Chodzi o to że w interesie Nestle jest utrzymywać rynek produktów odzwierzęcych, a nie np. przyczyniać się do ograniczania jego rozmiaru. Stąd oczywisty konflikt interesów w publikacjach sponsorowanych przez Nestle.
Rozumiem, że nie umiesz czytać, ale nie wypada się tym chwalić.
Zdanie:
However, there is no clear evidence that a vegan diet started in early childhood confers a lasting health benefit.
Odnosi się wyłącznie do braku dowodów na WYRAŹNE I TRWAŁE KORZYŚCI ZDROWOTNE, a nie braku dowodów na nieszkodliwość takiej diety (mimo tego że dosłownie zdanie wcześniej masz odniesienia do badań wykazujących korzyści diety wegańskiej).
Kolejne zdanie, czyli
On the other hand, a vegan diet **can be potentially critical **
Odnosi się do PRZYPUSZCZENIA autora tekstu, nie popartego cytatem (sprawdziłam), które to przypuszczenie jest zwyczajnie kłamliwe, bo np. prowadzono badania long-term które nie wykazały tej “potencjalnej krytyczności”. Za to zawsze można użyć takiego stwierdzenia kiedy chce się zaciemnić obraz tego, o czym opowiadasz. Zwłaszcza kiedy piszesz publikację, której głównym tematem nie jest weganizm lecz niedożywienie dzieci, a sama publikacja powstaje dla i za pieniądze Nestle - korporacji która zbija miliony w branży mlecznej i uprawia aktualnie greenwashing, wypuszczając kilka linii produktów wegańskich jako kwiatek do kożucha, nie zmniejszając oczywiście skali swojej działalności niewegańskiej.
białko zwierzęce jest najlepiej rzysfajalne dla ludzkiego organizmu, natomiast r0oslinne mniej i wymaga substytuwania i zroznicowznej diety
Nie ma absolutnie pół dowodu na potwierdzenie tych tez. Człowiek jest wszystkożercą. Długotrwałe badania prowadzone na grupach wegan oraz np. dzieciach wychowanych w weganizmie nie ujawniają żadnych nieprawidłowości, których można by się spodziewać, gdyby ta teza była prawdziwa.
undefined> Przemoc wrośnięta jest w polską strukturę i hierarchię społeczną. Rzadko ujawnia się w postaci otwartego buntu i nań reakcji
Nie zawsze tak było. Tak naprawdę kultura agresywnego protestu została w Polsce wygaszona po 13 grudnia 1981 roku, gdy nastąpiło jej brutalne złamanie. Wcześniej "normą" było np. obrzucanie partyjnych komitetów koktajlami Mołotowa, rozkręcanie szyn itp. Pojedyncze przejawy tego pojawiły się jeszcze na strajkach w latach 90., ale opinia publiczna potępiła to stanowczo, a strajkujących wzięto na przeczekanie.
Właśnie weszła dyrektywa UE zakazująza utajniania zarobków. Tzn nie będzie już dozwolone stosowanie klauzul w umowach z których treści wynika, że nie wolno ci rozmawiać z nikim o wysokości twoich zarobków. Pełna jawność płac to jeszcze nie jest, ale hm.
Stary, ja nie miałam nawet pojęcia że istnieje aplikacja Lemmur. Masz przekonać ludzi do alternatywy, ale stawiasz warunki brzegowe które z miejsca odrzucają użytkownika. :)
Bo rozumujesz jak geek, a większość świata nie. Produkty korporacyjne odpowiadają potrzebom ludzi: nie na darmo inwestuje się masę forsy w badania, także usability i sprawności produktów. A my tez jesteśmy, w większości, zwykłymi ludźmi, czego osoby które urodziły się z konsolami przyrośniętymi do głowy, nie rozumieją.
Ludzie uzależniają się od prostych rzeczy i zastrzyków dopaminowych, a poza tym lubią być tam, gdzie są inni ludzie. To jest w tej chwili dla wielu świat życia. I ten świat życia ma być przyjemny. Co z tego że zaproszę kogoś na szmer, skoro ten portal tragicznie działa na urządzeniach mobilnych, które są obecnie głównym narzędziem korzystania z internetu?
Owszem, organizowanie się wewnętrzne w ruchu, planowanie działań itp na platformach korporacyjnych to droga donikąd, chociaż tak czy owak dzięki tym mediom zaistniały w ogóle jakieś większe dyskusje wewnątrzruchowe, a do głosu zostali dopuszczeni ci, którzy nie mają specjalnych kompetencji cyfrowych. Ale jasne, organizacja na dłuższa metę nie ma tam sensu, trudno jest nawet przekazywać sobie podstawowe informacje, bo cukiergóra zrzuci nasz post nawet za zapostowanie linku do Crimethinc. Dlatego ludzie którzy organizują się nie po to, by “uprawiać aktywizm”, a po to by po prostu działać i robić konkretne rzeczy, odchodzą od korpo-komunikatorów, mają skrzynki na riseupach i tak dalej. Widziałam to nawet na tegorocznym Kongresono, że nikt z gości nawet nie próbował dodać mnie na Messengerze żeby załatwić ze mną jakąś sprawę.
Na przypałową akcję nikt na facebooku się nie umówi, a jak się umówi to pożałuje. Chyba że chce to zrobić specjalnie, jak Stop Bzdurom, by zyskać medialny coverage i rzeczywiście przebić się z komunikatem.
Ale większość anarchistów w tym kraju to “anarchiści społeczni”, zafascynowani modelem masowego działania, ponoć wszyscy kochają syndykalizm, komunizm i googlowanie bookchina - to ludzie którzy chcą przecież ponoć przebudowy społeczeństwa, trwałych zmian postaw ludzkich, budowania “nowego w skorupie starego” i all that shit. A dziś społeczeństwem sterują media i tak się składa że w latach 20. XXI wieku są to media społecznościowe. Skoro to tam zachodzi konsumpcja treści, także ideologicznych, to co w tym dziwnego że ci ludzie próbują być tam, gdzie ich odbiorcy? W końcu żeby w warunkach tak silnej kontroli państwowej jak w Europie zmontować jakąkolwiek “rewolucję”, trzeba mieć poparcie mas, a masy nie czytają gazetek robotniczych bo siedzą z nosami w smartfonach.
I te masy dostają tam treści które codziennie urabiają je politycznie. Więc czemu dziwić się że niektóre inicjatywy czy kolektywy w ogóle nie traktują poważnie obecności poza mediami społecznościowymi, skoro de facto tych mas nie ma już nigdzie indziej, a malutkie lokalne inicjatywy które mozolnie pracują u podstaw są niczym, jeśli nie zyskają popularności na instastories? Bo są niczym, dla wielkiego świata one praktycznie nie istnieją. Nooo, można spróbować przebić się do mediów głównych, wywalczyć jakiś artykuł albo wziąć udział w audycji radiowej, ale w dobie takiego szumu informacyjnego walka o uwagę widza np. telewizji jest niezwykle trudna.
Dla mnie to więc po prostu naturalna konsekwencja modelu anarchizmu, który się tutaj przyjął jako domyślny. Im bardziej będziemy sobie wciskać do głowy komunały o tym, że musimy “zmienić świat”, albo go zbawić w całości, tym bardziej skończymy przyrośnięci do socialek i zlobotomizowani przez ten sam świat, który próbujemy usilnie zmieniać.