@podryban@ksiazki na pewno! Planuję nagrać odcinek podkastu, może zdążę jeszcze w grudniu, a jeśli nie, to w styczniu. Jeszcze będę pewnie w międzyczasie oglądać gameplay albo grać w nowego Stalkera, więc zobaczę, czy vibe podobny :D #giereczkowo
#GoodMorning#Warta#River!🥰 It’s been 2°C which isn’t particularly hot, but it’s far better that a few days before. It almost felt like summer…😂 Also, #KidsOnBikes were surprisingly on time…🥹
I jeszcze mały #chwalipost z gatunku @muzykametalowa
Jak pierwszej klasy #plbm to musi być z placka :) nabytego z małym bonusem na wczorajszym koncercie.
Takie pytanie, jak się zapatrujecie na książki (ogółem) na których nazwisko autora to zdecydowana większość powierzchni okładki, a tytuł i sama treść to w sumie drugo, jak nie trzeciorzędna sprawa...
Jak widzicie taką to co Wam się nasuwa?
Ja mam wrażenie, że książka będzie pewnie jakimś gniotem, który promowany jest znanym nazwiskiem autora, a nie historią zawartą w książce...
@qcoolka - jeśli to duże nazwisko jest wkomponowane w okładkę, to mi to zupełnie nie przeszkadza.
W przypadku, kiedy autora znam i lubię, to pomaga łatwo wypatrzyć lub zidentyfikować książkę lub serię.
W przypadku nieznanego mi autora - na pewno mnie nie odstrasza.
Jak się tak zastanawiam, to powiedziałbym, że nazwisko autora jeśli jest dużą czcionką (choć oczywiście nie do przesady), to jest to idealne dla nas, czytelników, rozwiązanie. Bo to jest chyba jedna z pierwszych i najważniejszych metod identyfikacji książki.
Z drugiej strony przypomniała mi się antologia "Szpony i kły", gdzie wydawca "pojechał po bandzie"...
@qcoolka@ksiazki ja tego nie lubię, jeśli to jest sztuka dla sztuki. Ta okładka Sapkowskiego np. wydaje mi się bardzo generyczna. Ale jeśli jest jakaś fajna, przyciągająca oko typografia przy okazji albo np. cała okładka jest bardzo minimalistyczna i ma tylko napisy (autor, tytuł, super jeśli też tłumacz w przypadku literatury obcojęzycznej), to spoko. Wszystko dla mnie spoko, jeśli obroni się pomysłem i mnie przekona.