Poproszę o rekomendacje płyt/utworów Dimmu Borgir, abym mógł ich docenić. Przyznaję, że ilekroć próbuję się wsłuchać w ten zespół, to mi nie podchodzi i nie wiem, czy coś źle robię.
Mam jakiś problem ze Stellar Blight. Lubię (nawet bardzo) Dissection, nie mam z założenia nic przeciwko "klonowaniu" tego zespołu, który z przyczyn obiektywnych niczego już nie nagra, bardzo lubię wokale Pawła Marca (uważam go za bodaj najlepszego obecnie polskiego wokalistę w szeroko pojmowanym ekstremalnym metalu), a jednak mam jakiś niesmak (?), a przynajmniej nie bardzo mi to wchodzi, bo jest zbyt dosłownym nawiązaniem/trybutem. W przypadku Svar nie miałem tego problemu, choć tam też jest mnóstwo Dissection, ale jednak było to też jakieś inne/"swoje", a tutaj mamy aż przesadny cosplay.
To moje pierwsze starcie z Arsenem Lupinem i w sumie całkiem udane. Sprawy są zawiłe, choć naiwne i naciągane, natomiast nie zawsze wiadomo, w kogo wcielił się tytułowy bohater. Warto poznać.
W tym tygodniu nie było obficie. Ale coś do muzycznego polecenia się znajdzie.
Buried Realm - ostatnia płyta ("The Dormant Darkness") jest dobra, ale polecam cały zespół, a raczej człowieka, gdyż za ten amerykański deathmetalowy (a może i techniczno-deathmetalowy) projekt odpowiada Josh Dummer. Czasem jest to muzyka, która potrafi przyfasolić nawałem perkusji i growlem, czasem na gitarze zaczyna się solówka lub "palcowanie", ale wszystko idzie do przodu. Jest to niby standardowe, ale po prostu dobre w swoim gatunku i nieprzekombinowane, nieprogresywne.
Akiavel - melodyjny death metal z Francji z żeńskim wokalem. Dość ciekawa konstrukcja utworów - mam wrażenie, że tutaj nie można powiedzieć, że wszystko jest "na jedno kopyto", choć też nie ma uniesień. Warto sprawdzić, może komuś przypadnie do gustu. Im dłużej tego słuchałem (szczególnie najnowszą płytę "InVictus") tym bardziej pozytywne odczucia miałem. Ale wiecie - nie jestem wybredny.
Maddie & Tae, album "Love & Light" - mam słabość do muzyki tych dwóch pań i w ogóle zdarza się, że włączę sobie country lub coś countrypodobnego. Nie dość, że jest to po prostu przyjemne i buja, to podczas słuchania mam w głowie obraz tej "lepszej" Ameryki, znanej z popkultury, programów dokumentalnych pokazujących krajobraz kontynentu i miejsca, gdzie spełniają się marzenia. Wiadomo, że życie w USA nie jest takie fajne pod kilkoma względami, ale taka muzyka pozwala choć na chwilę skupić się na tym idealistycznym wizerunku Stanów.
Wyróżnienia:
Theotoxin - parę numerów takich, że już chciałem ich nazwać szaleńcami blackmetalowymi i "siewcami rzeźni". Natomiast później słyszałem już spokojniejsze numery, choć nadal mamy tutaj do czynienia z tzw. natchnionym black metalem, z pełnym oddaniem idei. Nadal niezłe.
Hate, album "Bellum Regiis" - nowy album polskiego uznanego zespołu jest po prostu "OK", bez fajerwerków. Mnie to wystarczy, bo po prostu lubię wokal Adama. Do tła i rosołu idealne.
Nieczęsto jako "oczekiwanie" przed koncertem @muzykametalowa leci Tangerine Dream, ale dzisiaj w Warszawie to w pełni uzasadnione. #BloodIncantation a wcześniej zagrają japońskie krautowe świry z #MinamiDeutsch.
Ad Hominem, album "Totalitarian Black Metal" - ile tu jest wściekłości, surowości i poczucia zagrożenia. Faktycznie czuć ten "totalitarian" i to treściowo jeszcze ściśle skojarzony z obozami koncentracyjnymi, szczególnie, gdy się spojrzy na tytuły utworów. Straszne, ale taka jest ta muzyka. Polecam fanom BM, który nie ucieka treściami i klimatem do kwestii mistycznych, tylko stąpa po ziemi i dotyczy wojny (jak choćby Marduk na niektórych płytach). To krótka, bo 31-minutowa płyta, ale jakże intensywna.
Zmarłym, album "Wielkie Zanikanie" - na pewno bardziej mi podpasował ten krążek niż debiut, w którym jednak tej elektroniki było za dużo. Tutaj też jest, ale w mniejszym zakresie, a kompozycje są dość ciekawe, "zajmujące" i sprawiają radość. Oczywiście, nie taką, jak inna muzyka, bo to w końcu black metal, więc powiedzmy, że blackmetalową radość.
Stillborn, album "Satanas El Grande" - niektórzy bawią się w subtelności, tworzenie nastroju, że niby coś progresywnego, tutaj jakieś sztuczki techniczne itd. Tymczasem Stillborn wyciąga walec i rozjeżdża oczekiwania o wysmakowanych dźwiękach. Tutaj jest po prostu rzeźnia, wszystkie utwory mniej więcej równe i po prostu coś do wyszalenia się.
Enforcer (ze Szwecji) - do bólu standardowy, ale po prostu porządny heavy metal. Szybki, z chwytliwymi riffami, bez hamulca i bez udziwnień, choć czasem wokalista w swojej pogoni za falsetem próbuje pokazać, że potrafi coś więcej i moduluje głos. Jeśli szukacie żwawej, nieskomplikowanej muzyki do jazdy lub biegu, to jest coś dla Was.