Według amerykańskiej psycholożki klinicznej dr Edith Shiro istnieją trzy możliwe rezultaty traumatycznego doświadczenia. Pierwszy to dobrze wszystkim znany, choćby z filmów i literatury, zespół stresu pourazowego, który właściwie uniemożliwia, a przynajmniej bardzo utrudnia dalsze życie. Drugi to powrót do zdrowia i nabranie odporności – w tym wariancie dotknięta traumą osoba po jakimś czasie zaczyna normalnie funkcjonować, mimo że epizody depresji i inne niedogodności będą do niej wracały. Trzeci i najbardziej niespodziewany z możliwych rezultatów to z kolei potraumatyczny rozwój, który polega na przekroczeniu swojej kondycji i wejściu na ścieżkę osobistego wzrostu sprowokowanego właśnie przez traumatyczne doświadczenie. „Zaskakujący dar traumy” opowiada o tej trzeciej możliwości.
@bobiko tak sobie dalej ogladam film z #AmsterdamDanceMission od Ciebie z wczoraj i w sumie - skoro #ParadaWolnosci jest tak spektakularnym sukcesem to moze przejazd platform po #Poznan.iu tez zostanie reaktywowany? :D
Oglądając ten film, pomyślałem ze to dopiero była patologia ;)) (przekładając na wspolczesne czasy). Białe rękawiczki, kowbojskie kapelusze, koleś tańczący w przebraniu, etc. przy okazji przejazd po starym jeszcze Poznaniu (wciaz pamietam te tereny niezabudowane przez CH).
po wczorajszej udanej wycieczce .. najgorszy jest własnie ten moment. czyli kurde tyle rzeczy na raz do zrobienia a jedynie co byś chciał.. to iść na rower :D
Na Summer Dying Loud byliśmy tylko w sobotę, znów było bardzo fajnie, dla znajomych spoza "czarnej" banieczki - to sympatyczny i fajnie rozwijający się festiwal @muzykametalowa pod Łodzią, bardzo sensowny dobór wykonawców, główna scena na tyle duża, by zapewnić warunki do show i na tyle kameralna, że dało się podejść dość blisko. Przyzwoita strefa gastro z opcjami dla roślinnych, klimatyzowana (za) mała scena. Największy fuckup to toitoie - może nie tyle one same, co brak mydła i wody do umycia rąk. Trzymam kciuki, żeby w kolejnych latach wróciły toalety z wodą bieżącą.
Muzycznie - bardzo dobrze.
Sunnata - z płyt ta muzyka nie budzi we mnie emocji, na żywo dostała przestrzeni i mocy, chętnie znów zobaczę, kiedy nadarzy się okazja (a zdaje się, że ma nadarzyć się jesienią).
Schizma - no super, jeden z lepszych koncertów dnia, pełen power, zero spiny, nie jestem fanem barwy wokalu, ale ogólnie się zgadzało. Młyn pod sceną wskazywał, że nie tylko mi się zgadzało. :)
Mutterlein - nie jestem przekonany, czy to muzyka koncertowa i czy na scenę (choćby i małą) na tym festiwalu. Ładne buczenie, dużo subbasów odczuwalnych w nosie, na inne okoliczności przyrody na pewno bdb.
Chapel of Disease - spoko, ale wolę Tribulation ;) posłuchaliśmy ze strefy gastro.
Blazd of Perdition - wsadzenie ich do "krypty" było pomysłem dziwnym (choć może to kwestia etosu i oczekiwanie zespołu?) - w rezultacie ledwo dało się wepchnąć, a jak już się trochę wepchnąłem, to w pewnym momencie do pełnej sali postanowiło wbić się jeszcze dobre kilkadziesiąt osób, które nie zamierzały odpuszczać, więc odpuściłem ja, w obawie o żebra. A żałuję, bo ten kawałek koncertu, który widziałem, był bez wątpienia na świetnym poziomie. Strasznie szkoda, że koncert dla sardynek.
Primordial - meh. xd
Convulse za to - super. "Fińczycy" na przepięknym deathowym oldschoolu, świetne i czytelne brzmienie (trio, więc dało się doskonale ustawić). Dodatkowo w drugiej połowie koncertu fani Overkill poszli słuchać swoich idoli, więc zrobiło się nieco luźniej, (...)
@muzykametalowa no i super. W tamtym punkcie czasu był to najlepszy koncert soboty dla mnie.
W ramach pauzy taktycznej, trzymania się z dala od głównej sceny przez chwilę i koniecznej chwili odpoczynku, pooglądaliśmy wystawę czarnej sztuki plastycznej i nie poszliśmy zobaczyć Aluk Todolo, a z tego co widzę we wpisach znajomych i nieznajomych - był to błąd. Będę miał na radarze na przyszłość.
Moonspell - podobnie jak Tiamat 2 lata temu, koncert dla sentymentalnych klimaciarzy, którzy dostali to, czego oczekiwali ;) (choć pod sceną było też sporo młodzieży). Może i te quasi-piszczałki na statywie keyboardu to znamię sera, ale koncert zagrany bardzo dobrze, Fernando w bdb formie wokalnej i z pełną kontrolą show (wiedział, że wrzucanie "Poland" i "Summer Dying Loud" co 3 zdanie w konferansjerce zrobi robotę). Występ dla fanów, fani docenili.
Obscure Sphinx - absolutnie nie żałuję, że zostaliśmy na tym "bonusowym" koncercie, choć muzyka OS to nie do końca moje klimaty, a akustyk postanowił w ramach podziękowania za cierpliwość zamordować fanów poziomem dźwięku. Niemniej, niezależnie od absurdalnej głośności, koncert brzmiał znakomicie, a wyziew Wielebnej zawstydził prawdopodobnie połowę, jak nie więcej, prężących się na SDL-owych scenach wokalistów. Wspaniały, potężny występ.
Aha, lubię ten festiwal też za światła - nawet komórką da się zrobić godne zdjęcia na pamiątkę (przynajmniej na dużej scenie, bo na małej nic nie widać - czy tam w ogóle jest podest, czy scena była na wysokości podłogi?).
@bfaliszek no ja bylem na Video Games Live - z poczatku mialem rozkmine, potem ubieralem sie normalnie i wychodzilo spoko, bo reszta ludzi miala tak samo - ale to byl koncert niemalze rockowy, a koncerty Millsa sa... specyficzne 😂
Dlaczego tak dobrze się ma status quo? Kiedy już wiesz, że rzeczą, której ego nienawidzi najbardziej, jest zmiana, staje się jasne dlaczego większość ludzi zadowala się przetrwaniem. Czy to z powodu przemocy, prześladowań czy z innych przyczyn, bronione i broniące się ego woli nie robić nic, niż się zmienić – nawet jeśli godzi w ten sposób w swoje własne dobro. Zapytaj osobę uzależnioną lub należącą do jakiejś zamkniętej grupy. Ego to jeszcze jedno słowo na określenie ślepoty. Według mnie samo ego jest niewidoczne, ale jeśli choć raz je zobaczysz, to ono przegrywa.
Ego musi pozostać niewidoczne i ukryte, by móc się obronić. Zło, jak się wydaje, jest zawsze zależne od zaprzeczania i ukrywania (2 Kor 11,14). Ego jako takie nie jest złe, ale może nieświadomie prowadzić do złych działań (Pawłowe określenie dla ego to „ciało”). Aby odnieść sukces, zło musi jakoś upodobnić się do cnoty. W ten sposób pozostajesz ślepy na swoje własne złudzenia i przekonany, że widzisz doskonale. Taka jest istota problemu nawrócenia i podstawowa natura duchowej przemiany.
Większość ludzi nie spotkała się z propozycją przemiany umysłu, a jedynie różnych zachowań, wierzeń lub przynależności. A one niekoniecznie dają nam siłę, a tym bardziej nas nie przemieniają. Niezmiennie jednak chronią nas i uwiarygadniają takimi, jakimi jesteśmy. Są to, jak zwykłem je nazywać, „zadania na pierwszą część życia”.
W ostatnich tygodniach słuchałem dużo i choć nic mnie nie zachwyciło, to po prostu było dużo dobrych krążków. Zaczynamy.
Gaerea, singiel/EP-ka "Unknown" - no lubię ten zespół. Coś jest w ich brzmieniu, co do mnie przemawia i ten miks ściany dźwięku, osadzonej w niej agresji wokalnej i takiego rytmu, który ciągle dawkuje napięcie po prostu jest świetny. Jeśli nie znacie portugalskich blackmetalowców, to bardzo polecam choćby utwór "Salve", aby zrozumieć, o co mi chodzi. Z kolei "Uknown" jest czymś, co utrzymuje poziom zespołu.
Spectral Wound, album "Songs of Blood and Mire" - ten zespół już kiedyś zwrócił moją uwagę. To po prostu standardowy black metal, który przywodzi na myśl takie bardziej klasyczne granie z melodyjkami, a które jest po prostu dobrze wykonane. Ten album nie jest wyjątkiem - nie jest to może najlepsza płyta według mnie ("A Diabolic Thirst" było bardzo dobre), ale na pewno warto posłuchać.
Fleshgod Apocalypse, album "Opera" - ta płyta była już polecana, a ja to potwierdzam. Włoski zespól to symfoniczny death metal, w dodatku z żeńskim wokalem. I taki "I can Never Die" bardzo kojarzy mi się z jakimś utworem, którego nie umiem wymienić z nazwy - trzeba przyznać, że wpada w ucho. Reszta jest po prostu dobra i naprawdę miło mija czas przy tym krążku.
Lovebites, EP-ka "Lovebites EP II" - nie będę się rozpisywał, bo wiem, że panie są dość schematyczne, ale po prostu uwielbiam ten zespół, ich wokal oraz solówki na gitarach. Tutaj nie ma hamulca - to power metal najwyższej technicznej klasy.
Forlorn Hope, EP-ka "Valour, Pt. I" - nie jestem wielkim fanem wokalu tej powermetalowej kapeli, ale po osłuchaniu się z nimi przestaje to przeszkadzać. Zamiast tego mamy uczucie, jakbyśmy razem z żołnierzami latali po polu bitwy z muszkietem lub rusznicą i zdobywali teren. Warto dać szansę.
Concrete Winds, album o tym samym tytule - po prostu deathmetalowa jatka, która dobrze wchodzi podczas pracy.
In Aphelion, album "Reaperdawn" - odkryłem ich przypadkiem i na pewno jest to zespół, który warto obserwować. To świetnie zagrany black metal, który może się podobać. Northazerate przyrównał ich do Wataina - nie wiem, na ile jest to właściwe, ale postawienie obok takiej kapeli może być powodem do chluby. Bardzo, bardzo dobra płyta blackmetalowa, bardziej agresywna niż wcześniej wymieniony Spectral Wound i bardziej też słyszalny.
Książka, która mogłaby być świetna, a nawet genialna, gdyby poza humorem była tutaj jeszcze lepsza historia. Niestety, trochę mi tego zabrakło, przez co taka niska ocena (może za niska), ale sama koncepcja przewodnia rewelacyjna.