy w coś, co się sprzeda w zakładanej ilości 2k sztuk.
@mason@swiatczytnikow@rdarmila@seachdamh@ksiazki 4/4 Mi się wydaje, że selfpub będzie się rozwijał. Może nawet nie w formie "self", a spółdzielni autorów, bo każdy ma inne kompetencje. Znalezione stawki za korektę, redakcję itp. sugerują, że finansowo jest to równie (jak nie bardziej) opłacalne, jak pisanie.
Oczywiście o ile autorzy będą chcieli pisać dla pieniędzy, a nie głównie dla radości tworzenia. Bo nieco mam wrażenie, że obecnie jest to znaczna część motywacji.
@rozie - wiesz co powyżej napisałeś? Że wydaje Ci się, że selfpub będzie się rozwijał, może nie jako selfpub, tylko jako wydawnictwo :D
Byli pisarze, którzy zakładali własne wydawnictwa, np. w światku fantastycznym była Runa (typowe wydawnictwo), Powergraph (agencja przekształcona w wydawnictwo), czy stosunkowo niedawno Pulp Books. Masz też sporo wydawnictw tzw. chałupniczych, prowadzonych przez jedną, dwie osoby.
Czy te wydawnictwa powstają z powodu idei uczciwej czy pazerności, bo ci chciwi pisarze chcą zarabiać tak samo jak inne wydawnictwa? Nie wiem. Ale jest tego za dużo i za mało się utrzymuje, żeby stwierdzić jednoznacznie lub oceniać jaka jest przyszłość.
Piszesz o tym, że autorzy piszą dla radości tworzenia, a nie dla pieniędzy i częściowo masz rację, tylko ciągle nie uwzględniasz czegoś, co powtórzę już kolejny raz, może bardziej dobitnie i dużymi literami - AUTORZY CHCĄ PISAĆ, a nie być redaktorami, korektorami, marketingowcami, logistykami, księgowymi, tłumaczami, itd. itp. Wydawnictwa, spółdzielnie wydawnicze, itp. właśnie po to, żeby autorzy nie musieli robić innych rzeczy niż pisanie.
Selfpub jest doskonałym rozwiązaniem i pewnie bardziej zyskownym dla tych, którzy mają czas i chęci zajmowaniem się także sprawami innymi niż pisanie lub mają już gotowe książki (wydane kiedyś). I jest w nim jakaś przyszłość - z tym się zgadzam, tylko z drugiej strony rozpowszechnienie się selfpubów oznacza wg mnie spadek jakościowy treści.
Inna sprawa - że skaczemy w tej dyskusji z tematu na temat. Od praw autorskich po wydawnictwa. Zapomniałeś o moim pytaniu czy w ogóle zadałeś sobie trud przeczytania Ustawy o Prawie Autorskim, że próbujesz grzebać w czymś, co jest w niej określone?
@mason@swiatczytnikow@rdarmila@seachdamh@ksiazki No spółdzielnia to i trochę wydawnictwo, i trochę nie. Bo wszyscy piszą i "zajmują się wszystkim", ale powiedzmy ktoś robi więcej korekty, ktoś księgowości.
Ad. "autorzy chcą pisać" - pewnie tak. Czy tradycyjne wydawnictwa oferują możliwość tylko pisania? Doktoryzacja z prawa przy umowie, wyjazdy promocyjne. Czy to tylko pisanie?
Ustawa - to w drugim poście jest. Odpowiem, nie wszystko naraz.
@rozie - W selfpubie wydawcą jesteś Ty sam - zatrudniasz (lub nie) korektora, redaktora, sam robisz promocję, szukasz miejsc na reklamę. W przypadku książki drukowanej podpisujesz umowy z drukarniami, itp.
Co do autorów i doktoryzacji - brniesz dalej, tym razem w absurd. Widziałeś chociaż jedną umowę na wydanie książki? Doktoryzować, to się powinieneś z prawa podpisując umowę na telefon komórkowy, dostawę prądu, itp.
Czy tradycyjne wydawnictwa oferują możliwość tylko pisania? Jest taka możliwość, ale autora zazwyczaj wciąga się w mechanizm promocji w różny sposób. W przypadku dobrych wydawnictw to one zajmują się organizacją spotkań autorskich, reklamą i one ponoszą ich koszty. One dostarczają materiałów jeśli autor prowadzi profil w social mediach (np. w postaci grafik promocyjnych). Wydawnictwa przekazują egzemplarze recenzenckie i promocyjne, itp. itd.
Tak więc nie - z autora nie są ściągane wszystkie inne obowiązki, wiele rzeczy jest z nim konsultowane i omawiane, ale te obowiązki są znacznie ograniczane. W jakim stopniu - to już zależy od wydawnictwa i umów.
@rozie - postaraj się pisać precyzyjnie, bo momentami trudno zrozumieć co masz na myśli. Umowy pomiędzy wydawcą i autorem mogą być różne. Debiutanci zazwyczaj muszą przychodzić z gotowymi tekstami, autorzy już współpracujący z danym wydawnictwem - niekoniecznie.
Dwa lata na napisanie książki to nie jest reguła, ale realna możliwość. Podałem ją w kontekście Twojego tekstu o minimalnym wynagrodzeniu. Jeśli chcesz ustanowić wynagrodzenie autora sprawiedliwie, uwzględniając czas pracy, jaki wkłada w tworzenie, to musisz uwzględniać i takie przypadki.
Być może się zdziwisz, ale są książki, które powstają latami. Jak wyobrażasz sobie rozliczanie tego? Nieważne czy ktoś pisze pełnoetatowo poświęcając się w całości czy pisze po godzinach normalnej pracy, jakoś by trzeba rozliczać ten czas. A jeśli będziesz chciał być sprawiedliwy, to każdy autor powinien mieć zapewnione minimalne wynagrodzenie zależne od czasu jaki włoży w książkę... Tylko że to jest nierealne, właśnie ze względu na specyfikę pisania.
@rozie - nie wiem, skąd Ci przyszło do głowy, że sugeruję, że autorzy z tradycyjnego wydawania się utrzymują. Są tacy, ale przyjmuje się, że jeśli chcesz się utrzymać z pisania, musisz to robić faktycznie "etatowo" i mówi się, że da się utrzymać jeśli wydajesz średnio 2 książki rocznie, co dla wielu autorów jest nie do zrealizowania.
@mason@swiatczytnikow@rdarmila@seachdamh@ksiazki Skąd mi przyszło do głowy, że się utrzymują? Hmm, nie wiem, może ze zdania "Ilu autorów utrzymuje się z takiego sposobu wydawania, i przede wszystkim - na ilu?"
Erystyka, brak precyzji (źdźbło i belka) czy skleroza? 🤔
@rozie - przecież to jest pytanie sugerujące coś zupełnie przeciwnego! Autorów utrzymujących się tylko i wyłącznie z pisania i wydawania selfpubów jest może jakaś garstka, cała reszta robi to albo hobbystycznie, albo nie udaje się im na tym zarabiać. Pod tym kątem sytuacja moim zdaniem nie różni się od tradycyjnych wydawnictw, więc nie wiem skąd u Ciebie taki optymizm, że selfpub to panaceum na bolączki rynku.
@rozie - Ty chyba nie czytasz tego, co ja piszę. Przecież napisałem wcześniej, że selfpub może być bardziej opłacalny, tyle że zaznaczyłem, że nie dla każdego. W przypadku wydawania selfpuba to Ty wykonujesz niektóre prace, które normalnie robiłoby wydawnictwo. Więc zyski masz większe, ale jednocześnie masz większy nakład pracy, w dodatku pracy, której możesz nie lubić. Fajnie się robi wyliczenia, ale jak sobie wycenisz czas i wysiłek wkładany dodatkowo w selfpub - może się to okazać po prostu nieopłacalne. Może, ale nie musi, ale to zależy już od człowieka.
@rozie - nie, to nie jest żadna erystyka. To Ty piszesz o korzyściach i przyszłości selfpubu, więc dlatego pytam Cię o utrzymywanie się z tego lub uściślając teraz - zarabianie więcej pieniędzy przy takim samym nakładzie pracy.
@rozie - klauzule niedozwolone w umowach są z punktu prawnego nieważne.
Nieuczciwi są wszyscy, wydawcy - tak, autorzy - też, bo oni też nieraz nie wywiązują się z umów, mają duże opóźnienia, potrafią oddać słabe teksty (umowy na książki można podpisywać także przed ich stworzeniem).
Co do równości - nigdzie nie twierdziłem, że autor i wydawca są równi.
Nie twierdzę też, że wydawcy są kryształowo czyści, ale w przypadku literatury wszystkie umowy jakie ja widziałem były dosyć czytelne nawet dla laików. A jeśli ktoś nie rozumie co podpisuje, to może zasięgać porad od płatnych, po bezpłatne jeśli ma bardziej doświadczonych znajomych.
Problem z umowami jest taki, że sami autorzy często ustawiają się w pozycji "petenta" i tutaj powinni do gry wchodzić agenci literaccy, którzy niestety w Polsce praktycznie nie istnieją.
@mason@swiatczytnikow@rdarmila@seachdamh@ksiazki Moment, nie wywiązywanie się z umowy podlega pod kary umowne i jest częścią umowy. Tak samo opóźnienia. Jakość tekstów - to jest dyskusyjne i jakby jednorazowe, bo po prostu kolejnej umowy nie będzie. I dyskusyjne wg mnie czy celowe, bo kto pisałby celowo słabszy tekst i po co?
Więc wg mnie żaden z przytoczonych przykładów nie kwalifikuje się na nieuczciwość. Najwyżej niesolidność, ale to inny aspekt.
@rozie - eeech. Niesolidność wg Ciebie nie jest nieuczciwością? Nie ma problemu, bo po prostu kolejnej umowy nie będzie? No okej, ale to samo można odwrócić i napisać - przecież autor też może następnym razem nie podpisywać umowy z danym wydawnictwem.
Dobra, zakończmy już tą dyskusję, bo powiem szczerze ja już się zacząłem gubić w tym o czym piszemy.
@mason@swiatczytnikow@rdarmila@seachdamh@ksiazki Opóźnienia, niewykonanie umowy - takie rzeczy się zdarzają. Są regulowane i w prawie, i mogą/powinny być w zapisach umowy. Czy nie ma problemu? Jakiś oczywiście jest. Ale w porównaniu do przejęcia praw za grosze to jest detal.
@mason@swiatczytnikow@rdarmila@seachdamh@ksiazki Mogę mieć skrzywiony obraz bo raz, książka to dla mnie książka, nie interesuje mnie otoczka, spotkania z autorami, wywiady. Dwa, ludzie, o których wiem, że piszą/próbują wydawać/wydali to...
szuka, rozgląda się i próbuje wydać
współpraca z wydawnictwem, śmieszne pieniądze
rozpoznanie tematu, decyzja o selfpub
pierwotnie współpraca z wydawnictwem, sukces, obecnie seflpub
No i to co powszechnie wiadomo, wywiady w radio itp..
@mason@swiatczytnikow@rdarmila@seachdamh@ksiazki Czemu uważam rozdzielenie praw za przyczynę zła? Polecam zapoznać się z przypadkiem Paktofoniki i ile dostają za pierwszą płytę/płyty (hint: okrągła cyfra).
Prawa mogłyby być nadal niezbywalne, a autor mógłby udzielać wyłącznie licencji ograniczonej czasowo i ilościowo, która wygasa po przekroczeniu czasu/ilości (cokolwiek wyniknie pierwsze). Z ograniczeniem na np. góra 3 lata i góra 10k egzemplarzy.
@mason@swiatczytnikow@rdarmila@seachdamh@ksiazki ...negocjować odnowienia. Korekta i redakcja zrobione, więc koszty mniejsze. Wiadomo, jak się sprzedaje. Pewna inwestycja przy zachowaniu praw i należnego wynagrodzenia po stronie autora.
"Nie podoba mu się jeden wydawca, idzie do drugiego, który daje lepsze" - znowu, teoretyzujesz. Wiadomo, że rynek dąży do oligopolizacji itp. O tym też słychać.
Ile się sprzeda - to rola wydawcy: ocenić i wypromować. I powinno być wyłącznie jego ryzyko.
Jeszcze tylko jedna rzecz - umowa to jest dokument (co najmniej) dwustronny.
O ile zgadzam się, że są firmy, które są do przesady pazerne i nieetyczne, tak uważam, że zwalanie wszystkiego na jedną ze stron to też nie jest dobre rozwiązanie.
Dlaczego chcesz zwalać kwestię ryzyka i obarczać kosztami tylko i wyłącznie na jedną ze stron?
@ksiazki Jeszcze tak kończąc temat i nawiązując do tropu, który się pojawił, czyli "Bandcamp dla książek". Znalazłem serwis smashwords.com, bardziej do kompletnego procesu selfpublishingu, ale można też publikować darmowe czy wcześniej wydane.
Dodaj komentarz