Muszę częściej pisać o tym, co polecam z odsłuchanych rzeczy, bo potem mnie się wszystko kręci.
Aryman - no po prostu rzeźnia i diabeł. Tym niemniej, trochę mniejsza niż spodziewałem się, gdy usłyszałem o tym zespole. Ale to nadal dość staromodny, podziemny black metal.
Teufelsberg - też podziemie, ale bardziej klimatyczne. Brzmi, jak niemiecki black metal, ale to polska produkcja i tutaj rzeczywiście czuć klimaty mogą wywołać u niektórych zgorszenie. Trochę melodii, dużo "piwnicznego" darcia japy i nawet dobrze się tego słucha. Choć pierwszy numer "Pakt mit dem Teufel" nastroił mnie aż za dobrze na resztę albumu i utworów zespołu.
Over the Voids - to kolejny z projektów, w których palce maczają osoby z kręgu Mgły, a tutaj dokładnie The Fall. I czuć to, co nie jest, oczywiście, wadą. Aczkolwiek przyznam, że przesłuchałem jakoś tak "w locie" i jednak wolę inne zespoły z tego kręgu. To po prostu dobry black metal z mocno satysfakcjonującym growlem. Tylko tyle i aż tyle.
Moonlight Sorcery, album "Horned Lord of the Thorned Castle". No uwielbiam tych ludzi. Sporo wysokich gitarowych dźwięków (nawet wyższych niż zwykle w BM) układających się w satysfakcjonujące melodie, kompletnie niezrozumiały wysoki wokal (co akurat średnio lubię, ale tutaj pasuje) i nawet są solówki. To trochę inny black metal niż większość tego, co się teraz słucha, ale pasuje do Finlandii jak ulał. Bardzo polecam cały zespół, jeśli jeszcze go nie znacie.
Crippling Madness, album "Władcy Nocy" - gdzieś obiło mi się o uszy, że ten polski thrashmetalowy zespół nie jest bardzo poważany. Nie znam historii, nie wiem, o co chodzi i czy to prawda, ale płyta mi się podobała. Jak większość thrashu, dobrze się tego słucha, ale nic nie zostaje w głowie - po prostu jest to miłe dla ucha napierniczanie solówek, riffów, ale też całkiem fajny wokal. Warto sprawdzić.
Hellfuck, album "Diabolic Slaughter" - gatunek i kraj ten sam, co powyżej, ale jednak tempo trochę inne, bardziej szarpane i więcej tutaj drobnych eksperymentów. To nadal rzeźnia, ale bardziej wysublimowana, czasem mocniejsza, czasem lżejsza. Chyba Crippling mi bardziej siadł, ale to też fajne. Zwłaszcza, że to debiut panów.
Face Yourself - powiem tak, zespół niespecjalnie mi siadł, bo to taki deathcore, jakich wiele. Wiecie - udawanie zarzynanej świni itd. Natomiast warto wspomnieć o tym, że to jeden z niewielu deathcore'owych zespołów, gdzie na wokalu jest kobieta i wydaje z siebie takie odgłosy, że gdybym nie wiedział, to mógłbym pomylić ją z Willem Ramosem. Duży talent w tym obszarze i jeśli kompozycje będą bardziej zaawansowane, to czemu nie.
Svartidaudi - Islandia to dziwny kraj. Mały (ok. 370 tysięcy ludzi), ale ma grupę blackmetalowców, którzy potworzyli kilka zespołów i często są w paru naraz. I każdy z nich tworzy black metal inny niż na kontynencie - jest więcej atmosfery, zadumy (po której następują blasty), niezrozumiałych wokali i raczej nie są to szalone dźwięki, za to mocno nastrajające. Taki jest też Svartidaudi, który ma utwory po kilkanaście minut, ale słucha się tego z przyjemnością. Szczególnie przypadł mi do gustu album "Flesh Catedral".
No dobrze, miałem zrobić aktualizację. Czego tam ostatnio posłuchałem i moge polecić? Uwaga - odkrywam sporo klasyków, które Wy pewnie znacie doskonale.
Totenwache - dobry niemiecki black metal. Nie jest nadzwyczajny, ale bardzo wkręcające się w głowę melodie, dzięki którym dobrze się tego słucha. I spokojnie, język tak nie razi - przecież i tak nie da się tego zrozumieć.
Mary's Blood - ostatni z japońskich przystanków okazał się całkiem zacny. To powermetalowa kapela, ale która gra z troche większym pazurem niż taki np. Lovebites. Miłe do słuchania, polecam. Czuć tutaj moc.
Devastator - ta brytyjska kapela black/thrashowa uświadomiła mi, że w sumie bardzo lubię takie połączenie. Sporo szybkości, brak kompromisów. Wiem, że to nie ta "nitka" gatunkowa, ale to ma najlepsze (dla mnie) cechy punk rocka oraz black metalu. Nie jest to ambitne, ale nie wszystko musi być.
Sacrilegium, album "Wicher" - zrobiłem drugie podejście do tego polskiego albumu i teraz mi siadł. Wcześniej coś mi nie pasowało w bardzo zrozumiałym, "zasuszonym" wokalu, ale już go "zrozumiałem" i doceniam. Ten album robi atmosferę, mimo że nie jest to atmosferyczny BM.
Mordhell - zasłużony blackmetalowy zespół z #Poznań proponuje podejście "jechano do przodu", proponując przy tym bardzo... oryginalne okładki albumów. Ta muzyka to agresja i prostota w najczystszej postaci. Trochę się nudziło, ale w tle jak najbardziej dobrze siada.
Szron - wydaje mi się, że kiedyś słuchałem już tej pilskiej kapeli i nie zrobiła na mnie wrażenia, a teraz mi siadło. Nie jest to szybkie, agresywne, ale za to niesamowicie klimatyczne i "płynne". Polecam EP-kę "Death Camp Earth".
Deus Mortem - oj tak, to jest dobry black metal z Wrocławia. Przy czym nie zrobił na mnie wrażenia polecany album "Kosmicide", a raczej EP-ka "The Fiery Blood", gdzie po prostu czuć agresję, szybkość i te utwory są równe. To taki staroszkolny black metal, ale baaaaaardzo dobrze zagrany. (1/X)
Actum Inferni, "Uzurpator niebiańskiego tronu". Podoba mi się okładka i klimat. Sama muzyka, oczywiście, też, bo to dobry black metal, choć z wysokim, skrzeczącym wokalem, za którym generalnie nie przepadam, choć tutaj mi pasuje. Utwory są długie, ale szczególnie dwa stanowią same w sobie dobre opowieści.
Blaze of Perdition - kiedyś już miałem podejście do tego, niestety, mocno doświadczonego przez los zespołu, ale dopiero teraz jakoś siadła mi płyta "Towards the Blaze of Perdition". Z kolei na "The Hierophant" czuć trochę manbryne'owy klimat (co nie jest dziwne, bo wokalista jest ten sam). Znowu - podobno to są ich gorsze wydawnictwa, ale mam to gdzieś, te mi się podobają ;)
Flagitious Idiosyncrasy in the Dilapidation - hehe, taka nazwa już sugeruje grindcore, a to kobiecy zespół z Japonii. Przypomniał mi o nim bodajże @thorcik i bardzo dobrze, bo choć nie ma tutaj niczego odkrywczego, to w tle dobrze "wybija rytm". No i naprawde fajnie to brzmi.
Arkona - ponownie, najbardziej podoba mi się nie ta płyta tej wielkopolskiej formacji, która powinna, bo "Lunaris". To trochę ten sam przypadek co Szron, przy czym chyba bardziej agresywny. Powiedzmy, że jest między Szronem a Deus Mortem z tych, które już opisałem. Zasłużona formacja, warto poznać (uwaga - mówię o polskim zespole BM).
Occultum - podobna historia, znowu polski BM, z agresją, ale taką mocno wzbogaconą. Ciekawy wycofany wokal - nie przebija się na pierwszy plan i choć dobrze go słychać, to bardziej "czuć" instrumenty. Warto poznać.
Dagorath - nie no, agresja pełną gębą, szczególnie na kawałkach ze splitu "Under the white flame". Poza tym albumem już nie zrobił na mnie takiego wrażenia, ale wspominam, bo jednak coś tam mi miłego w uchu zostało. (2/2)
Ostatnio widziałem trochę poleceń, kilka sprawdziłem, nie podobało mi się, ale są też takie, które mi wpadły w ucho. W tym chciałem wrócić do jednej mojej polecajki, aczkolwiek nie pamiętam, czy o niej pisałem.
Perdition Winds - bardzo dobry i przyjemny w słuchaniu black metal. I trudno coś więcej dodawać, bo to taki standard, ale dobrze wykonany i odegrany.
Nemophila - o tym zespole mogłem już kiedyś pisać, bo słucham go od pewnego czasu. I od razu powiedzmy sobie, że to taki punk/metalcore z Japonii z samymi dziewczynami w składzie. Niektórzy się teraz wzdrygną, bo to kojarzy się z niedawno przywoływanym Hanabie czy wręcz Babymetal, ale... tutaj nie czuć do końca tej japońskości i to dla mnie zaleta. Jest ostro, jest szybko, jest "zachodnio". Co prawda, czasem monostylistycznie, ale zespół może dostarczyć dużo energii.
Nornir - o nowej płycie "Skuld" wspomniał niedawno Northazerate. Przesłuchałem ten album, a potem przesłuchałem całą (krótką) dyskografię i rzeczywiście, melodyjnego black metalu jest tutaj aż nadto. Ostatnio zachwycałem się Non Est Deus, ale to chyba jest jeszcze lepsze i bliższe Mgle. Ciekawostka - na wokalu jest tutaj kobieta, co nie jest takie często w tym segmencie ciężkiej muzyki (aczkolwiek coraz częstsze i to raduje).
Zorormr - właściwie to "o" jest pisane jak w Danii, z kreską. A to opolski jednoosobowy projekt blackmetalowy, który proponuje trochę cięższe brzmienie, otaczające słuchacza. Przy czym ten ambient nie jest tak odczuwalny, aby męczył osoby nielubiące tego gatunku (jak mnie). Warto sprawdzić.
Suizid - dziwnie to zabrzmi, ale to jeden z bardziej energicznych i dających radochę zespołów DSBM (depresyjny black metal), jakie słyszałem (aczkolwiek fakt, że mało słyszałem). Ten gatunek znany jest z bardzo niezrozumiałych wokali, jęków, szlochów itd., a tutaj mamy tak naprawdę trochę bardziej melancholijny black metal. Warto dać szansę.
Shining, album "Blackjazz". Ktoś tutaj polecał ten album i dlatego zacząłem go słuchać nie znając wykonawcy i powiem szczerze, że o ile nie jest to muzyka, jakiej bym słuchał, tak ta płyta coś w sobie ma. Psychodelicznego, dziwnego, eksperymentalnego, ale ma. Ciekawe doświadczenie.
Deafheaven - pewnie wstyd się przyznać, ale nie znałem tego zespołu, aczkolwiek nic dziwnego - nie gustuję w takich klimatach. Natomiast płyta "Sunbather", która jest najbardziej "rzeźnicka" daje radę i to mimo że już tam czuć ten shoegaze, którego fanem nie jestem.
Exit Eden, album "Rhapsodies in Black". To supergrupa złożona z wokalistek różnych bandów symfonicznometalowych i tutaj grają same covery. Nic szczególnego, ale miło usłyszeć znane utwory w innej aranżacji. Czasem zabrakło "przyłożenia", ale kilka numerów wywołało uśmiech na mojej twarzy.
Amalekim, album "Avodah Zarah". Włosko-polska grupa wydała nową płytę i jest bardzo dobra. Niby to tylko blackmetalowe napieprzanko, ale wszystko jest dobrze przygotowane i dobrze huczy w tle.
Kalmah - fiński zespół melodyjno death-power metalowy też zapewni Wam sporo rozrywki. Niezły wokal, melodie i trochę folku. A gdy wchodzą na wysokie obroty, to aż chce się machać głową.
Strigoi - death metal z UK, projekt Grega Mackintosha. Świetny wokal, szybkość i ogólna brutalność.
Sleep Token - tutaj tylko wzmianka negatywna - wróciłem do tego zespołu i nadal nie wiem, dlaczego ludzie się nim zachwycają. Nie, że nie mogą, tylko po prostu tego nie rozumiem.
MOL - pamiętacie, jak pisałem wyżej, że Deafheaven mi się nie podoba, bo jest tam shoegaze? A widzicie, tutaj mi się podoba :) Coś takiego mają Duńczycy w kompozycjach, że chce się tego słuchać i sama muzyka opowiada historię. Dużo zmian tempa, instrumentów, motywów i o ile nie ma tutaj jakichś hitów, to po prostu dobrze się to odczuwa.
Perdition's Light, album "Sequenzen des Niedergangs" - nie lubię progresji w muzyce, ale tutaj wyjątkowo mi to podpasowało. Jest odpowiednio szybko, wokal jest miejscami zdublowany i to wszystko po prostu dobrze płynie.
Semprah - może to nie tak, że jakoś bardzo podpasowała mi ta kapela z Bielsko-Białej, ale myślę, że to taki styl, który mógłby być naszym towarem eksportowym. Niby to melodyjny death metal, ale czuć tutaj dużo core'u, są czyste śpiewy (miejscami), a tak to agresja. Warto śledzić.
Hanabie - ŁO JEZU! Trafiłem na ten zespół po filmie Northazerate na temat Mystic Festival 2024 i powiem tak: wiem, na co się pisałem, ale i tak robiłem duże oczy ze zdziwienia. Jest taka kapela Nemophila, dużo osób zna też Baby Metal. To teraz zmieszajcie to i dodajcie jeszcze trochę metalcore'u. Czasem słodki, czasem wrzaskliwy styl Japonek to mieszanka wybuchowa i o ile fanem tego pozytywnego dziwactwa nie zostałem, to rozumiem, że można nim być.
"Niewielu dziś pamięta, że środowisko blackmetalowe w Polsce lat 90', a przede wszystkim jego najbardziej zradykalizowane skrzydło zwane "Czarnym Księżycem", planowało zamachy na różne obiekty sakralne rozsiane po całym kraju.
Poczynając od małych wiejskich kościołów, a kończąc na brawurowej wizji wysadzenia sanktuarium na Jasnej Górze i zniszczenia obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej.
"Leszy" jeden z uczestników ruchu, a obecnie właściciel przetwórni mięsa na Dolnym Śląsku, opowiada, że niektórzy "współwyznawcy" planowali nawet zamach na Jana Pawła II w czasie jego pielgrzymki w 1995 roku.
Do realizacji tych planów jednak nigdy nie doszło, na skutek infiltracji środowiska blackmetalowego przez agentów policji działających pod przykrywką "nawróconych metalowców". Ich działania ewangelizujące stopniowo "odczarniły" grupę, skłaniając wielu jej członków do przejścia na pozycje bardziej umiarkowane, skupione głównie na muzyce, a nie na muzycznej partyzantce".
Co tam sobie ostatnio przesłuchałem? Wbrew pozorom słuchałem dosyć dużo płyt i większość mi nie siadła (jak np. polecane "pionerskie" albumy Celtic Frost oraz Bathory czy (zupełnie z innej paczki) Helroth). Więc lista polecajek będzie dzisiaj krótka.
Insomnium, płyta "Across the dark" - to nadal nie moje granie, ale muszę przyznać, że coś w sobie ma. Jest wolniejsze, ale nie za wolne, brutalne i czasem z chwytliwa melodią. Nawet nie przeskakiwałem w utworach, co zdarzało mi się w płytach, które wymieniłem we wstępie.
Wolfheart - mam wrażenie, że nierówny zespół, ale ten melodyjny death metal z Finlandii coś w sobie ma. Pare utworów zanotowałem, może dalej będę badał, ale bez specjalnej pasji, bo jednak za często próbują budować klimat wolnym graniem.
Totenmesse, "Fiktionlust" - a to dla odmiany nie tylko bardzo mi siadło, ale wręcz nie wiem, czy gdybym układał swoją topkę płyt z tego roku, to by się ten album tam nie znalazł. To dziwne, bo poprzednia płyta polskiego zespołu nie za bardzo mi się podobała, a tutaj wręcz wszystko pasuje. Jest mocno, jest szybko, jest "bogato". Polecam.
Yfel 1710, "Zlatują się Ćmy" - koledzy tutaj się trochę ostatnio śmiali i faktycznie, nie jest to zbyt wyszukany black metal. Jest wręcz do bólu standardowy, poza np. tytułowym utworem. Nie do końca podpasował mi wokal, ale są dobrzy w szybkich momentach, a w wolnych nawet umieją nieco zbudować klimat. Do zachwytu bardzo daleko, ale warto obserwować.
Mephorash, "Krystl-Ah" - nie spodobało mi się, ale nie mogę nie docenić klasztornego, a może nawet katakumbowego klimatu, jaki ta płyta wytwarza. Niby nie moje granie, ale ten album potrafi zaciekawić i to jego zaleta.
Bloody Tyrant - kolega OsaX polecał mi kilka wschodnich zespołów (i przy okazji znowu dostało mi się, że nie mam konta na last.fm - mam na liście TODO!) i z nich ten melodyjny twór z Tajwanu podpasował mi najbardziej. Może nie na tyle, abym słuchał tego więcej, ale ma coś w sobie i jeśli ktoś lubi wschodnie tradycyjne blackowo-deathowe rytmy, to powinien się odnaleźć.
Odświeżyłem sobie trochę stare płyty: Sepultura "Roots", Evanescence "Fallen", Korn "Issues" oraz "Follow the Leader". Korn nie budzi u mnie takiej fascynacji jak kiedyś, gdy zaczynałem przygodę z metalem, Sepultura, poza tytułowym kawałkiem, też jest tylko "OK", natomiast Evanescence zyskało sentymentalną okejkę. Tym gorzej się poczułem, gdy włączyłem ich najnowszy album i... Ech, zostańmy przy "Fallen".
Co ciekawe, wszystkie te płyty są całkiem długie. Nie wiem, czy taka była zasada wówczas, czy po prostu taka próbka.
Temperance, "Hermitage". Wspominałem już, ale teraz przesłuchałem całą nową płytę. Jestem zafascynowany głosem Kristin Starkey, nowego nabytku grupy - dość niski, mocny głos, pewnie można by go było określić jako "dark".
Insomnium, "Songs of the Dusk". Fanem nie jestem, ale dobra EP-ka.
Imperial Crystalline Entombment, "Ancient Glacial Resurgence" - a to ciekawe, bo to amerykański projekt, który wrócił po dłuższej przerwie i który skupia się na black metalu w kontekście apokalipsy wywołanej atakiem zimna. Trochę "wysokich" gitar, szybkie tempo, baaaaaardzo dziwne nazwy utworów. Ogólnie polecam sprawdzić.
Olde Throne - czasem trafię na zespół, o którym wcześniej nie słyszałem, a potem się zachwycam. Tutaj może nie tyle zachwycam, ale doceniłem tę nowozelandzką kapelę grającą atmosferyczny black metal. Przy czym to ta odmiana atmosferyczności, którą lubię - wokale są wycofane, ale niewiele, a całość jest po prostu szybka, a nie tylko epicka. Polecam zerknąć.
A zareklamuję tutaj blog osoby, która stara się poukładać swoją (i przy okazji naszą) wiedzę o black metalu, sięgając do początków, a także nadając temu filozoficzny ton.
Nox Aeterna - miły holenderski death metal z nutami symfonii i melodii. Może nie jest to coś, co zapamiętacie na długo, ale jest dobrze nagrane, odpowiednio szybkie i generalnie daje radę.
Manbryne - tutaj krótko. Wróciłem do pierwszej płyty po znakomitej drugiej i... jednak wolę drugą. Choć przyznam, że słuchanie "Pustka, którą znam" po tym, jak dowiedziałem sie, co spotkało wokalistę, przyprawia o ciarki (nie znałem wcześniej tej historii).
Cannibal Corpse, album "Chaos Horrific" - Corpsegrinder i jego weseli koledzy wydali nowy album i jest dokładnie taki, jakiego można spodziewać się po CC. Albo się to lubi, albo nie, ale w sumie do słuchania w tle nie jest złe. Mnie się przy tym dobrze pracowało.
Hegeroth - katowicki niezależny zespół z nurtu melodyjnego black metal znany jest ze swojej niezależności i dość nieszablonowej muzyki. A przynajmniej tak słyszałem, bo ja aż tak tego nie odczułem. Tym niemniej - niezłe.
Forlorn Hope - tutaj lekko się zdziwiłem, bo jest co najmniej kilka zespołów o tej nazwie. Przesłuchałem dwa i mogę je polecić.
a) brytyjski heavy/power metal traktujący o wojnach, bataliach itd. Trochę dziwny, wręcz surowy wokal, ale słucha się tego zaskakująco dobrze. Nie ma tutaj epickości, raczej jest opowiadanie historii.
b) holenderski singlowy black metal (melodyjny), który jest naprawdę dobry. Polecam, zwłaszcza, że jest tutaj bardzo dobry, zniekształcony i bliski potępieńczości growl
Waśń, album "Ciemną doliną". Widziałem, że Northazerate trochę kręcił nosem na tę płytę i faktycznie, debiut wrocławskiego black metalu nie powala na kolana. Ale posłuchałem z przyjemnością i przede wszystkim to chyba pierwsza płyta z tego gatunku, która traktuje o... seksie. A przynajmniej w jakiejś części i to w konwencji baśni.
Outlaw - brazylijski black metal na początku mnie powalił i byłem zadowolony, że znalazłem świetny zespół. Później posłuchałem paru płyt i jest nieźle, na pewno warto zwrócić uwagę, ale niekoniecznie jest to takie cudo jak myślałem. Mimo wszystko polecam.
Enforced - amerykański thrash metal/crossover. No po prostu łupanina - jeśli ktoś lubi, to będzie wniebowzięty. Ja się dobrze bawiłem, choć trochę mi się zlewały te kompozycje i trudno było wyłuskać jakiś singiel :)
Skeletonwitch - melodyjny death/thrash z USA, który muzycznie bywa różny, ale ma potężny wokal, który współgra z muzyką. Dobrze się tego słucha, polecam spróbować. Jest raczej szybko.
Obscurity - zespołów o tej nazwie znajdziecie od cholery, a mnie chodzi o niemiecki melodyjny black/viking/death. Czyli jak widać, jest tu wszystko. Ale to naprawdę dobrze grzeje. Przez większość czasu jest szybko i z niskim wokalem, który jest wyborny. To jeden z dwóch dzisiaj wspominanych zespołów, którym wybaczę język niemiecki, bo takie są dobre.
Okrutnik - przyznam się Wam do czegoś. Nigdy nie rozumiałem kwestii obrazy religijnej w metalu i to nawet jako osoba wierząca. A temu zespołowi z Twardowa udało się to, abym się zastanowił nad tym. To dobra muzyka, bardzo szybka (w końcu to speed metal, ale w konwencji blackowej), natomiast faktycznie, niekiedy same tytuły utworów kazały mi zastanowić się, czy chcę tego słuchać. Tym niemniej, polecam fanom szybkich brzmień - chłopaki nie zwalniają.
Diabolizer - turecki (!) death metal, bardzo mocny, bardzo szybki i z niskim growlem. Dobre, mało zrozumiałe. Taki typowy growl, który próbowałby ktoś, kto uczy się samemu, z buzią w kształcie litery "u".
Doedsvangr - jedno z małych odkryć. Może nie jest to nic przełomowego, ale dobrze słucha się tego black metalu z wielu zakątków Europy. Czasami tylko niepotrzebnie zwalniają - to są te gorsze fragmenty. Ale gdy nawalają blasty i jest wokal (dobrze zmiksowany z muzyką), to jest świetnie.
Der Weg einer Freiheit - to ten drugi niemiecki zespół, któremu wybaczam germański język. Nie jest to muzyka dla każdego i co ciekawe, myślałem, że dla mnie też nie. Trochę to awangardowe, progresywne, filozoficzne, ale gdy już ten blackmetalowy walec się rozpędzi i zacznie nawalać blastami, to jest moc. Mam wrażenie, że słyszałem już coś podobnego, ale nie umiem wskazać odpowiedniego zespołu. Po prostu spróbujcie z DWeF.
Po moim ostatnim wpisie dot. metalu, który przemknął mi przez ucho, pomocni koledzy polecili mi parę kapel. Do tego sam coś sobie znalazłem. No to się podzielę.
Manbryne, album "Interregnum..." - pisałem już o tym, ale to jest po prostu cudo. Rzadko się zdarza, aby prawie cała płyta (poza tym jednym utworem na ponad minutę) weszła od razu na moją playlistę - do tej pory udawało się to tylko Mgle. Mocne tempo, ale nie szaleńcze, zrozumiały growl, świetny klimat i nawet jakieś ew. eksperymenty są tutaj korzystne. Cudo, cudo, cudo.
Winterfylleth - ostatnio pisałem, że ten zespół mi się podoba, ale miałem pecha trafic na płytę akustyczną instrumentalną. Na szczęście, gdy trafiłem na album "The Reckoning Dawn", to znowu odczułem, że to piękny zespół. Jeśli ktoś mówi o atmosferycznym, epickim black metalu, to właśnie coś takiego sobie wyobrażam - szybkość, ale umiarkowana, growl, przedłużone riffy dodające klimaty. W planach mam odsłuch kolejnych płyt.
Behexen - tego zespołu też planowałem więcej posłuchać i jest nieźle, ale gorzej niż się spodziewałem. Tym niemniej, na pewno jest to kapela warta polecenia, zwłaszcza, że działa dość długo.
Cataplexy - OsaX z Ćwierkacza (pozdrawiam) miał rację, że nie uwierzę, że chłopaki nie są ze Skandynawii. Ta japońska kapela daje czadu w europejskim stylu, jest to black metal bliski temu, jaki sobie wyobrażam, gdy myślę o tym nurcie muzyki. Szybkość, wrzaski, moc. Tylko czasem spowolnienia mogliby sobie darować.
Lamp of Murmuur - początkowo nie byłem przekonany, ale potem parę numerów mi się spodobało. Ten jednoosobowy projekt z USA gra coś bliskiego surowemu black metalowi, ale jednak nie tak, aby to raziło. Wokal trochę wycofany, kompletnie niezrozumiały, ale na tyle wyraźny, że może pobujać.
Lvcifyre - zespół z gatunku "w sumie nie można wskazać jednego topowego utworu, ale całość brzmi fajnie". Nie taki szybki, głębokie growle, połączenie blacku i death, wszechobecna stylistyka kojarząca się z piekłem. Niezłe.
Tak sobie przemknęły mi przez ucho: Aneraxt, White Rune (choć to jest niezłe), Valkyrja, Adversarial, Beherit, Malokarpatan
Nie siadły mi, wręcz przewijałem - Heretoir, Eldamar, Emyn Muil. Pisałem wcześniej o atmosferycznym, epickim ambientowym metalu - te zespoły są przykładem takich, których granie jednak mi nie pasuje. Za spokojne, zbyt nastawione na atmosferę.
Single, które mnie zaskoczyły:
Dragonforce "Power of the Triforce". Ten zespół to trochę mem i jeden z tych o większym ładunku humorystycznym, doskonale zdający sobie sprawę ze swojego wizerunku wirtuozów gitary. Niestety, często grają na jedno kopyto, a ostatnie single były po prostu słabe. Ten z kolei jest sztampowy, ale ma sympatyczny motyw, który wpada w ucho i dobrze "faluje". To taki pop w power metalu, ale ja to chyba po prostu lubię.
Nervosa "Ungrateful" - nigdy nie byłem fanem tego zespołu, choć antyfanem też nie. Ten singiel na tyle mnie zaciekawił, że przede mną odsłuch nowego albumu pań.
Jeśli zastanawiacie się, czy te peany na cześć drugiej płyty zespołu Mānbryne są zasadne, to powiem tak - jeszcze jak. Rewelacyjna płyta, taka w sam raz pod bardzo widowiskowy pogrzeb lub efektowną stypę.
Znany niektórym burnberlinburn podjął się ciekawego zadania związanego z #BlackMetal - pojął, że... nie wie, co sprawia, że dana muzyka jest "dobra". Tak go to zainteresowała, że będzie tworzył o tym artykuły. Na razie jest wprowadzenie, ale myślę, że warto śledzić.
Cryptopsy, album "As Gomorrah Burns". Ten album jest dokładnie taki, jaki można spodziewać się po technicznym brutalnym death metalu z Kanady - techniczny i brutalny. Zero zaskoczenia, ale do tła dla relaksu niezłe.
Dying Fetus, album "Make Them Beg For Death. Identyczna historia, jak u panów wyżej, z tym, że u Amerykanów trochę mniej podoba mi się muzyka. To jest do bólu standardowy brutalny death metal. Dobry, ale nudny. Ponownie do tła dla relaksu.
1863, album o tym samym tytule. A to ciekawe - rzeszowski jednoosobowy projekt o Powstaniu Styczniowym, na co zresztą wskazuje nazwa. Black/folk, wokal w miarę zrozumiały (choć miałem wrażenie, że autor zaraz straci głos). Nie spodobał mi się aż tak, ale "czuć tu napracowanie" i chęć przekazania czegoś.
Amalekim, album "HVHI". Polsko-włoski black metal, który miło się słucha, choć cudo to nie jest.
Shunyata, album "The Dark Age". Melodyjny black metal z USA i tutaj ktoś by mógł skojarzyć Uadę (której też słuchałem, ale średnio mi siedzi). Jeśli ktoś lubi mgłopodobne klimaty, to będzie fajnie, choć jest ciężej i bardziej wrzaskliwie.
Sodomisery. To taki typowy szwedzki zespół, który gra melodyjny death/black i nie możesz znaleźć żadnego "hitu", ale całość jest po prostu dobra. Mam wrażenie, że to taki standardowy szwedzki produkt tamtejszych dofinansowań. Nie jest to wada zespołu, ale to jest po prostu taka solidna czwórka w skali szkolnej.
Grymheart, "Hellish Hunt". Węgierski melodyjny death/power (choć trochę jest tutaj folku). Również fajne, ale standardowe granie dla tego gatunku. Jeśli ktoś lubi Svartsot (który jest cięższy) i tego typu zespoły, to tutaj znajdzie coś dla siebie.
Behexen - a tutaj na pewno muszę więcej posłuchać, bo mam wrażenie, że Finowie grają taki black metal, jak lubię. Są na scenie już dość długo, a pierwszy raz o nich usłyszałem - taki ze mnie znawca.
Non Est Deus - prawdopodobnie najlepsze, co dzisiaj polecam, a w szczególności robię to z albumem "Legacy". Co zabawne, ten niemiecki jednoosobowy projekt nie jest w ogóle oryginalny na tej płycie - gdyby ktoś mi powiedział, że to Mgła, to bym uwierzył. Ale co z tego, skoro to też jest świetne i oddaje ducha Krakusów. Muszę więcej posłuchać innych płyt, bo już coś słyszałem, że tam jest nieco inny klimat, ale jeszcze muszę je poznać. Na pewno warto się zapoznać.
Furia - bardzo się starałem ich polubić. Przesłuchałem kilka płyt, do czego zmobilizowała mnie ostatnia, czyli "Huta Luna". No nie - nie przekonam się. Jest w tym koncepcja, poetyckość, ale dla mnie to nie jest muzyka, która uderza w te nuty, co lubię. Jest to muzyka zbyt artystyczna i przesadzona, wręcz awangardowa. Rozumiem, że to się może podobać i doceniam. Ale niestety, to nie moja bajka.
Repentance, album "The Process of Human Demise". Ot, standardowy metal z... Tak, zgadłem nie patrząc na Metal Archives - z USA. Nic odkrywczego, ot wokalista coś growluje, a w muzyce czuć groove. Nie odrzuciło mnie, raczej wypadło uchem, ale może komuś się spodoba.