Wolność jest pojęciem abstrakcyjnym. Wolność, która zachowuje wszelkie hierarchie (bo ustala je kapitał), cementuje podziały klasowe i w efekcie przekazuje nieformalną władzę w ręce tych, którzy aktualnie mają najwięcej zasobów, doprowadzając do ich postępującej prywatyzacji, to wolność dość wybiórcza (prowadząca w efekcie do neofeudalizmu, bo inaczej skończyć się to nie może, jeśli dopuszczasz do tego, by nierówności zostały usankcjonowane i legalne, a każda próba renegocjacji porządku to rzekome “łamanie NAP”). Jako anarchistka mogę ci powiedzieć że wolność jest też związana z zasobami i możliwościami do realizacji życia takiego, jakie ci się podoba - jeśli zaś zewnętrzne czynniki raz ci te możliwości ograniczyły i jesteś pozbawiony zasobów, to realizacja tych wolności wygląda tak, że zapierdalasz jak niewolnik u jakiegoś janusza biznesu (“bo podpisałeś dobrowolną umowę”) przez większość życia i musisz ciągle utrzymywać się na powierzchni, zamiast realnie inwestować w siebie i swoje możliwości.
Za to taki system jak najbardziej jest na rękę tym, którym życie ułożyło się lepiej i mogą sobie pozwolić na przebywanie na szczycie łańcucha pokarmowego: daje im kontrolę nad coraz większymi zasobami i możliwości samorealizacji o jakich może pomarzyć człowiek z poprzedniego zdania. Oczywiście kosztem innych, w dodatku w majestacie prawa, no bo nikt nikomu przecież nie zabronił przestać być biednym. :) Celowo podkreślam że idzie o tych, którym “życie ułożyło się lepiej”, bo to, kto wyląduje gdzie, jest w dużej mierze losowe i zdeterminowane przez czynniki takie jak kapitał ekonomiczny, społeczny i kulturowy zagregowany w twojej rodzinie, miejscu zamieszkania czy otoczeniu. Ta słynna mityczna ciężka praca, która rzekomo pozwala się wybić z biedy i upokorzenia, nie jest wcale czynnikiem decydującym w ustalaniu tego, kto jaką pozycję zajmuje w społeczeństwie i jakim kapitałem na końcu dysponuje. Determinacja jednostki może pomóc w przeskakiwaniu kolejnych szczebli, ale dowolny losowy wypadek może zniweczyć wszystkie jej plany. Wtedy libertarianin chrząka zwykle że “no, to powinny być jakieś organizacje pomocowe żeby to uzupełnić”, choć dosłownie żaden z nich nie pali się do uczestnictwa w nich, ani też nie umie wyjaśnić, jak w systemie w którym premiowany jest wyłącznie tępy egoizm i realizacja własnych interesów ekonomicznych ludzie mieliby łożyć hojnie na organizacje pomocowe, albo w ogóle je zakładać.
Zasada “co nie jest zabronione, jest dozwolone”, będąca wykładnią libertarianizmu, zamienia się w swoją karykaturę, gdy dozwolone jest praktycznie wszystko poza fizyczną agresją. Można sprzedawać klientom produkt którego działanie może zabić część z nich, bo “przecież rynek to wyreguluje” - nieważne że już po tym, jak część nabywców kopnie w kalendarz.
Ogółem można by mówić o tym dużo, pisać całe eseje, ale problem jest nie tylko na linii całej idei solidarności społecznej czy tam współodpowiedzialności za siebie nawzajem. Problem jest przede wszystkim w tym, że cała wolność, jaką oferuje libertarianizm to wolność czysto postulatywna, a anarchizm z libertarianizmem rozmija się przede wszystkim w koncepcji nieheirarchiczności. Dla anarchisty nie ma czegoś takiego jak “dobre” hierarchie i nie ma znaczenia że są one ustalone za pomocą rzekomo czytelnych czy przejrzystych kryteriów (“zapracowałem ciężko to teraz mam firmę i mogę sobie zatrudniać ludzi decydując samodzielnie o warunkach na jakich będą pracować”, albo “za pomocą legalnych środków zdobyłem swoje latyfundium i dzięki temu mogłem wykupić wszystkie pola od okolicznych rolników, podpisując z nimi stosowne umowy i zamienić je w testowe lotnisko dla ponaddźwiękowych samolotów, bo mogłem i stać mnie na to”). Wszędzie mamy bowiem do czynienia z furtkami dla ogromnych nadużyć, dla których brakuje metod skutecznej przeciwwagi (obowiązuje NAP więc nie możemy protestować inaczej niż werbalnie, nawet jeśli decyzja latyfundysty wpłynie negatywnie na środowisko naturalne albo po prostu odbierze mieszkańcom źródło zaopatrzenia w zboże), zasadą naczelną organizującą życie ludzi jest dążenie do sukcesu jednostki i założenie, że zawsze i wszędzie będą istnieć piramidy społeczne, a jedyną słuszną drogą rotacji w ich obrębie jest osiąganie sukcesu w prowadzeniu działalności gospodarczej. Powiedzieć że to otwiera drzwi patologiom to powiedzieć za mało, ale tak to w skrócie wygląda.
Libertarianizm to filozofia dla owiec, które mogą lepiej poczuć się z faktem, że zjadają je wilki, bo w końcu to naturalny porządek świata, a jak chciało się nie być zjedzonym to trzeba było wcześniej wstawać i szybciej uciekać. Wilkom to oczywiście pasuje, bo dzięki temu mogą robić to, co robiły zawsze, ale wyzbywają się dylematu moralnego. Same nie wyznają jednak tej ideologii, bo są zainteresowane utrzymaniem swojej pozycji, a nie oddawaniem jej na rzecz np. innych wilków, więc wolą się dogadać w wilczym gronie i dokonać “podziału rynku” na “strefy wpływów”. :)
Jeśli coś jest ciekawą, choć na pewno nie nadającą się dla każdego filozofią środka, to jest to anarchizm - nie obiecuje utopii ani gruszek na wierzbie, zakłada aktywne uczestnictwo we wszystkich procesach, w tym gospodarczych, wymusza pewną inicjatywę, a jednocześnie zrywa z konceptem piramidy społecznej i usankcjonowania jakiejkolwiek hierarchii. Anarchizm zakłada, że sami kreujemy swoje życie, ale nie przenosi całej odpowiedzialności na jednostkę, bo skutecznie realizować swoje interesy mogą również całe grupy. Jego moralny kompas zasadza się na solidarności ze słabszymi i pomocy wzajemnej, traktując je jako niezbędne czynniki rozwoju społecznego i ekonomicznego. I przede wszystkim nie daje nikomu “pewnej” pozycji w strukturze społecznej, pozwalając aktorom społecznym na ciągłą renegocjację norm i porządków, na które się godzą.
Chrome to w pierwszej kolejności narzędzie szpiegowskie googla, w drugiej przeglądarka. Jeśli ktoś szanuje swoją prywatność nie ma innej opcji niż przesiadka.
Właściwie nie mam zdania, ponieważ niczego o niej samej nie wiem a o scenie politycznej w USA tyle co kot napłakał, ale perspektywa że głową państwa miałaby być kobietą cieszy mnie z uwagi na ten ból dupy, którego konserwy z południowych stanów by wtedy doświadczyły.
A także, dlatego, że większość libertarian to doskonale rozumie i mniej lub bardziej otwarcie współpracuje z faszystami, czy też dlatego, że w środowiskach libertariańskich skrajnie częste są wynaturzenia takie jak pedofilia i zoofilia czy w końcu dlatego, że nazwa została ukradziona anarchistom.
Za to możesz raczej obwiniać Amerykańską LP i Korwina. :P
Pedofilia i Zoofilia to troche przesada, w żaden sposób nie wchodzi to w plan polityczny libertarianizmu, może to być cecha pewnych ludzi, niekoniecznie powiazanych z libertarianizmem. I to co opisujesz to już właśnie anarchizm, podstawowa kontrola monopolu raczej wchodzi w skład postulatów współczesnych partii libertariańskich. Tak jak lewica nie postuluje całkowitej komuny, tak libertarianie nie postulują anarcho-kapitalizmu. Postulowane są raczej rozwiązania bardziej uwspółcześnione. Niby przedsiębiorstwo jest autorytarne, ale każdy może zostać przedsiębiorcą, system w żaden sposób tego nie zabrania. A jednak im bardziej lewicowe państwo się staje, tym wiecęj kontroli mają rządzący, tym samym bardziej kontrolują kto ma tą władzę.
Niby przedsiębiorstwo jest autorytarne, ale każdy może zostać przedsiębiorcą, system w żaden sposób tego nie zabrania.
Nie każdy ma początkowy kapitał tak finansowy, jak społeczny czy adekwatne umiejętności — jak wszędzie i tutaj uprzywilejowane jednostki mają łatwiej. Merytokracja w nieegalitarnym systemie to ułuda i większość ludzi jest de facto skazana na bądź śmierć głodową bądź wyzysk w autorytarnym przedsiębiorstwie.
Postulowane są raczej rozwiązania bardziej uwspółcześnione.
Jakie konkretnie rozwiązania są postulowane?
Nie każdy może zostać przedsiębiorcą. Nie każdy pieniądze na start. Nie każdy ma pieniądze na walkę z wielkimi korporacjami, które promilem swoich zarobków mogą zabić każdą małą firmę, czy człowieka.
trudny temat, bo produkcja lokalna jest zdecydowanie droższa, więc ciężko żeby te ciuchy były za “normalne” pieniądze. mógłbyś też zdefiniować co to dla ciebie oznacza, czyli np ile byś chciał dać za koszulkę (zazwyczaj to koszt 80-90-100zł)
ja wybieram:
second handy
wymianki np sąsiedzkie, ze zajomymi
vinted i podobne strony
freeshopy
ciuchy z różnych inicjatyw, jeśli wiem jak są produkowane (raczej nietanie niestety)
może uda ci się znaleźć kogoś szyjącego i będziecie w stanie się dogadać na jakiś barter
lewacka szmata ma rozstrzał cenowy, bo ozdabia też używane ciuchy
unipride - tęczowe ciuchy produkowane w pl, koszulki od 70 zł, bluzy chyba 140 zł
Dzięki za odpowiedź. 100 zł za koszulkę to nie jakiś dramat o ile oczywiście nie jest szyta w biednym kraju a pracownik zarabia więcej niż parę dolarów tygodniowo.
Przeglądałem jakiś czas temu niektóre sklepy z tym całym fair trade, i trzeba przyznać że niektórzy mają ogromną fantazję jeśli chodzi o ceny. Dlatego szukam czegoś, gdzie bluza nie będzie kosztowała 400-600 zł.
Na studia bym na Twoim miejscu nie liczył, dziś można bez nich swobodnie pracować w IT, kiedy już dostanie się pracę.
Niestety podobno rynek się kurczy, a do tego jest to środowisko pełne libków, gdzie zdrowie psychiczne jest wystawione na szwank. Potem napiszę więcej.
Branża IT moim zdaniem jest trudna, ale w sensie moralnym czy tam etycznym. Najłatwiej pewnie dostać pracę w dużej firmie, więc do wyboru w moim mieście są banki, Amazon, software-house’y robiące dla banków i okazjonalnie firma z jakiejś “normalnej” branży, jak logistyka/transport. Wszystko to jest… W najlepszym razie ponure.
Na pewno nie jest jedynym konfliktem, który przykuwa moją uwagę, obserwuję parę, głównie takich, gdzie zaangażowane są jakieś ruchy progresywne typu ruch Kurdyjski. Ale kwestia Palestyńska jest “od zawsze” na radarze współczesnej lewicy, zawsze się o tym mówiło, więc i zawsze jakoś tam było to obserwowane. Do tego wątki osobiste łączące z osobami z regionu i bezpośrednio zaangażowanymi w to co się tam dzieje. Ale też jest to po prostu ludobójstwo, potężna operacja likwidacji getta, budząca najgorsze możliwe skojarzenia nawet jeśli nie przyjrzeć poszczególnym historiom i absolutnie nieludzkim analogiom. Inaczej mówiąc nawet w porównaniu z tym co dzieje się w Ukrainie jest to wybitna skala okrucieństwa, zakłamania, faszyzmu i podręcznikowego przykładu ludobójstwa, tym bardziej tragiczna, że realizowana przy wycieraniu sobie gęby historią jeszcze większego ludobójstwa tak jakby to cokolwiek zmieniało.
Do tego wszystkiego co Harc napisał ja dodałbym jeszcze, że to jest ludobójstwo wspierane przez NATO, w tym Polskę finansowo, militarnie i politycznie. Zachód ponosi dużą część winy za tragedię, którą spotkała ludność Palestyny po 1945 r.
Na Gazę spadają bomby, które Izraelowi wysyłają w ramach pomocy militarnej USA i Niemcy. Nie przypominam sobie by Zachód wysyłał bomby któremukolwiek reżimowi popełniającemu ludobójstwo w Kongo. W wielu byłych koloniach toczą się wojny i czystki etniczne, za które Zachód ponosi odpowiedzialność historyczną. Ale nie wspiera w sposób czynny sprawców zbrodni i nie daje im immunitetu od wyroków i nakazów aresztowania MTK. Zbrodniarze z Afryki są ścigani przez europejskie wymiary sprawiedliwości a nie traktowani jak sojusznicy.
Innymi słowy o ile w przypadku Kongo mówimy o odpowiedzialności historycznej Zachodu o tyle w przypadku Palestyny możemy mówić wręcz o współsprawstwie w zbrodni. Jeżeli podarujesz człowiekowi broń mając świadomość, że wykorzysta ją do popełnienia morderstwa to jesteś współwinny.
“Kolega nowy w temacie chyba. Konflikt we Wschodnim Kongo to wojna całkowicie sponsorowana przez Zachód/kraje rozwinięte.” To twoja interpretacja ideologiczna, która nie obroni się w ewentualnej sprawie przed Trybunałem w Hadze. Tymczasem współudział Niemiec w ludobójstwie w Palestynie udowodnić można i taki proces już się toczy. Twierdzenie że uogólniony “Zachód” “finansuje” wojny w Afryce jest może i słuszne, ale to nie taka sama waga oskarżenia jak wykazanie, że konkretny rząd przekazuje broń konkretnym zbrodniarzom.
Konto to jeden z krajów z największymi złożami minerałów ziem rzadkich. Czyli te wszystkie magiczne pierwiastki które idą do elektroniki i tak dalej.
Na przykład, kraj ogarnięty wojną domową, takim zamieszaniem, terrorem, jest największym producentem kobaltu na świecie. A to tylko jeden z tych pierwiastków.
No i teraz pomyślmy, co by się stało, jakby wojny się skończyły i zaczęła się demokratyzacja państwa? Czy: a) pojawiły się prawa pracy, wymogi sanitarne, uczciwi inwestorzy, cena by wzrosłą, b) dzięki potędzie demokracji, cena produkcji byłaby jeszcze niższa?
Apeluję jednak o odróżnianie marksistowskiej dialektyki od języka prawa międzynarodowego. Stwierdzenie, że kupując elektronikę finansujemy wojnę w Kongo dobrze brzmi na łamach “le Monde Diplomatique” ale osoby o innych poglądach politycznych niekoniecznie się z tym zgodzą, bo to nie jest fakt tylko opinia. Natomiast stwierdzenie, że USA i Niemcy wysyłaja broń Izraelowi to stwierdzenie faktu, który można udowodnić przed trybunałem.
To zwykły fakt, organizacje które zarabiają na eksploatacji złóż naturalnych także wspierają wojny i różnego rodzaju bojówki.
osoby o innych poglądach politycznych niekoniecznie się z tym zgodzą
Aha, no i? Czyli mam nie pisać podstawowych rzeczy, bo komuś może się to nie podobać?
Zdajesz sobie sprawę, że masa firm przynajmniej deklaruje się, że nie stosuje komponentów do produkcji których wykorzystano minerały z terenów objętych konfliktem, żeby nie napędzać tego procederu? Czy też nie kojarzysz? To nie tak, że jakiś pan ciemnoskóry wybierze wiaderko z ziemi, a z tego uzyskamy parę gramów minerałów i może tego parę kilo opuszcza kraj. Kongo to NAJWIĘKSZY NA ŚWIECIE producent kobaltu. Do tego jest jednym z czołowych eksporterów wielu innych minerałów.
Masa firm z branży elektronicznej to deklaruje. Czy przestrzega, tego do końca nie wiem, to już pytanie do łańcucha dostaw i tego jak to wszystko jest weryfikowane.
Sam sobie przeczysz w tym poście. Skoro firmy deklarują, że nie zaopatrują się w strefach objętych konfliktami to na jakiej podstawie mamy uznać kraje zachodnie odpowiedzialne za ludobójstwo? Tak wiem, że Zachód jest ogólnie zły, kapitalizm-kanibalizm itp. ale to są ogólniki. W przypadku Palestyny mówimy o konkretnej pomocy militarnej, jaką kraje zachodnie wspierają Izrael.
Izrael jest trochę (Albo mocno) współwinny w ludobójstwo w Sudanie i też rząd Bangladeszu kupił od niego sprzęt szpiegowski, więc tak… Większość dróg prowadzi do Izraela
Myślę że po jakimś czasie cały obraz drugiej osoby zmienia się, ponieważ jest coraz bardziej kompletny. Ale sądzę, że coś z tego wczesnego zachwytu zostaje — choćby dziś, słysząc głos żony pobiegłem za nią żeby powiedzieć jej jak bardzo ją kocham, a jesteśmy małżeństwem od 10 lat.
Im starszy jestem tym lepsze zdanie mam o nich, choć poglądowo mi do nich bardzo daleko.
Robią ważną pracę i robią to konsekwentnie i od lat - co w Polsce nie jest częste. Często grupy znikają po kilku latach, a dwudziestoletni aktywiści mówią o wypaleniu.
Ja mam. Nie używałbym go jako telefonu codziennego użytku.
Generalne dzwonienie, SMSowanie itp działa.
Nie zaufałbym, że ustawiając budzik na 7 rano ten budzik naprawdę zadzwoni.
Aparat z przodu działa źle. Ten z tyłu kojarzy się bardziej z komórkami z ~2010 niż produktem współczesnym.
Soft jest bardzo często zwyczajnie niedopracowany.
Phosh działa powoli. GTK nie przejmuje się zbytnio wolniejszymi urządzeniami i to widać, chociaż GTK4 trochę się pod tym względem poprawił,
Plasma jest spoko, ale jest dość dużo ostrych krawędzi,
Najlepiej chyba sprawował się SXMO, ale czy podejście w stylu pisania SMSów w VIMie jest dla Ciebie akceptowalne to już Twoja decyzja. Jest lepiej niż brzmi (przykładowo, VIM ma małe uruchamiane gestem menu z najczęstszymi komendami, więc nie trzeba latać po klawiaturze i szukać <ESC>, :wq i <ENTER>, tylko się to w miarę komfortowo wyciąga z menu).
Szokująco dobrze sprawowało się Ubuntu Touch, ale ono również na PinePhone było niedopracowane. Nie pamiętam aktualnie, co tam nie działało, ale długo nie wytrzymałem.
Sprzętowe wykonanie jest takie, że raczej trzymam ten telefon w szufladzie a nie chodzę z nim w kieszeni. Mi się nic jeszcze nie stało, ale słyszałem od znajomych o poodklejanych wyświetlaczach itp.
Ogólnie uwielbiam ten telefon, i ani chwili nie żałuję, że go kupiłem. Ale traktuję go bardziej jako płytkę deweloperską w kształcie telefonu niż zamiennik Androida.
Moim zdaniem problem leży głównie w niedorobionym sofcie. Jak to się unormuje (a postęp jest, z roku na rok widzę, że wygląda to naprawdę coraz lepiej), to będzie całkiem fajnie.
Czekam, czekam… od czasów OpenMoko. Ale też każdy kolejny taki projekt zwiększa szansę, że faktycznie powstanie konsumenckie urządzenie, nad którym kontrolę będą miały osoby, w których rękach się znajdzie…
Pamiętam OpenMoko, i mam wrażenie, że tym razem nabrało to trochę więcej rozpędu - również dzięki projektom takim, jak Droidian czy postmarketOS, które usuwają konieczność posiadania typowego linuksiarskiego telefonu, a dodają kompatybilność z ogromem gruzu, który wiele osób ma w szufladach.
Wiadomo, nie jest to tak fajne jak wsparcie dla urządzenia w mainline kernela, ale jak się nie ma, co się lubi…
eee, no nie wiem, czy jak ktoś wbiegnie na murawę i zepsuje spotkanie to jest tru fanem sportu xd
Już nie wspomnę, że pewnie więcej okazji na kibicowanie jest jak nie masz zakazu stadionowego. Ogólnie bicie innych kibiców się niekoniecznie na kibicowanie przekłada.
zapytajszmer
Ważne
Magazyn ze zdalnego serwera może być niekompletny. Zobacz więcej na oryginalnej instancji.