Nox Aeterna - miły holenderski death metal z nutami symfonii i melodii. Może nie jest to coś, co zapamiętacie na długo, ale jest dobrze nagrane, odpowiednio szybkie i generalnie daje radę.
Manbryne - tutaj krótko. Wróciłem do pierwszej płyty po znakomitej drugiej i... jednak wolę drugą. Choć przyznam, że słuchanie "Pustka, którą znam" po tym, jak dowiedziałem sie, co spotkało wokalistę, przyprawia o ciarki (nie znałem wcześniej tej historii).
Cannibal Corpse, album "Chaos Horrific" - Corpsegrinder i jego weseli koledzy wydali nowy album i jest dokładnie taki, jakiego można spodziewać się po CC. Albo się to lubi, albo nie, ale w sumie do słuchania w tle nie jest złe. Mnie się przy tym dobrze pracowało.
Hegeroth - katowicki niezależny zespół z nurtu melodyjnego black metal znany jest ze swojej niezależności i dość nieszablonowej muzyki. A przynajmniej tak słyszałem, bo ja aż tak tego nie odczułem. Tym niemniej - niezłe.
Forlorn Hope - tutaj lekko się zdziwiłem, bo jest co najmniej kilka zespołów o tej nazwie. Przesłuchałem dwa i mogę je polecić.
a) brytyjski heavy/power metal traktujący o wojnach, bataliach itd. Trochę dziwny, wręcz surowy wokal, ale słucha się tego zaskakująco dobrze. Nie ma tutaj epickości, raczej jest opowiadanie historii.
b) holenderski singlowy black metal (melodyjny), który jest naprawdę dobry. Polecam, zwłaszcza, że jest tutaj bardzo dobry, zniekształcony i bliski potępieńczości growl
Waśń, album "Ciemną doliną". Widziałem, że Northazerate trochę kręcił nosem na tę płytę i faktycznie, debiut wrocławskiego black metalu nie powala na kolana. Ale posłuchałem z przyjemnością i przede wszystkim to chyba pierwsza płyta z tego gatunku, która traktuje o... seksie. A przynajmniej w jakiejś części i to w konwencji baśni.
Outlaw - brazylijski black metal na początku mnie powalił i byłem zadowolony, że znalazłem świetny zespół. Później posłuchałem paru płyt i jest nieźle, na pewno warto zwrócić uwagę, ale niekoniecznie jest to takie cudo jak myślałem. Mimo wszystko polecam.
Enforced - amerykański thrash metal/crossover. No po prostu łupanina - jeśli ktoś lubi, to będzie wniebowzięty. Ja się dobrze bawiłem, choć trochę mi się zlewały te kompozycje i trudno było wyłuskać jakiś singiel :)
Skeletonwitch - melodyjny death/thrash z USA, który muzycznie bywa różny, ale ma potężny wokal, który współgra z muzyką. Dobrze się tego słucha, polecam spróbować. Jest raczej szybko.
Obscurity - zespołów o tej nazwie znajdziecie od cholery, a mnie chodzi o niemiecki melodyjny black/viking/death. Czyli jak widać, jest tu wszystko. Ale to naprawdę dobrze grzeje. Przez większość czasu jest szybko i z niskim wokalem, który jest wyborny. To jeden z dwóch dzisiaj wspominanych zespołów, którym wybaczę język niemiecki, bo takie są dobre.
Okrutnik - przyznam się Wam do czegoś. Nigdy nie rozumiałem kwestii obrazy religijnej w metalu i to nawet jako osoba wierząca. A temu zespołowi z Twardowa udało się to, abym się zastanowił nad tym. To dobra muzyka, bardzo szybka (w końcu to speed metal, ale w konwencji blackowej), natomiast faktycznie, niekiedy same tytuły utworów kazały mi zastanowić się, czy chcę tego słuchać. Tym niemniej, polecam fanom szybkich brzmień - chłopaki nie zwalniają.
Diabolizer - turecki (!) death metal, bardzo mocny, bardzo szybki i z niskim growlem. Dobre, mało zrozumiałe. Taki typowy growl, który próbowałby ktoś, kto uczy się samemu, z buzią w kształcie litery "u".
Doedsvangr - jedno z małych odkryć. Może nie jest to nic przełomowego, ale dobrze słucha się tego black metalu z wielu zakątków Europy. Czasami tylko niepotrzebnie zwalniają - to są te gorsze fragmenty. Ale gdy nawalają blasty i jest wokal (dobrze zmiksowany z muzyką), to jest świetnie.
Der Weg einer Freiheit - to ten drugi niemiecki zespół, któremu wybaczam germański język. Nie jest to muzyka dla każdego i co ciekawe, myślałem, że dla mnie też nie. Trochę to awangardowe, progresywne, filozoficzne, ale gdy już ten blackmetalowy walec się rozpędzi i zacznie nawalać blastami, to jest moc. Mam wrażenie, że słyszałem już coś podobnego, ale nie umiem wskazać odpowiedniego zespołu. Po prostu spróbujcie z DWeF.
Słucham sobie właśnie płyty Eternal Rot "Moribound" i zastanawia mnie proces powstawania lub "produkowania" z siebie tego wokalu. Bo o ile muzyka mnie nie porywa, to tym growlem jestem autentycznie zafascynowany.
Ὁπλίτης (Hoplites) to arcyciekawy black metal z Chin, bo nie dość, że drą morde o "chinese social Issues" to jeszcze w starożytnej grece xDDD chyba się skuszę na winylka bo patrzcie jak pięknie wygląda: @muzykametalowa#metal#muzyka#slucham
A jak się zapatrujecie na tak zwany "post black metal"?
Ja się jaram od dłuższego czasu francuskim Mürrmürr i ich epką "Magdala". (Jezu, jak zajebiście francuski pasuje do wokali BM, aż szok!). Bardzo nastrojowe łojenie, a płyta spójna jak mało co.
Po moim ostatnim wpisie dot. metalu, który przemknął mi przez ucho, pomocni koledzy polecili mi parę kapel. Do tego sam coś sobie znalazłem. No to się podzielę.
Manbryne, album "Interregnum..." - pisałem już o tym, ale to jest po prostu cudo. Rzadko się zdarza, aby prawie cała płyta (poza tym jednym utworem na ponad minutę) weszła od razu na moją playlistę - do tej pory udawało się to tylko Mgle. Mocne tempo, ale nie szaleńcze, zrozumiały growl, świetny klimat i nawet jakieś ew. eksperymenty są tutaj korzystne. Cudo, cudo, cudo.
Winterfylleth - ostatnio pisałem, że ten zespół mi się podoba, ale miałem pecha trafic na płytę akustyczną instrumentalną. Na szczęście, gdy trafiłem na album "The Reckoning Dawn", to znowu odczułem, że to piękny zespół. Jeśli ktoś mówi o atmosferycznym, epickim black metalu, to właśnie coś takiego sobie wyobrażam - szybkość, ale umiarkowana, growl, przedłużone riffy dodające klimaty. W planach mam odsłuch kolejnych płyt.
Behexen - tego zespołu też planowałem więcej posłuchać i jest nieźle, ale gorzej niż się spodziewałem. Tym niemniej, na pewno jest to kapela warta polecenia, zwłaszcza, że działa dość długo.
Cataplexy - OsaX z Ćwierkacza (pozdrawiam) miał rację, że nie uwierzę, że chłopaki nie są ze Skandynawii. Ta japońska kapela daje czadu w europejskim stylu, jest to black metal bliski temu, jaki sobie wyobrażam, gdy myślę o tym nurcie muzyki. Szybkość, wrzaski, moc. Tylko czasem spowolnienia mogliby sobie darować.
Lamp of Murmuur - początkowo nie byłem przekonany, ale potem parę numerów mi się spodobało. Ten jednoosobowy projekt z USA gra coś bliskiego surowemu black metalowi, ale jednak nie tak, aby to raziło. Wokal trochę wycofany, kompletnie niezrozumiały, ale na tyle wyraźny, że może pobujać.
Lvcifyre - zespół z gatunku "w sumie nie można wskazać jednego topowego utworu, ale całość brzmi fajnie". Nie taki szybki, głębokie growle, połączenie blacku i death, wszechobecna stylistyka kojarząca się z piekłem. Niezłe.
Tak sobie przemknęły mi przez ucho: Aneraxt, White Rune (choć to jest niezłe), Valkyrja, Adversarial, Beherit, Malokarpatan
Nie siadły mi, wręcz przewijałem - Heretoir, Eldamar, Emyn Muil. Pisałem wcześniej o atmosferycznym, epickim ambientowym metalu - te zespoły są przykładem takich, których granie jednak mi nie pasuje. Za spokojne, zbyt nastawione na atmosferę.
Single, które mnie zaskoczyły:
Dragonforce "Power of the Triforce". Ten zespół to trochę mem i jeden z tych o większym ładunku humorystycznym, doskonale zdający sobie sprawę ze swojego wizerunku wirtuozów gitary. Niestety, często grają na jedno kopyto, a ostatnie single były po prostu słabe. Ten z kolei jest sztampowy, ale ma sympatyczny motyw, który wpada w ucho i dobrze "faluje". To taki pop w power metalu, ale ja to chyba po prostu lubię.
Nervosa "Ungrateful" - nigdy nie byłem fanem tego zespołu, choć antyfanem też nie. Ten singiel na tyle mnie zaciekawił, że przede mną odsłuch nowego albumu pań.
Jeśli zastanawiacie się, czy te peany na cześć drugiej płyty zespołu Mānbryne są zasadne, to powiem tak - jeszcze jak. Rewelacyjna płyta, taka w sam raz pod bardzo widowiskowy pogrzeb lub efektowną stypę.
Znany niektórym burnberlinburn podjął się ciekawego zadania związanego z #BlackMetal - pojął, że... nie wie, co sprawia, że dana muzyka jest "dobra". Tak go to zainteresowała, że będzie tworzył o tym artykuły. Na razie jest wprowadzenie, ale myślę, że warto śledzić.
Cryptopsy, album "As Gomorrah Burns". Ten album jest dokładnie taki, jaki można spodziewać się po technicznym brutalnym death metalu z Kanady - techniczny i brutalny. Zero zaskoczenia, ale do tła dla relaksu niezłe.
Dying Fetus, album "Make Them Beg For Death. Identyczna historia, jak u panów wyżej, z tym, że u Amerykanów trochę mniej podoba mi się muzyka. To jest do bólu standardowy brutalny death metal. Dobry, ale nudny. Ponownie do tła dla relaksu.
1863, album o tym samym tytule. A to ciekawe - rzeszowski jednoosobowy projekt o Powstaniu Styczniowym, na co zresztą wskazuje nazwa. Black/folk, wokal w miarę zrozumiały (choć miałem wrażenie, że autor zaraz straci głos). Nie spodobał mi się aż tak, ale "czuć tu napracowanie" i chęć przekazania czegoś.
Amalekim, album "HVHI". Polsko-włoski black metal, który miło się słucha, choć cudo to nie jest.
Shunyata, album "The Dark Age". Melodyjny black metal z USA i tutaj ktoś by mógł skojarzyć Uadę (której też słuchałem, ale średnio mi siedzi). Jeśli ktoś lubi mgłopodobne klimaty, to będzie fajnie, choć jest ciężej i bardziej wrzaskliwie.
Sodomisery. To taki typowy szwedzki zespół, który gra melodyjny death/black i nie możesz znaleźć żadnego "hitu", ale całość jest po prostu dobra. Mam wrażenie, że to taki standardowy szwedzki produkt tamtejszych dofinansowań. Nie jest to wada zespołu, ale to jest po prostu taka solidna czwórka w skali szkolnej.
Grymheart, "Hellish Hunt". Węgierski melodyjny death/power (choć trochę jest tutaj folku). Również fajne, ale standardowe granie dla tego gatunku. Jeśli ktoś lubi Svartsot (który jest cięższy) i tego typu zespoły, to tutaj znajdzie coś dla siebie.
Behexen - a tutaj na pewno muszę więcej posłuchać, bo mam wrażenie, że Finowie grają taki black metal, jak lubię. Są na scenie już dość długo, a pierwszy raz o nich usłyszałem - taki ze mnie znawca.
Non Est Deus - prawdopodobnie najlepsze, co dzisiaj polecam, a w szczególności robię to z albumem "Legacy". Co zabawne, ten niemiecki jednoosobowy projekt nie jest w ogóle oryginalny na tej płycie - gdyby ktoś mi powiedział, że to Mgła, to bym uwierzył. Ale co z tego, skoro to też jest świetne i oddaje ducha Krakusów. Muszę więcej posłuchać innych płyt, bo już coś słyszałem, że tam jest nieco inny klimat, ale jeszcze muszę je poznać. Na pewno warto się zapoznać.
Furia - bardzo się starałem ich polubić. Przesłuchałem kilka płyt, do czego zmobilizowała mnie ostatnia, czyli "Huta Luna". No nie - nie przekonam się. Jest w tym koncepcja, poetyckość, ale dla mnie to nie jest muzyka, która uderza w te nuty, co lubię. Jest to muzyka zbyt artystyczna i przesadzona, wręcz awangardowa. Rozumiem, że to się może podobać i doceniam. Ale niestety, to nie moja bajka.
Repentance, album "The Process of Human Demise". Ot, standardowy metal z... Tak, zgadłem nie patrząc na Metal Archives - z USA. Nic odkrywczego, ot wokalista coś growluje, a w muzyce czuć groove. Nie odrzuciło mnie, raczej wypadło uchem, ale może komuś się spodoba.
Nowy utwór Lorna Shore to chyba pierwszy od pewnego czasu, który mi się spodobał. Ponownie mamy symfoniczny deathcore, ale czuć, że chłopacy chcieli tutaj dodać coś jeszcze. Mam wrażenie, że przez gitarę czuć tutaj nieco black metalu. Nie tak dużo, jak np. w Mental Cruelty - Ultima Hypocrita, gdzie właściwie początek był blackmetalowy, ale nie jest to taki czysty deathcore. No i Will wiadomo - nie dziwię się, że mylą go z yeti w lasach. Choć chyba ciut za mocno go zmieszali z tłem.
Teledysk raczej nie do oglądania przez dzieci oraz przy obiedzie :)
Jakiś czas temu algorytmy Spotify podpowiedziały mi zespół As Everything Unfolds i powiem wam, że nawet siadło. Nie jest to mój pierwszy wybór muzyki i czuję tu mocny vibe numetalu, ale coś w tym kawałku jest, że słucham go z przyjemnością.
sopocki Enough! materiał-klasyk z 1996. ludzie z FILTH OF MANKIND i mocarny #metal#crust w klimatach STATE OF FEAR, EXTREME NOISE TERROR + male-female wokale. rozjeb! 🔥
Coś tam znowu sobie posłuchałem. Pragnę Wam polecić:
Marduk, album "Memento Mori". Najnowszy krążek od Szwedów daje radę i to potwierdza wielu recenzentów oraz fanów. Lubię ten zespół za szybkość i połączenie klasycznego dźwięku black metalu z nieco nowszym brzmieniem. Polecam gorąco do tłuczenia kotletów - gwarantuję, że nic z nich nie zostanie.
Weald & Woe - fanem nie zostałem, ale jest coś w tym amerykańskim melodyjnym black metalu, przy czym można miło spędzić czas. Mam wrażenie, że instrumentarium wysuwa się tutaj na pierwszy plan. Warto sprawdzić.
Dominance, album "Slaughter of human offerings in the new age of pan". Polskie odkrycie, typowy black metal ale zagrany tak szybko, że można z nim pobiec 100 metrów poniżej 10 sekund. Tutaj nie ma wirtuozerii, po prostu jest czysta agresja, której aż miło się słucha, zastanawiając się, ile jeszcze wytrzyma gardło wokalisty. Bardzo duża rekomendacja.
Horna, album "Kuoleman Kirjo". To jeden z tych krążków, gdzie nic specjalnie nie wpada w ucho, ale szybko mija czas przy całym albumie, gdyż jest po prostu równy. Dobrze sprawdzić.
Ponieważ odzyskałem dostęp do słuchawek, mogłem znowu przesłuchać trochę zaległej muzyki. Ostatnio miałem dość kiepski "półów" - mało mi się podobało, dużo przewijałem. Jednak coś tam w ucho wpadło.
Tsjuder - Helvegr. Najnowszym album norweskiej formacji blackmetalowej. Niby klasyka - szmatan, odwrócone krzyże, corpse paint, ale na to specjalnie nie patrzę. Za to zwracam uwagę na diabelne tempo i coś, co chyba mogę nazwać "bezkompromisowością". Fajne granko, takie do niedzielnego rosołu, aby szybciej wchodził.
Meth Leppard - boję się nawet określić gatunek, ale ta australijska formacja orbituje wokół grindcore'u. Powiem tak - wywijasów artystycznych tutaj nie ma, to po prostu grzańsko i nikt nie udaje, że wokalista artykułuje słowa. I jako takie zrelaksowanie po ciężkim wysiłku umysłowym ten zespół się dobrze.
URNE - byłem bardzo zdziwiony, ponieważ nie przepadam za stonerem i sludgem, a w tych gatunkach porusza się ten brytyjski zespół. Tym niemniej, mamy tutaj faktycznie trochę metalcore'u, jest dobry growl, a muzyka płynie, przez co słuchało sie tego zaskakująco przyjemnie.
Guts - ulala, ale tutaj Finowie prezentują głęboki growl, mniam. To dość standardowy, choć wolniejszy death metal, odpowiednio nisko nastrojony. Nic nadzwyczajnego, ale przyjemnie się przy tym trawi rosołek, który się wcześniej zjadło przy dźwiękach Tsjudera.
Nargaroth - bardziej klasycznych dźwięków blackmetalowych chyba nie mogłem się spodziewać, ale mam wrażenie, że tutaj jest trochę igrania sobie z gatunkiem i samoświadomość tego, czym jest black metal. Poza tym, ciekawy zabieg z płytą "Jahreszeiten" i utworem "Sommer". Przecież to, co tam się dzieje z perkusją w środku, jest niepojęte.
Creative Waste - ponownie nie podejmę się określenia gatunku (grindcore?), ale ciekawostką jest tutaj to, że to Saudyjczycy. A wiadomo, jak ten kraj oraz islam reagują na metal. Dobre grzańsko, wpadające w ucho.
Jeszcze jako bonus chciałbym wspomnieć o niedawno wydanej płycie "Disharmonium - Nahab" francuskiego zespołu Blut As Nord. To zupełnie muzyka nie dla mnie, ale jest tak atmosferyczna, nurtująca, intrygująca i tajemnicza, że muszę o niej wspomnieć. Chyba najlepiej to opisać jako mieszanie się snu z jawą, bo tutaj wszystko płynnie przechodzi. Jeśli komuś podobał się islandzki Sól An Varma, to tutaj znajdzie coś podobnego, choć jeszcze bardziej "niejasnego".