@smootnyclown@ksiazki Przeczytałem i bardzo mi się podobało. Bo jako czterdziestoletni dziad mający szesnastoletnie dziecko mogłem na przemian się śmiać, łapać za głowę i poklepywać po plecach jak to moje obserwacje zgadzają się z badaniami.
Ciekawy był rozdział o politycznych wyborach zetek, nie było to dla mnie oczywiste ale już wiem czemu Trump wygra i będziemy mieli konfę w rządzie😁
Podsumowując: zetki to superindywidualistyczne pokolenie płatków śniegu. We are doomed.
Jeśli jednocześnie chcę się dowiadywać, co dalej, ale nie chcę tego przyspieszać, opowieść traktuje o książkach, jest satyro-kryminało-reportażo-horrorem, wyśmiewa cancel culture, a dodatkowo zawiera mnogość interpretacji z końcówką włącznie, to to musi być 10/10. Jestem zachwycony, choć wiem, że nie każdemu podpasuje.
To nie jest typowa książka popularnonaukowa. To żywa opowieść, w której autor opowiada nam, jak odkrył nową pasję i wyruszył w świat, by badać języki kreolskie. Dążac do znalezienia odpowiedzi, w jaki sposób te języki powstają, dzieli się z nami swoimi odkryciami, pomysłami i problemami, jakie napotkał na swojej drodze. A wszystko to otoczone barwnymi przykładami i ciekawostkami, z których zacytowałem tylko kilka.
A przy tym wszystkim przekonuje nas, że języki kreolskie nie są bardziej ubogie niż języki dużo od nich starsze. Wręcz przeciwnie — udowadnia, że są to najczystsze wyrazy wrodzonej człowiekowi zdolności do języka, w mniejszym stopniu obarczone bagażem historii. A pod wieloma względami są bardziej logiczne niż angielski (czy polski).
"Myślę, więc jestem."
"Mi mind gi' me se me de mek me de." [gujański kreolski]
[My mind gives me that I exist] causes [(the fact that) I exist].
@andyy Tak, a wszystko na terenach azjatyckich, gdzie koło siebie stoją fabryki składające elektronikę poszczególnych producentów. Wywieszają sobie wzajemnie obraźliwe napisy w oknach zakładów, np. "Apple je jabłka bez skórki".
Widzę, że to bardzo dobrze oceniana młodzieżówka i faktycznie, ma coś w sobie - potrafi zaciekawić. Tym niemniej, mnie nie zachwyciła, bo pod pewnymi względami jest typową cliche z gatunku. Dalej nie będę próbował, ale jest to pozycja warta uwagi.
Nie wiem, czy czytaliście "Traumaland. Polacy w cieniu przeszłości" Michała Bilewicza, ale zapowiada się na moją osobistą książkę roku.
Autor książki poszukuje odpowiedzi na nurtujące mnie pytania, czyli dlaczego tacy jesteśmy i tak się zachowujemy jako społeczność. Po drodze przytacza przykłady i doświadczenia innych krajów, zahaczając o tematy jak konflikt palestyńsko-izraelski, więc wciągnąłbym książkę nosem, ale staram sobie dawkować te porcje wiedzy, że zostawić sobie czas na refleksję.
Widziałem różne opinie o tej książce, ale generalnie raczej można ją polecić. Nie mam dużego doświadczenia z taką literaturą, ale myślę, że coś z tego wyniosę. Choć może lepiej nie wszystko, bo jednak ta pozycja trochę zdejmuje z szefów potrzebę zachowania ludzkiej twarzy.
"Gdy pierwszy pisarz wymarzył sobie nową sztukę, stawiając znaki na glinianej tabliczce, stało się oczywiste, że nie obejdzie się bez innej sztuki, bez której znaki nie miałyby sensu. Piszący tworzył komunikaty, znaki, ale potrzebny był mag, który potrafiłby je odszyfrować, rozpoznać ich znaczenie, nadać im głos.
Pisanie potrzebowało czytelnika."
Ktoś poleci jakiegoś audiobooka dostepnego na legimi dla dzieci: syn 8 lat, córka 12. Przerobili już serie "Felix, Net i Nika", "Amelia i Kuba", "Magiczne drzewo".
"W obecnej sytuacji my też chcemy dać coś od siebie! Chociaż na co dzień nasze przychody z dystrybucji antologii są iście okrągłe (bo zero jest okrągłe), to nadal dysponujemy kilkoma drukowanymi zbiorami opowiadań Fantazmatów!
W serwisie Allegro Charytatywni znajdziecie 6 aukcji z naszymi ostatnimi drukami – „Na zawsze, do jutra, już nigdy”, „Na zgliszczach” oraz „nanoFantazje 3.0” (po 2 egzemplarze). Linki w pierwszym komentarzu.
Kwota uzyskana na licytacjach trafi bezpośrednio do fundacji SiePomaga (aukcje z nr 1 w tytule) lub fundacji Sarigato (aukcje z nr 2 w tytule, fundacja niesie pomoc zwierzętom na zalewanych terenach) – zatem możecie wybrać, który cel wolicie wesprzeć. 🙂"
p.s. w NanoFantazjach 3 można znaleźć moje opowiadanie
Słyszałem, że będzie dobre i faktycznie - było dobre. Osoby, które lubią mitologię japońską, czasy samurajów, a do tego steampunk - to pozycja dla Was. Co prawda, jest to młodzieżówka i w drugiej części to bardzo widać, ale pierwsza połowa to całkiem ciekawe wprowadzenie, z miejsca otwierające potężny świat na przyszłość. Świetne. I nawet sekwencje cimcirimci są ucięte, co bardzo mi się podoba.
Czas na recenzję, z którą zwlekałem, bo to książka wartościowa, acz trudna.
George Lakoff — Women, Fire, and Dangerous Things
Książka ta to swoiste opus magnum. Autor stawia szereg tez, kwestionujących klasyczne podejście do rozumowania i języka. Wymienię tu kilka.
Mózg nie funkcjonuje jak komputer, który przetwarza jedynie abstrakcyjne symbole, lecz rozumowanie osadzone jest w percepcji. Rozumowanie abstrakcyjne osadzone jest w wyobraźni, korzysta z metafor i "obrazów". Niektóre złożone koncepcje ("gestalty") pojmuje się łatwiej niż ich części. Składni języka nie można rozpatrywać niezależnie od znaczeń. Klasyczna kategoryzacja, która próbuje przypisywać przykłady do ściśle zdefiniowanych grup, nie sprawdza się, a rzeczywiste kategorie lepiej opisuje teoria prototypów — hierarchiczna struktura kategorii z "lepszymi" i "gorszymi" przykłady członków, i zmotywowanymi związkami między nimi.
Co istotne, każda poruszona koncepcja opisana jest szczegółowo, zawiera argumenty, dyskusję kontrargumentów, dyskusję innych teorii, a wszystko to poparte licznymi przykładami. Niestety, ma to swój koszt — książka jest naprawdę obszerna, do tego pisana dosyć rozwlekłym stylem, czasem ta sama myśl powtarza się wielokrotnie. Moim zdaniem, język nie jest trudny, i raczej dostępny dla laika, ale niektóre koncepcje są trudne.
Czytanie jej przypomina trochę wyławianie samorodków z mułu. Jednak w miarę przedzierania się przez kolejne rozdziały, kolejne odkrycia pobudzają na nowo entuzjazm. To wszystko nie tylko ma sens — często, po fakcie, wydaje się wręcz oczywiste. Następuje oświecenie za oświeceniem, regularnie przeplatane ciekawostkami. Nie było łatwo, ale moim zdaniem było warto.
Jak to jest, że choć badania wskazują, że zadania domowe nie tylko nie przynoszą korzyści, ale są wręcz szkodliwe, to jednak przeważająca większość szkół nie tylko od nich nie odchodzi, ale wręcz dąży do tego, by zadawać coraz więcej, i od coraz wcześniejszych lat?
Autor nie skupia się wyłącznie na pracach domowych, ale porusza również szersze problemy związane z edukacją (podejrzewam, że będę czytał kolejne jego książki), nierzetelnością w publikowanych badaniach, czy nawet systemem społecznym. Choć książka skupia się na Stanach Zjednoczonych, wiele z problemów w niej poruszanych przypomina mi moją własną edukację tu, w Polsce.
Mnie też spotkała edukacja oparta o "zakuwanie" bez zrozumienia — i tak naprawdę wiele rzeczy pojąłem dopiero lata później, kiedy w końcu miałem dość kontekstu, by nabrały sensu. Mnie też krytykowano (choć chyba nie w szkole), że nie znam tabliczki mnożenia, choć nigdy nie miałem problemu z szybkim liczeniem. Mnie też skutecznie zniechęcano do nauki — i dopiero w połowie książki uświadomiłem sobie, że dotyczyło to również czytania lektur, które również są swoistą formą zadań domowych (i tu chciałbym pochwalić panią polonistkę z technikum, która zrozumiała, że i tak nie będziemy czytać lektur, więc lepiej poczytać nam na lekcji, żebyśmy chociaż poznali styl autora). Mnie też spotkały kolejne reformy edukacji, włączając to egzamin szóstoklasisty, który właściwie nie pełnił żadnej funkcji, poza "przyzwyczajaniem" do przyszłych egzaminów. No i to bezsensowne dążenie do konkurowania, którego nigdy nie potrafiłem zaakceptować.
Moim zdaniem — warto. Choć ostrzegam, że trudno się nie wściekać na tę rzeczywistość.