To mega w porządku, Xavier, że te zjawiska przystępnie opisujesz. Props. Poziom Wolności generalnie maleje na świecie po terytoriach, populacjach. Tak, jak zachodnie przedstawicielskie demokracje liberalne nigdy święte nie były, tak rosną w siłę [proto-/krypto]autorytaryzmy i niepisane kontrakty społeczne: “wy (społeczeństwo) siedzicie cicho, my (klasa rządząca) w zamian za to dajemy wam jakiś poziom bytu”.
Boleśnie prawdziwe. Szanuję “Tygodnik Powszechny” – choć to nie mój Filar Światopoglądowy – za wysublimowany intelektualizm, nieepatujący etos katolicko-chrześcijański (deklaruję się jako humanista-humanitarysta). Ad. przemijania – niedawno przypomniano sobie obraz “Madadayo!” (pol. “Jeszcze nie!”), ostatni film Akiry Kurosawy. W japońskiej narodowej architekturze społecznej, honorowej, to oczywiste, że szanuje się starszych, ustępuje, słucha i pomaga im (tu się w życiu zawsze świetnie gadało z Japończykami). Tylko np. niżej podpisany się na tym w Bolandzie zawiódł, skąd z kultury postfiguratywnej, patriarchalnej, przepisał się do prefiguratywnej, więcej racji i nawet praw przyznając ludziom młodszym. Starsi nie mają ani rozwiązań na różne dylematy/niedomagania, ani nawet plastyczności umysłu (za to ostatnie trudniej ich winić), zaś młodzi rozwiązań jeszcze nie mają, lecz przynajmniej tę plastyczność (w teorii). Niekwestionowane punkty odniesienia najwyraźniej ma niewiele osób, skąd każde źródło jest równie dobre/złe, toteż warto wysłuchać krytycznie mnogości głosów, lecz na uniwersalne odpowiedzi póki co chyba nie ma jak liczyć. Może to zawsze był mit.
Humanitarysta? To dla mnie bardzo ok. Moje drobne uzupełnienie: neuroplastyczność mózgu może być zachowana bez względu na wiek, wszelkie rodzaje niesprawności umysłu mogą wynikać z przyczyn medycznych niezależnych od wieku a starzenie organizmu nie jest tożsame z demencją czy potrzebą opieki. Stosunek do osób starszych postrzegam jako uwarunkowany kulturą, w jakiej się żyje. To tyle najkrócej.
Pisała głupotki w tych swoich tekstach o wychowaniu, plus zrobiła parę chałtur dla endecji, jednocześnie “odżegnując się od polityki”, bo “ona się na niej nie zna”. Trochę casus Szukalskiego, czyli zaczadzenie nastrojem epoki, ale wciąż smutne.
Smutne, niestety propaganda wtedy robiła swoje, z drugiej strony wymagałoby się od człowieka empatii i zrozumienia.
A jest w ogóle o niej coś więcej do przeczytania, jakaś książka, biografia, czy coś, wiesz może?
Najbardziej znana to biografia Kucińskiej, ale tam tych wątków próżno szukać bo to takie czytadło z Czarnego.
Inna sprawa że Stryjeńska żyła mocno w swoim świecie, no i na szczęście w przeciwieństwie do Szukalskiego nie próbowała tworzyć jakichś osobliwych egzegez ani robić fikołków, broniąc swoich stanowisk. Ogółem to były one mało znane i mało dyskutowane tak samo jak jej sztuka, która w czasie PRL popadła w zapomnienie.
Te wątki o których wiem, czekają pewnie jeszcze na kogoś kto je opracuje. Może @kurdebeliusz wie coś więcej. :>
W pierwszych czterech akapitach jest to samo: Fejkowa niezależność – czyli, jak kandydaci i kandydatki do wyborów samorządowych próbują ukryć swoje poglądy i powiązania z partiami.
" Czy wyborca bądź „łowiony” kandydat/kandydatka na listę wyborczą, nie powinni wiedzieć, na kogo głosują i kogo sygnują swoim podpisem na listach?" - ja jestem osobą niegłosującą i bojkotującą wyborów, ale nie potrafię zrozumieć jak można zagłosować na osobę/partię, której się nie zna, nie zna się jej życiorysu, książek i artykułów, poglądów, programu partii, statutu itd. Dla mnie to niepojęte - jeśli wybory to “święto demokracji”, a głosowanie jest raz na kilka lat, to dlaczego osoby głosują tak bezmyślnie? Przeraża mnie to, a wg moich obserwacji, miliony osób nie wiedzą prawie nic o osobie/partii, której oddają prawo do decydowania za siebie na następne lata.
"Czy nie zasługują na przejrzystość i uczciwość? " - w sumie to kusi mnie, żeby zagłosować, że polski wyborca nie zasługuje na nic. Słabo służy, a więc nie zasługuje. ;) Ale nie napiszę tak!
“Widząc działacza, który jest promowany w miejscowych mediach, często opłacanych przez Urząd Miasta lub Powiatu, odwiedzającego szkoły, przedszkola, otwierającego imprezy miejskie, itp., zastanówmy się, kim naprawdę jest ta osoba.” - to jedno! A drugie: zastanówmy się, gdzie były te osoby przez lata przed wyborami. Przed wyborami to nawet Trzaskowski (“jak ja go kurwa nienawidzę”) jeździ z plebsem komunikacją zbiorową, Kaczyński (“jak ja go kurwa nienawidzę”) robi zakupy w Biedronce itd. Oczywiście przypadkowo zawsze jest wtedy ekipa z kamerami :)
Ale to w sumie moim zdaniem jest napisane tu “Sprawdzajmy, czy kandydat lub kandydatka mają historię działania dla miasta i lokalnej społeczności bez wsparcia politycznego i opłacanych przez urzędy wydarzeń lub kampanii edukacyjno-promocyjnych.”
Jebać pruski system edukacji! Dobrze, ze jest głośno o pracach domowych, bo może dzięki temu coś ruszy w temacie podważenia systemu szkolnictwa w Polsce.
W podbazie? Nic nie utrwalają, są tylko cierniem w dupie. Robisz je bo je robisz, potem zapominasz. Więcej uczysz się robiąc ściągę na klasówkę.
Tak, uczą “rzetelności pracy” bez kwestionowania jej sensu – i potem dzięki temu właśnie masz idealnie posłusznego i obowiązkowego pracownika. Którego potem okrada się z owoców jego pracy i każe mu się pracować aż do śmierci.
Jest tyle dobrych i ciekawych pomysłów na edukację, na cały model edukacji, a wy będziecie stać za elementem pruskiego modelu szkoły z XIX wieku, “bo badania”? Po cholerę wam obowiązkowi i rzetelni obywatele, którzy potem będą głosować na liberałów albo prawicę? Jasne, jestem w stanie uwierzyć że badania mówią prawdę: z pewnością rzetelnie odrabiane prace domowe zwiększają szanse dziecka na sukces w obecnym modelu edukacji. Ja po prostu nie chcę obecnego modelu edukacji, bo on nie służy niczemu poza osobliwym przysposobieniem jednostki do czekającej jej w życiu alienacji.
ależ oczywiście że cały system edukacji jest do zaorania i zorganizowania na nowo, w mądrzejszy sposób; ale samo wywalenie prac domowych oddala nas od takiego celu, a jedynie dokopie dzieciom z rodzin, w których rodzice nie będą mieli możliwości albo wiedzy, żeby samemu przypilnować dziecko. rezygnacja z prac domowych sama w sobie da zmianę odwrotną, niż ta postulowana
Od wielu lat słyszę postulat, żeby w szkole zamiast religii były zajęcia z religioznawstwa. Niestety KK stawał okoniem i ładował wszędzie jeszcze więcej papieża.
Wspominani w tekście “wojujący ateiści” to znikoma mniejszość i taką agresję kojarzę chyba tylko wśród nastolatków, którzy dopiero co w okresie buntu odkryli, że jednak nie muszą chodzić do kościoła. Wręcz przeciwnie, większość znanych mi niewierzących okazjonalnie uczestniczy w życiu kościoła “bo rodzina/tradycja”, ale nawet oni powoli się wykruszają. Nie wiem skąd autor ma takie doświadczenia.
publicystyka
Ważne
Magazyn ze zdalnego serwera może być niekompletny. Zobacz więcej na oryginalnej instancji.