Prawica po prostu czuje miętę do Putina, który “broni chrześcijańskiej tradycji”, walczy z lewactwem i LGBT. To też powinno być otrzeźwienie dla polskich polityków, którzy całą naszą strategię obronna opierają na sojuszu z USA.
Pomijając to na kogo głosowałem, mówię o stanie faktycznym na temat tego kto wygrał wybory. Zamieniliśmy jeden prawicowy rząd na inny prawicowy rząd, który aż tak bardzo od poprzedniego się nie różni.
Nigdy nie byłem fanem PO, ale grubo przesadzasz. Także w kwestii budowania sojuszu z krajami europejskimi ten rząd może się znacznie różnić od polityki zagranicznej PiS, która coraz wyraźniej zmierza do wyprowadzenia nas z UE i sojuszu z Rosją.
Żartując z tego, że stoimy plecami do zgniłego zachodu i jego socjalistycznych zapędów, miałem na myśli to, że kulturowo i gospodarczo tu się dużo nie zmieni. W tym kraju nawet skrajna prawica wie, że nie można okazywać otwarcie mięty do Putina więc zostaje nam oceniać polityków po czynach.
Czy zapowiada się na jakąkolwiek zmianę strategii obronności poza przyznaniem się do tego, że struktura populacji nie zezwala na armię zawodową 300 tyś. żołnierzy i skończeniem z używaniem tajnych dokumentów do walki politycznej?
PiS zaczął budować armię nastawioną na samodzielność, PO za powiedziało kontynuację. Jeśli Trump wygra wybory i wycofa USA z NATO (co nie jest żadną mrzonką), to to może być jedyna dostępna strategia. Niemiecka armia jest w rozsypce, a Francuzi mają zerowe zainteresowanie tą częścią świata. Nasze relacje z UE na pewno się poprawią, ale klimat w całej Europie nie sprzyja budowaniu w niej bliższego sojuszu.
Taki troszkę z dupki ten kompas. Co jeśli zgadzam się z kilkoma postulatami? Odpowiedzi nie przedstawiają za bardzo żadnego spektrum od mocno za do mocno przeciw, zamiast tego mamy do wyboru kilka opcji z których często dwie mogą odpowiadać ankietowanemu.
Nie podoba mi się, kolejny kompas do dupy. Mam wrażenie że same odpowiedzi są bardziej skierowane do wyborcy lewicowego albo liberalnego, gdybym był jakimś fanem prorosyjskiej partii, to bym w wielu pytaniach nie był w stanie znaleźć żadnej odpowiedzi która nawet jako tako by mi pasowała.
A jak można mieć na kogo głosować w takim systemie wyborczym?
Kandydat komitetu wyborczego wchodzi dopiero po uzyskaniu 5% głosów.
To sprawia, że tak naprawdę można wybierać jedynie z czterech, pięciu, może sześciu komitetów. To żart, a nie demokracja.
No generalnie ogólnokrajowy próg wyborczy sprawia, że niezależni, lokalni działacze, nawet jeśli mają 30-procentowe poparcie na swojej wiosce, nie mają szans przed kandydatami dużych, ogólnopolskich komitetów, nawet jeśli tamci mają poparcie niższe.
Bo to nie sprzyja technologii władzy. Na początku lat 90. nie było progów wyborczych, więc żaden rząd nie miał większości i kolejne gabinety rozpadały się co kilka miesięcy na skutek kłótni pomniejszych frakcji. Trudno było wtedy o pewność, że utrzymasz się przy żłobie i jakaś machinacja zaraz cię nie wytnie.
Było więcej różnic, niż tylko próg wyborczy, m.in. system liczenia głosów był inny.
No i ja nie uważam tego, za takie bardzo złe, Belgia i Niderlandy często też mają problem z utworzeniem rządu i jakoś żyją i mają się dobrze.
Ależ ja uważam to za znakomite, bo władza jest wtedy zajęta sobą i nie ma czasu szkodzić obywatelom. Bardzo chcę żeby obecne wybory zakończyły się takim patem.
Pod warunkiem (patrz wyżej…) że instytucje państwa nie są przedłużeniem wyłączenie jednej opcji. Bo jak są to takie przedłużanie zmiany władzy jest wyłącznie wygodne dla tych , którzy jej nie chcą formalnie oddać ( bo faktycznie ją nadal sprawują przez fasadowe instytucje )
Jak nie ma zupełnie żadnego progu to tez oznacza, że jest w sejmie około mnóstwo politycznego planktonu, który tylko czeka na jakąś “poważną propozycję” od tych większych, którym brakuje do większości. Ja bym wolał żeby jednak jakiś próg był (chociaż może być mniejszy np 3%) ale dużo ważniejsze jest żeby ordynacja i liczba mandatów w okręgach wyborczych faktycznie odzwierciedlały w mandatach rozdział głosów.
Jak nie ma zupełnie żadnego progu to tez oznacza, że jest w sejmie około mnóstwo politycznego planktonu, który tylko czeka na jakąś “poważną propozycję” od tych większych
Wydaje mi się, że na tym polega demokracja, żeby iść na różne ustępstwa w zamian za ustępstwa drugiej strony. A jak w Sejmie są 4 partie i jedna rządzi całościowo to nie ma żadnych ustępstw i wola reszty jest nieistotna.
pełne rozdrobnienie też ma swoje minusy. Vide Liban. A w obecnej sytuacji politycznej nawet, jak nie ma się na kogo głosować, to kwestia kalkulacji - wyborcy PiSu czy Konfy nie mają takich dylematów, więc bojkot wyborów to de facto oddawanie im pola walkowerem.
Ale nikt nie pisze o pełnym rozdrobnieniu. Nie ma co iść w skrajność. Zresztą jakoś Niderlandy i Belgia często bez rządów mają sie dobrze.
Wyborcy Lewicy, 3D i PO też nie mają takich dylematów, bojkot wyborów to też walkower dla nich. Niektórzy nie widzą sensu w głosowaniu na jedną z dwóch opcji, a tak od dawna wygląda ten cyrk. I ja ich całkowicie rozumiem. Szczególnie tych, którzy np. chcą wyjechać z tego kraju (pewnie głównie młodzi), po co mają się nim przejmować. Chociaż wybory to jest szybka sprawa i poświęcenie tej godziny czy dwóch na latarnika wyborczego i głosowanie, raz na 4 lata to nie jest coś trudnego i czasochłonnego.
“Wyborcy Lewicy, 3D i PO też nie mają takich dylematów”. Wręcz przeciwnie. Albo inaczej, bo wyborca to ktoś, kto chodzi na wybory. Prawica nie ma dylematu, czy iść. Część lewicy, zamiast wybrać mniejsze zło, kogoś, z kim w razie czego łatwiej będzie się dogadać lub na kogo łatwiej będzie naciskać, czy nawet wroga z którym po prostu da się jakoś walczyć, woli oddać prawicy pole walkowerem. I nie mówimy o sytuacji, w której partie lewicowe stanowią mniej więcej połowę parlamentu, więc można by się zastanawiać nad “ojej, ale oni mogą wygrać i wtedy zrobić coś złego”. To kwestia walki o jakąkolwiek lewicową opcję w sejmie, o to, czy opozycja tam będzie, czy nie. Nie mamy obecnie możliwości walczyć o to, by było “jak w Belgii i Niderlandach” (nawet nie sprawdzałam, jaki tam system mają) - walczymy o resztki demokracji i o to, by jeszcze bardziej nie stoczyć się w autorytaryzm. Nie bez powodu PiSowskie referendum przyrównuje się do tego z 1946 roku. Jeśli zawalimy te wybory - kolejnych może już nie być. Możemy utknąć w autorytaryzmie na kolejnych 45 lat.
Na okres bez rządu (czy racze okres rządu, który leci na takim “autopilocie” w oczekiwaniu aż się partie dogadają ew w oczekiwaniu na przedterminowe wybory jak się nie dogadają) to sobie mogą pozwolić państwa których instytucje są tyle sprawne i niezależne, że nic wielkiego się przez ten czas nie stanie. To już nie jest nasz przypadek. My nawet z nowym niepisowskim rządem będziemy defacto w sytuacji, kiedy instytucje państwa są przejęte przez jedna partię i będa robić wszystko żeby sypać piasek w tryby nowego rządu. I nie ma żadnej szybkiej opcji (wbrew temu co obiecuje opozycja) żeby to tak raz-dwa naprawić.
Wydaje mi się, że tego nie wiemy. I chętnie bym sprawdził, co by się stało. Wydaje mi się, że to by było lepsze, niż duopol, który de facto jest monopolem.
Czystka w ministerstwach, urzędach i spółkach skarbu państwo to będzie ciekawy proces. I mocny motywator dla kilkudziesięciu tysięcy(?) osób z obu stron podziału… W każdym razie PO raczej sobie z tym sprawnie poradzi, jeśli będzie miało okazję ;)
Wystawienie kandydata w tych wyborach to strzał w stopę Razem. Nie wiadomo czy uda im się zebrać wymaganą liczbę podpisów, bo mało komu będzie się chciało stać w lutym godzinami na mrozie żeby zbierać na kandydata, który nie zdobędzie więcej niż 1%. Poza tym aktyw Razem bardzo się wykruszył i już nie ma tego entuzjazmu co 10 lat temu.
Wybory to w tym wypadku właśnie mechanizm budowania partii. Patrzysz, kto jest gotów stać te godziny na mrozie i zbierać podpisy, kto to robi najskuteczniej itd. Odpuszczając wybory tym bardziej nie odbudowaliby poczucia entuzjazmu, a wycofania się i jeszcze głębszej porażki. Jest to też stopniowe budowanie w społeczeństwie świadomości istnienia i działania partii i jej argumentacji, bo coś tam zawsze przy okazji pogadają i do kogoś nowego może dotrą. Więc wysyła się ludzi do stania na mrozie, bo tego wymaga logika partyjna, czy dowolnego innego organizowania. Niezależnie od wyniku i poziomu awersji do partii - sądzę, że ma to sens, dla nich na pewno.
Czy w imię bezpieczeństwa i troski o obywateli nasza wspaniała władza chce jeszcze lepszy wgląd w to w co sobie klikamy na komputerkach i telefonikach?
Zgadzam się jaknajbardziej, potrzebne nowe odpowiedzi.
Niedawno usłyszałem takie spostrzeżenie że wszyskie obecne siły polityczne są głęboko osadzone w przeszłości. Prawica wywyższa czasy Imperium Rzymskiego i królewstw doby średniowiecza, liberałowie idealizują wiek Oświecenia, a marksiści i anarchiści wciąż mają te same debaty co Marks i Bakunin mieli za czasów Pierwszej Międzynarodówki. Żadna idelologia czy światopogląd na całym spektrum lewica–prawica nie ma odpowiedzi na problemy z którymi się borykamy teraz.
Lecz co mnie mega dziwi to to że Alain Badiou nie może dać definicji lewicy. Za pół wieku działań w lewicowych ruchach nie doszedł do tego? Nie jest to rzadkość że lewicowy działacz i filozof nie może dać definicji czym jest spektrum lewica–prawica. Dlatego zastanawiam się czy jest sens trzymać się tej foremki, i czy nie warto konstruować coś radykalnie nowego? Może czas budować politykę opartą na teraźnieszej rzeczywistości, stanowczo egalitarną, lecz poza granicami lewicy czy nawet anarchizmu, borykających się z ciężkim bagażem przeszłości i niejasności.
oko.press
Ważne