Bardzo dziękuję wszystkim recenzent(k)om książek, które zamieszczają w metryczce informacje o gatunku i piszą tam "romantasy". Dzięki temu wiem, że nie muszę już dalej czytać recenzji oraz samej książki.
@KolekNiewiary@xiegozbior Zdecydowanie się zgadzam. Zresztą, nawet regularni czytelnicy nie muszą przecież czytać poważnej literatury - sam lubię od czasu do czasu machnąć sobie jakieś YA i wiele pozycji sobie bardzo cenię, bo nie odbiegają zanadto od "normalnej" fantastyki. A jeśli jakaś młoda osoba w ten sposób może wejść do literatury, to super. Sam zacząłem regularnie czytać od momentu, gdy pochłonąłem Harry'ego Pottera.
Ostatnio skończyłem czytać “Network Programmability & Automation” - książkę, której autorami są specjaliści od automatyzacji sieci: Matt Oswalt, Christian Adell, Scott S. Lowe i Jason Edelman. W tej zajawce spróbuję określić, o czym jest ta 800-stronicowa cegła oraz dlaczego nie byłem jej docelowym czytelnikiem.
"Chmury w wodzie, wodę w chmurach, wrzaski ptaków, pomarszczone plamy lekkich szkwałów na lustrze jeziora, ważki latające tuż nad wodą i nartniki biegające jak po lodzie. Czyli było fantastycznie, choć – wiadomo – zawsze coś lub ktoś próbuje nadwyrężyć idealną doskonałość. Do całości układanki nie pasował telewizor. Leżał w mule, bliżej brzegu. Sam nie przyszedł, ktoś go wrzucił. Jak w ogóle to możliwe – dumał Leo – żeby tu przytachać taki przedmiot i walnąć go w wodę? Co? Ktoś zbudził się o świcie i od razu miał ten pomysł? Czy pomyślał sobie: wstanę, ziewnę, zjem śniadanie, wezmę pudło i utopię, życie stanie się ciekawsze? Takie akcje, ich koncepcje i realizacje, to głęboka tajemnica – uznał zapatrzony w wodę Leo – wielki sekret homo sapiens, coś tak absolutnie kosmicznego jak idee Kopernika albo osiągnięcia Nikoli Tesli."
Święty Leonard z Pól, Marek Stokowski
Wyniki X edycji konkursu Mądra Książka Roku 2024 – plebiscytu na najlepszą książkę popularnonaukową minionego roku!
Nagroda główna „Mądra Książka Roku 2024” – Siddhartha Mukherjee, Pieśń komórek. Nowa epoka medycyny, tłum. Jan Dzierzgowski, Wydawnictwo Czarne;
Nagroda główna dla książki dla dzieci „Mądra Książka Roku 2024 dla dzieci” – Boguś Janiszewski, Agnieszka Jankowiak-Maik, Max Skorwider (ilustracje), Skąd się wzięła Polska?, Wydawnictwo Agora dla dzieci;
Nagroda społeczności akademickiej UJ – Adam Mirek, Katarzyna Cerazy (ilustracje), Glutologia. Jak się nie dać mikropaskudom, wstrętnym robalom i podstępnym chorobom, Znak Emotikon;
Nagroda internautów i czytelników Dziennika Polskiego – Paulina Łopatniuk, Dama z grasiczką, Wydawnictwo Poznańskie.
Organizatorem wydarzenia jest Uniwersytet Jagielloński – właściciel portalu Mądre Książki.
Niestety, męczyłem się okrutnie z tym archaicznym szwedzkim kryminałem. Może to kwestia zmęczenia materiału (czytaj: mnie), ale po prostu ta książka wymaga ciągłej uwagi poprzez swoje opisy. Są lepsze pozycje.
Wyobraź sobie, że pewnego dnia po prostu odchodzisz. Nie z rozpaczy, nie z powodu tragedii – tylko dlatego, że świat jest zbyt głośny. Tak zrobił Christopher Knight. I nikt go nie widział przez 27 lat.
Michael Finkel w „Ostatnim pustelniku” opowiada historię tak nieprawdopodobną, że gdyby była fikcją, uznalibyśmy ją za zbyt grubymi nićmi szytą. A jednak – to wszystko wydarzyło się naprawdę. W latach 80. Knight porzucił cywilizację, wjechał do lasu w Maine i przez niemal trzy dekady żył samotnie, bez ognia, bez rozmów, bez internetu, z naturą i... zapasami kradzionymi z pobliskich domków letniskowych.
Finkel nie robi z Knighta ani świętego, ani dziwaka. Pokazuje człowieka absolutnie wyjątkowego, który dokonał rzeczy ekstremalnej, ale nie po to, by kogokolwiek naśladować – on po prostu nie umiał żyć inaczej. I w tym cały urok książki: nie chodzi tu o sensację, ale o próbę zrozumienia fenomenu samotności, potrzeby ciszy, intymności z naturą i odrzucenia społecznych gier.
To lektura, która zostaje z czytelnikiem długo po ostatniej stronie. Piękna, subtelna, mądra – o granicach wolności, o tym, co naprawdę znaczy być „poza systemem”, i o tym, że nie każdemu pisane są rozmowy przy ekspresie do kawy w open space.
„Ostatni pustelnik” to więcej niż reportaż – to medytacja o samotności i wolności. Jeśli szukasz książki, która porusza, nie poucza, i daje ci przestrzeń do własnych myśli – oto ona.
@qcoolka@ksiazki był taki pan w japonii, jednym z gęściej zaludnionych krajów świata. porzucił ichni wyścig szczurów i wyniósł się na bezludną wyspę na 30 lat (więc nie żył z kradzieży).
nie jestem pewna, ale chyba w końcu rząd zmusił go do powrotu do cywilizacji, gdzie jego stan się pogorszył...
Wyobraź sobie: student filozofii z libertariańską żyłką, który postanawia stworzyć wolny rynek... w najciemniejszym zaułku internetu. Bez podatków, bez cenzury, za to z kokainą i karabinami. Brzmi jak scenariusz z HBO? To właśnie „Król darknetu”.
Nick Bilton w tej książce nie pisze suchych faktów – on je rozrzuca jak konfetti. Śledzimy losy Rossa Ulbrichta, twórcy Silk Road – internetowego targowiska działającego w sieci Tor, gdzie można było kupić wszystko, czego nie znajdziesz w Allegro (chyba że źle wpiszesz hasło). Ross, pod pseudonimem Dread Pirate Roberts, był cyfrowym rewolucjonistą – albo naiwnym idealistą, który przeliczył się w starciu z systemem. Albo jednym i drugim.
Bilton z reporterską swadą i pazurem thrillera opisuje nie tylko narodziny cyfrowego podziemia, ale też błędy ludzi, którzy próbowali je kontrolować – i tych, którzy próbowali je rozbić. Agenci, którzy sami zaczęli kraść Bitcoiny, urzędnicy, którzy nie wiedzieli, co to Tor, i Ross, który wpadł, bo... był zbyt ostentacyjnie sprytny.
To książka o internecie, władzy, wolności i bardzo złych decyzjach. Nie trzeba być informatykiem – wystarczy lubić dobrą intrygę i bohaterów, którzy są jednocześnie genialni i tragicznie nieostrożni.
„Król darknetu” to opowieść o epoce, która wciąż trwa – i przestroga, że w internecie nic nie ginie. Nawet Twoje marzenia o byciu cyfrowym Robin Hoodem.
„Duch w sieci” to autobiografia Kevina Mitnicka – legendarnego hakera, który zyskał światową sławę jako „najgroźniejszy człowiek w internecie”. To jednak nie historia o przestępcy, lecz o człowieku opętanym ciekawością, który z pasji do technologii i zabawy z systemami wkroczył na terytorium prawa… i dość długo tam nie wrócił.
Mitnick opisuje swoją drogę od niepozornego chłopaka, który nauczył się „jeździć za darmo” autobusami dzięki kruczkom technicznym, aż po spektakularne włamania do systemów telekomunikacyjnych, korporacji i agencji rządowych. Kluczowe w tej historii jest nie tyle „hakowanie” w sensie czysto technologicznym, co wykorzystanie socjotechniki – czyli zdolności manipulowania ludźmi tak, by sami podawali mu potrzebne informacje.
Książka, napisana wspólnie z dziennikarzem Williamem Simonem, nie epatuje żargonem – nawet laik zrozumie, co robił Mitnick i dlaczego było to tak efektowne. To bardziej thriller niż podręcznik – pełen napięcia, pościgów, a nawet momentów paranoi, gdy Kevin miesiącami ukrywał się przed FBI, zmieniając tożsamość i miejsce zamieszkania.
Po latach w ukryciu i w więzieniu Mitnick wyszedł na wolność jako inny człowiek – został konsultantem ds. bezpieczeństwa i dziś pomaga firmom bronić się przed takimi, jakim sam kiedyś był.
„Duch w sieci” to opowieść nie tylko o hakerstwie, ale też o granicach prywatności, naiwności systemów i sile ludzkiej ciekawości. Fascynująca, miejscami zabawna, a miejscami niepokojąco aktualna.
Jeśli boisz się Australii, ta książka cię nie uspokoi – ale na pewno rozbawi.
Bill Bryson – król błyskotliwej gawędy – po raz kolejny wyrusza w podróż, tym razem na koniec świata, gdzie wszystko chce cię zabić: pająki, meduzy, rekiny, a nawet… urocze muszelki. Ale zamiast reportażu grozy dostajemy pełną humoru opowieść o kraju, który Bryson z równą fascynacją podziwia, co komentuje z przymrużeniem oka.
„Śniadanie z kangurami” to połączenie przewodnika, dziennika podróży i stand-upu na kartkach książki. Autor przemierza australijskie bezdroża, odwiedza zapomniane miasteczka i największe metropolie, zadając sobie jedno pytanie: jak to możliwe, że ten kontynent jeszcze istnieje? Bo Australia to dla niego miejsce paradoksów – olbrzymie, a niemal puste; przyjazne, a pełne śmierci; pełne słońca, a jednak z mroczną historią.
W porównaniu z „Piknikiem z niedźwiedziami”, gdzie walczył z własną kondycją na szlaku Appalachów, tu autor oddaje głos samej Australii. To ona gra pierwsze skrzypce – dzika, zabawna, nie do ogarnięcia. Bryson zaś komentuje to z gracją inteligentnego turysty z lekkim szokiem kulturowym.
Jeśli szukasz książki, która cię rozśmieszy, zaskoczy i zostawi z dziwną ochotą na śniadanie w buszu – to lektura dla ciebie. I pamiętaj: nie dotykaj niczego, co wygląda niewinnie. Zwłaszcza muszelek.
Wiem, że może dużo, ale książek czytałem sporo, a recenzji nie wrzucam prawie w ogóle... Ale nadrabiam!
„Blackout” – Europa bez prądu i z głową w… ciemności
Marc Elsberg pokazuje, jak łatwo cywilizacja może paść na pysk – wystarczy, że ktoś wyłączy światło. Blackout to thriller, w którym cała Europa pogrąża się w mroku, a ludzie bez prądu błyskawicznie cofają się mentalnie do epoki kamienia łupanego. Supermarkety pustoszeją, ludzie myją się chusteczkami nawilżanymi, a szpitale ratują życie na bateriach i modlitwach.
Techniczne opisy momentami przypominają podręcznik dla energetyków, ale całość trzyma w napięciu. Główny bohater – włoski haker – biega od stacji transformatorowej do rządu i próbuje ogarnąć chaos, który nawet Niemcom wymyka się spod kontroli.
Podsumowując: książka działa jak impuls elektryczny – kopie w mózg i zostawia cię z pytaniem: "Ile wytrzymam bez prądu, zanim zacznę gotować makaron na świeczce?". Śmieszne, straszne i cholernie możliwe.
I tutaj ciekawostka: mam 2 egzemplarze tej książki w wersji papierowej, plus w book. Jeśli ktoś byłby chętny na jedną wersję papierową, to mogę sprezentować!
„K-PAX” – kosmita z błyskiem w oku i dziurą w naszej psychice
Wyobraź sobie, że siedzisz w szpitalu psychiatrycznym i nagle zjawia się facet w okularach przeciwsłonecznych, który twierdzi, że przybył z planety K-PAX, odległej o 1 000 lat świetlnych. A potem... mówi rzeczy, które sprawiają, że zaczynasz mu wierzyć. Albo przynajmniej przestajesz być pewien, kto tu tak naprawdę potrzebuje pomocy.
Tak zaczyna się książka K-PAX Gene’a Brewera – psychologiczna zagadka w science-fictionowym przebraniu. Główny bohater, prot, (pisane małą literą, bo kosmici ponoć nie mają ego), pojawia się w instytucji psychiatrycznej w Nowym Jorku i błyskawicznie rozkłada personel na łopatki swoją wiedzą, spokojem i... urokiem osobistym, którego mógłby pozazdrościć każdy guru od mindfulness.
Doktor Gene Brewer (tak, autor nadał psychiatrze swoje imię i zawód – skromność level: Mars) stara się rozgryźć pacjenta. Czy prot to chory psychicznie człowiek, który stworzył sobie planetę jako ucieczkę przed traumą? Czy może naprawdę przybył z K-PAX, gdzie nie istnieją wojny, podatki, ani reality show?
Książka jest jak terapia grupowa dla czytelnika – z jednej strony zmusza cię do zadawania trudnych pytań o to, czym jest tożsamość i zdrowie psychiczne, z drugiej – rzuca filozoficznym żartem albo absurdalnym dialogiem, który rozładowuje napięcie. Brewer pisze prosto, czasem wręcz naiwnie, ale ta prostota działa – jak rozmowa z kimś, kto wie więcej, ale nie chce cię zawstydzić.
A jeśli widziałeś film z Kevinem Spaceyem – zapomnij na chwilę. Film, choć dobry, łagodzi całą psychologiczną niejednoznaczność książki i robi z niej bardziej hollywoodzką opowieść o uzdrowieniu. Książka tymczasem zostawia cię na końcu z niepokojącą myślą: a co jeśli prot naprawdę mówił prawdę? I czemu, do diabła, nikt z nas nie chce żyć jak K-paksjanie?
Tak więc: K-PAX to coś pomiędzy terapią a filozoficzną łamigłówką w przebraniu science fiction.
@qcoolka@ksiazki Książki nie czytałem, choć teraz chyba po nią sięgnę. A w przypadku filmu, chyba nigdy nie dopuściłem do siebie rozwiązania, że prot jest tylko wariatem. Raczej czułem, że to ludzkość nie dorosła wciąż do "innego". Film chyba też muszę sobie przypomnieć 😎