Szmer, lemmy i reddit działają bardziej tematycznie. Czyli jeśli jest o rowerach to wrzucasz na !rowerki jeśli jest o linuksie to wrzucasz na !linux a jeśli o czymś innym to !dump
Jeszcze 4-5 lat temu, wystarczyło zrobić sobie kilka bootcampów, szkoleń, kwitów i brali na juniorka za średnią krajową. Teraz w erze AI mało kto w to idzie. No ale i tak bym polecał.
Znasz technologię w której byś chciał pracować? No to pracuj, twórz sobie portfolio, publikuj swoje projekty w miarę możliwości, udostępniaj innym do korzystania z nich, do komentowania a nawet wytykania błędów.
No i załóż sobie linkedina, tam też czasem się czymś pochwal, na początek wystarczy lajkować ciekawe newsy, dodać się do grupek tematycznych, to też dobrze buduje zasięgi.
W ten sposób w ciągu roku dojdziesz do poziomu przeciętnego klepacza kodu. Najważniejsza jest sumienność i regularność.
Co sądzisz o połączeniu studia plus praca? Same studia to lipa totalna aktualnie. CHYBA ŻE studiujesz medycynę, prawo i inne bardzo wymagające studia. Też druga opcja to studia i praktyki na wakajki. I masz może jakieś przedmioty, które mógłbyś przepisać na tę infę np. z matmy?
Poza tym, co do kierunku, nie musisz studiować samej infy, tylko np. coś pokrewnego np. informatyka w biznesie czy inne pierdy. Jak chcesz mieć te studia, to: <p>1. Zastanów się, na ile procent jesteś w stanie napisać maturę. <p>2. Poszukaj uniwerków, które się interesują i rozważ: studia stacjonarne vs. zaoczne. Jak zaoczne, to trzeba płacić, ale możesz pracować. Sama informatyka vs. informatyka jakaś tam albo w czymś tam. <p>3. W jakich miastach są te uniwerki? Ile kosztuje życie? Czy akademiki są przystępne cenowo albo czy łatwo znaleźć pokój do wynajęcia? <p>4. Przeanalizuj sobie też dokładnie sylabusy studiów. <p>5. Jeśli możesz sobie pozwolić na studia i pracę, to zastanów się, czy masz jakieś zabezpieczenie, w razie gdybyś doświadczał braku sensu studiów / chęci rezygnacji. Spoko pomysłem jest powtarzanie sobie jak mantra, po co to robisz. <p>6. Studia pozwalają zdobyć znajomości, rowniezprzez targi pracy. Popatrz, czy uczelnia oferuje jakieś koła naukowe, wsparcie itd. Poczytaj opinie o uczelniach. Napisz posta na mediach społecznościowych uczelni i zapytaj ludzi o opinie o danym kierunku. <p> POWODZENIA. Na pewno to ogarniesz. <p> PS. Doradca zawodowy też spoko pomysł. Mnie akurat wszyscy irytowali, ale taki porządny doradca, któremu się płaci, pewnie znacznie bardziej pomoże niż taki “ze szkoły” czy coś. <p> To są tylko moje własne obserwacje, ale może to będzie jakaś wskazówka.
Fajna jest przeglądarka Librewolf, to jest fork firefox-a ale nie docierają do niej głupie rzeczy które zdarza się Mozilli zrobić, np reklamy w głównym i ma uBlock w domyślnej instalacji. Do tych kilku platform które wymagają DRM-ów (u mnie to głównie tidal) mam thorium, to jak ungoogled-chromium z włączonymi DRM-ami żeby wszystko w miarę chodziło.
Przede wszystkim, dobra robota z wyjściem w miarę na prostą ze zdrowiem psychicznym, i z oszczędnościami. To naprawdę bardzo ważne.
Trudno mi się wypowiadać o rynku pracy IT w Polsce, bo ani nie mieszkam w Polsce (od lat), ani nigdy tak naprawdę w nim na serio nie partycypowałem. Robię w IT, ale nie mam dosłownie żadnego papierka – ani inż, ani certyfikatów, nic, serio. Tyle, że od zawsze robię w NGOsach.
Więc to jest może pierwsza porada: zastanów się nad jakąś niszą. Niszą, która dla mnie okazała się świetna, to właśnie IT w NGOsach, ale to jest ciężka sprawa, bo oczywiście NGOsy – zwłaszcza w cebulandii – płacą mniej. Plus tej niszy jest taki, że ważniejszy w niej jest skill, podejście, i zaufanie, niż papierologia i certyfikaty. To też trochę w kierunku tego, co Petros powiedział: w sensie, trochę wypisanie się z wyścigu korposzczurów. Pod rozwagę.
Taką niszą, bajdełej, może być “jestem programistą który umie bardzo dobrze w 3d”. Łączenie skili jest niezłą strategią.
Druga rzecz to to, że to nie jest moim zdaniem problem rozwiązywalny indywidualnie. Łatwiej go zaatakować mając za sobą jakąś społeczność, jakąś grupę – znajomych, współpracowników/czek, ideolo, cokolwiek. To może być lokalny hakerspejs, to może być lokalna wersja Food not Bombs czy innych ruchów społecznikowskich. Albo związek zawodowy. Albo jakaś kombinacja.
Jak nie masz żadnej takiej grupy, poszukaj, spróbuj się gdzieś wkręcić. To oczywiście wymaga czasu i energii, więc nie zawsze jest łatwe do zrobienia. Ale z czasem naprawdę procentuje.
Siatki wsparcia wzajemnego są zajebiście ważne, a kapitalizm próbuje nas z nich wyrwać i uniemożliwić nam partycypację w nich, bo są dla niego zagrożeniem – ot choćby: jeśli masz za sobą taką grupę wsparcia, trudniej będzie Januszowi lokalnego IT-biznesu Cię wyzyskiwać na co dzień. Łatwiej Ci będzie negocjować i domagać się uczciwego wynagrodzenia.
Co do studiów: nie wiem, nie byłem (dawno temu studiowałem filozofię iks-de), ale w mojej niszy nie odczuwam tego braku. Nie mówię, że zupełnie nie ma sensu, ale zdecydowanie nie jest tak, że to jakiś warunek absolutnie konieczny.
Jeśli już koniecznie chcesz grać w tę grę, to doradca zawodowy jest dobrym początkiem. Ja się wypisałem z kapitalizmu i mam zakaz pracy zarobkowej, ale to jest droga dla niewielu.
Państwo mi płaci za to, że opiekuję się moją żoną (oficjalnie uznaną za niezdolną do samodzielnej egzystencji). Warunkiem jest rezygnacja z pracy zarobkowej. To nam obojgu daje możliwość współtworzenia społeczności troski wzajemnej (tepewu.pl), gdzie zamierzamy dożyć do końca świata (jaki znamy).
Ja akurat mam po angielsku, oglądam też wszystko oprócz szmera po angielsku, bo w języku angielskim jest najwięcej kontentu i po prostu można łatwiej znaleść interesujące mnie rzeczy.
Na studia bym na Twoim miejscu nie liczył, dziś można bez nich swobodnie pracować w IT, kiedy już dostanie się pracę.
Niestety podobno rynek się kurczy, a do tego jest to środowisko pełne libków, gdzie zdrowie psychiczne jest wystawione na szwank. Potem napiszę więcej.
Branża IT moim zdaniem jest trudna, ale w sensie moralnym czy tam etycznym. Najłatwiej pewnie dostać pracę w dużej firmie, więc do wyboru w moim mieście są banki, Amazon, software-house’y robiące dla banków i okazjonalnie firma z jakiejś “normalnej” branży, jak logistyka/transport. Wszystko to jest… W najlepszym razie ponure.
Niestety nie podsunę rozwiązania, tylko wskażę na potencjalne pułapki: czynsz w stolicy Cię rozpierdoli, a programistów jest już wręcz za dużo, bo to modny kierunek, żeby “robić hajs”. Większość moich znajomych programistów dawno wypalona zawodowo. Zrób sobie kurs operatora koparki czy coś w tym stylu, zgarniaj na tym 6k miesięcznie, a koduj dla przyjemności (jak musisz robić to codziennie, to jest to po prostu chujowe).
Pracowałeś kiedyś na koparce przy polskich inwestycjach (drogowych i innych)? Myślisz że można po takiej pracy mieć czas i siłę na jakiekolwiek “kodowanie dla przyjemności”?
Sama nie jestem programistką ani w ogóle nie jestem związana z IT, ale jakoś po osobach które znam nie widzę, żeby ten rynek przestał dawać zarobki albo kurczył się tak drastycznie, że nie jest już w stanie nikogo wchłonąć. Nie wiem czy gdybym usłyszała takie porady byłoby mi miło, wiem jak bardzo potrafią zniechęcić takie słowa.
Nie dam rady żadne fizyczne rzeczy robić, bo mam strasznie słabe kolana. Już mi powoli wysiadają od wciskania sprzęgła i gazu. O noszeniu ciężarów nie wspominając.
Nie martwię się o wypalenie zawodowe bo mnie informatyka kręci i nie przeszkadza mi gadanie z klientem na temat projektu. A jak coś to mam drugie hobby w zapasie. (Modelowanie w 3d ale perspektywy zawodowe wyglądają jeszcze gorzej niż programowanie)
Mam doświadczenie w zarządzaniu małymi projektami ale całkowicie do tego mnie nie ciągnie.
zapytajszmer
Gorące
Magazyn ze zdalnego serwera może być niekompletny. Zobacz więcej na oryginalnej instancji.