#GoodMorning#BalticSea! I’ve got nowhere particularly interesting to go, so I’ve decided to speed along the seaside through #Dziwnow and #Miedzywodzie to #Kolczewo… Forecast has been unfavourable, but I’ve avoided rain!🥰 Once again felled from the #bicycle at low speed…🤦🏻♂️😁
Und ich bin mal wieder sooo neidisch auf alle, die dort wohnen. Während ich samt Bike bei uns am Montag nach 2 der ohnehin viel zu wenigen Trails vor Ort aussah wie Sau, waren die Trails im Südschwarzwald fast komplett trocken und wir hatten nur ein paar Dreckspritzer an Bike und Klamotten, obwohl es auch im Schwarzwald genau so viel geregnet hat wie überall sonst.
The principle of the SCHWALBE CLIK VALVE, winner of the Eurobike Award 2024, is very simple: it works intuitively with a click. What does it need? The valve and the corresponding pump head or pump head adapter. With the Clik Valve, this can be clicked onto the bike valve with minimal force and removed again very easily after successful inflation.
It doesn’t matter which valve and pump you currently have - thanks to conversion kits for all existing bicycle valves and most pumps. To change the bicycle valve, simply replace the valve insert (Sclaverand, Presta, Dunlop, tubeless valve), for the car valve there is an adapter that is screwed over the valve (and can be easily unscrewed again to be able to use petrol station pumps).
The pump head adapter can be integrated into the pump head of current pumps (by clamping or screwing in), even with hand pumps. The Schwalbe Clik Valve can also be inflated with normal SV (Presta) pumps - thanks to this reverse compatibility, you are never at a loss in any situation. And SKS will already be offering its own CLIK VALVE pump at Eurobike.
Schwalbe will soon be producing the first tubes with the Clik Valve.
I was in #Calgary#Alberta in April
to see this beautifully restored steam locomotive. It was a public event at Canadian Pacific Headquarters in commemoration of 1 year since their merger with Kansas City Southern.
This #train has since been on tour and will do one last stop in #Winnipeg on July 6th, 2024.
#Night#Gravel goes on despite my toe taking the colour of a a ripe plum. I already regret this in the morning, but also I’m getting ready for a 6am ride as we speak, so I will regret it even more…
Ostatnio mam duże zaległości z muzyką, niestety, a ponadto - jak rasowemu marudzie - niewiele się podoba. Może to kwestia przesytu black metal z racji tego, że w ostatnich tygodniach skupiłem się na nadrabianiu klasyki, aby "znać", a może po prostu wpływ innych kwestii sprawiających, że nic mi sie nie podoba. Tym niemniej, coś tam mogę polecić, choć dzisiaj skrótowo.
Abigor, album "Apokalypse" - zespół znany, stary, z austriackim rodowodem. Wydaje mi się, że słyszałem ich nowsze płyty i coś w sobie miały, choć nie były zbyt szybkie. Inaczej niż z "Apokalypse", EP-ką z 1997 roku, w którym jest ciągły hałas i napierniczanko. Robi to klimat pokoju zbuntowanego nastolatka z lat 90. według amerykańskich filmów. Fajne, miło posłuchać.
Inquisition, album "Veneration of Medieval Mysticism and Cosmological Violence" - najnowszy album zasłużonego dla BM kolumbijskiego zespołu, który lubuje się w dziwnych i długich nazwach płyt oraz utworów. Wolę ten album niż choćby polecane mi "Into the Infernal Regions of the Ancient Cult", gdzie mamy bardziej "żabi" growl. Jest tutaj mocno, ale też bardzo klimatycznie i czuć tę mroczną siłę, którą muzycy chcą przekazać.
Dirty Honey - tym razem coś z rocka i to takie rockowego rocka. Gdy usłyszałem parę utworów, to miejscami miałem wrażenie, że słucham Aerosmith. To trochę taki styl, a to całkiem nowa kapela, bo z 2017 roku, rodem z Ju-Es-Ej. Warto dać szansę, jeśli brakuje Wam takiego rocka z lat 80. czy 90.
Impiety - jest obrazoburczo, jest szybko, jest brutalnie. Tematyka zdecydowanie idąca w kierunku kontrowersji, tytuły w rodzaju "ja pierdzielę, że im nie wstyd takiej grafomanii uprawiać", a to wszystko z... Singapuru. I z tego powodu przestało mnie to dziwić, gdyż tamtejsze zespoły metalowe trochę mi się z tym kojarza, zwłaszcza jeśli do blacku dochodzi thrash i death. Bardzo mocna, agresywna mieszanka, którą polecam do posłuchania w tle przy herbatce.
Aura Noir, album "Deep Tracts of Hell" - bardzo fajny, klimatyczny i spójny album. Tak naprawdę nie jest to nic konkretne i wielu powie "łe, słyszałem już takie rzeczy". Ale jakoś tak się to fajnie ze sobą spina, że miło się tego słucha. Jest klimat, jest mocno, ale nie szaleńczo mocno. Bardzo dobrze spędzony czas przy panach z Norwegii.
Sorhin - przyznaję, że może mi się mylić, bo jednak sporo tego słucham, ale tutaj całościowo też fajnie to wypada. Na pierwszym planie u Szwedów są gitary, dość wysoko nastrojone (albo to kwestia produkcyjna) i melodie. Poza tym to black metal jak każdy inny, ale to na tyle "standardowa" mieszanka, że przeciętny fan metalu tego z przyjemnością posłucha. Nie ma tutaj za bardzo atmosfery - to raczej melodyjna łupanina.
Satyricon, album "Nemesis Divina" - pisałem już kiedyś o tym albumie, ale warto przypomnieć, bo to piękny krążek. I stąd pochodzi "hymn black metalu", jak się czasem określa "Mother North". Choć nie wiem, czy ten utwór bardziej nie jest znany ze względu na teledysk (szczególnie nieocenzurowaną wersję). Mnie bardziej podpasował "The Dawn of a New Age".
Anaal Nathrakh, album "Total Fucking Necro" - wcześniej pisałem o Impiety, że ma czasem dziwne tytułu, ale Anaal Nathrakh to inna kategoria, zarówno pod kątem nazw, jak i samej muzyki. Miazga, totalne szaleństwo, dla niektórych to jest za dużo - ja ostatnio nauczyłem się ich doceniać, bo tworzyć takie kompozycje i utrzymać je w (chaotycznych, ale jednak) ryzach to trzeba umieć.
Pierwszy raz od jesieni założyłem slicki 32C zamiast terenowych 40C. Dziwnie rower wygląda z tak wąskimi i gładkimi oponami, odzwyczaiłem się od tego widoku.
Ciekawe, jak bardzo będzie mnie wieczorem dupa bolała po całym dniu na 80 PSI, zamiast 50-60, jak jeździłem ostatnio xD
Myślę, że następne slicki chciałbym kupić szersze niż obecne, ale z tego co widzę, Continental najszersze szosowe opony ma 35C. Czy ktoś w ogóle robi slicki bliższe 40C?
Kiedyś już pisałem o tej książce, ale właśnie ją skończyłem i napiszę jeszcze raz. Fascynująca podróż ponad 500 kilometrów piechotą, śladami ojca autorki, wypędzonego że Śląska w 1945. Powroty do małej ojczyzny dziadków, spotkania z Polakami, Czechami i Ślązakami spojrzenia drugiego i trzeciego pokolenia na wojnę, przesiedlenia, współczesność Europy, Unię, skorelowane z traumami przesiedleńców, do bólu szczery portret wszystkich wymienionych narodów i pokoleń plus równie szczery autoportret autorki i jej relacji z rodzicami i dziadkami. Absolutnie warto przeczytać, szczególnie że książka napisana i przetłumaczona bardzo dobrze.