Rewelacyjna i mądra komedia kryminalna. Nie ma tutaj ciągłej gonitwy żartów i pozbawionego ikry śledztwa - jak najbardziej autorka zadbała o wszystkie elementy, a do tego dołożyła bardzo poważny wątek historyczny. Nie jest to książka bez wad, ale jest na tyle dobra, że polecam ją z całego serca.
"Reportaż, esej, książka, jakiej jeszcze nie było. Mądra, czuła, wzruszająca i informująca – historia relacji dwóch najbardziej zaprzyjaźnionych na świecie gatunków!
„Lepszy gatunek” to opowieść o szczególnej i na swój sposób wyjątkowej relacji ludzkich zwierząt z pozaludzkimi zwierzętami – relacji psio-ludzkiej. Ta książka nie jest jednak kolejną opowieścią o psach i ich problemach. To raczej próba krytycznego przyjrzenia się, głównie w oparciu o różnego rodzaju źródła, wybranym aspektom przemian psio-ludzkiej relacji. W tym sensie jest to tak samo opowieść o psach, jak i o człowieku, który psa nieustannie stwarza." (nota wydawcy)
(Marcin Wilk "Lepszy gatunek" 2024)
Co łączy wieżę telekomunikacyjną 5G, strefę czystego transportu i Wielką Cipę w Rzeszowie? Strach czy chęć jego napędzania? Niewiedza czy trwanie w ignorancji?
Ale to nie jest wartościowa wiedza. To myśl na poziomie, parafrazując:
Zostawmy nawet na boku kwestię tego, czy samo odwoływanie się hasła socjalizmu, po tym, jak zostało ono wykorzystane przez propagandę Narodowosocjalistycznej Niemieckiej Partii Robotników, jest równie stosowne, co wykorzystywanie swastyki […]
Zresztą zdziwiłoby mnie, gdyby żaden prawicowy publicysta nigdy czegoś takiego nie napisał xD
Krzysztof Pomian, „Muzeum. Historia światowa”, tom 1, „Od skarbca do muzeum”, przeł. Tomasz Stróżyński, Wydawnictwo słowo/obraz terytoria, Fundacja Terytoria Książki, Gdańsk 2023.
"I gdy skupiam się wystarczająco mocno, kiedy staję się wystarczająco nieruchoma i cicha, ze świetlistej, pulsującej materii powoli wyłania się nowy kształt; oto Lea biegnie przez niebo – żywa, szybka jak strzała i po psiemu szczęśliwa. I biegnie na południe, gdzie malutka gwiazda, ukryta wśród innych, ale wyjątkowa, otoczona zielonkawą aurą, na przemian pojawia się i znika."
(Julia Fiedorczuk, Dzień Oriona, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2023)
Kolega wymyślił, żeby przeczytać Pamietniki Vidocqa i nagrać o nich podkast, więc rzuciłam się na biblioteki, ale w żadnej nie znalazłam! Byłam w szoku, ale poczułam się usprawiedliwiona i zakupiłam egzemplarz. Chciałam się zapytać, czy ktoś słyszał, ktoś czytał? Jeśli tak, to polecacie?
@kasika@ksiazki Przyjmują 2015? To i tak nieźle. Mam nadzieje, że przy okazji jak wspomnę o Pamiętnikach ... , to zakupią. A propos kotów. U ludzi piszących i/lub czytających zawsze kot zwykle znajdzie swoje miejsce. 😉
Jejuniu, jakie to proste, płaskie i szablonowe. Książka (a raczej seria) na pewno ma potencjał, ale tutaj brakuje szlifu i dodania jakiejś ciekawej głębi czy choćby wyjaśnienia pewnych elementów świata. Mam wręcz wrażenie, że to takie "tanie" fantasy. Czyta się nieźle, ale do zapomnienia. A wstęp mówiący o połączeniu kryminału i fantastyki to jakieś nieporozumienie.
@Aegewsh@ksiazki Zastanawiałem się tutaj nad 3/10, ale jednak dałem czwórkę - czyta się to dobrze, tylko po prostu nie jest to cos, co chcesz powtarzać + widać problemy literackie. Natomiast nie jest to gniot pokroju kilku książek, które miałem nieprzyjemność już czytać, a które np. starały się szokować, nie oferując nic więcej.
Z okazji Międzynarodowego Dnia Przeciw Homofobii, Transfobii i Bifobii chciałabym podzielić się czymś, co po części jest moim osobistym sukcesem, ale też po części może w jakiś sposób rezonować z osobami, które niestety miały kontakt z wymienionymi wyżej fobiami. Mianowicie chciałabym polecić powieść 🌈Imogen, oczywiście🌈, którą miałam przyjemność tłumaczyć dla Wydawnictwa SeeYa (imprintu Czarnej Owcy).
Chyba nie muszę tłumaczyć, czemu jest to sukces osobisty ;) Tłumaczyć powieści chciałam, od kiedy tylko zaczęłam mieć jakiekolwiek ambicje zawodowe – miło jest mieć możliwość odhaczyć takie marzenie z listy! W recenzjach nikt nie narzeka za bardzo na tłumaczenie, więc mogę chyba bezpiecznie założyć, że wyszło dobrze. Niektórzy wręcz chwalą styl autorki/styl powieści, a mam takie (niezbyt może skromne) poczucie, że trochę jest w tym też mojej zasługi.
A co do tej drugiej części wstępu...
Nie będzie zbytnim spoilerem, jeśli powiem, że książka opisuje queerowe przebudzenie głównej bohaterki. Imogen musi się przy tym zmierzyć z wieloma przeszkodami – od własnej głowy, która aż za bardzo analizuje każdą interakcję i każdą napotkaną opinię, poprzez zawirowania wynikające z fabuły, aż do queerfobii. Przy czym
[OK, TO JEST SPOILER]
jest to queerfobia w dość niecodziennym wydaniu, uskutecznia ją bowiem a) osoba tęczowa, b) bliska Imogen, c) bardzo biegła we wszelkiego rodzaju „dyskursach” LGBTQ+.
[KONIEC SPOILERA]
Ale też w tle przewijają się ślady takiej – jak to źle zabrzmi – zwykłej, heteronormatywnej queerfobii, kryjącej się za hasłami w rodzaju "oliwię swoją strzelbę łzami liberałów". I wbrew pozorom, ta "zwykła" pogarda i nienawiść też ma na całą powieść wpływ – widzimy jasno, skąd się biorą zinternalizowane przez niektóre postaci mechanizmy obronne i stereotypy. Nic przecież nie dzieje się w próżni.
[1/2]
[2/2]
Pomimo dość nieprzyjemnych uczuć, jakie wywołuje poruszanie tematyki wszystkich tęczofobii, 🌈Imogen, oczywiście🌈 głównie jednak przynosi komfort. Wprawdzie już od dawna nie mieszczę się w kategorii Young Adult, ale i tak odczuwałam dużą przyjemność z przenoszenia się do świata Imogen. Wszystkie fragmenty powiązane z życiem uniwersyteckim – duża część akcji dzieje się w uczelni Blackwell – wzbudzały we mnie rozkoszne uczucie nostalgii, a przypuszczam, że dla młodszych osób mogą stanowić model do aspiracji. Dodatkowo większość postaci jest bardzo sympatyczna, a samą Imogen po prostu ma się ochotę przytulić i powiedzieć, że będzie dobrze. Bo przynajmniej w powieści będzie dobrze! A to daje nadzieję, że może w prawdziwym świecie też nie każda queerowa historia musi się kończyć dramatycznie i łzawo. Czasem taka nadzieja się bardzo przydaje.
W oczywisty sposób nie mogę nazwać moich przemyśleń obiektywną recenzją. Nie wiem też, czy wypada mi was zachęcać do kupowania i czytania, skoro mam w tym osobisty interes. Trochę jednak zachęcam. Zwłaszcza jeśli co jakiś czas myślicie „o, w sumie nie wiem, czy jestem hetero, czy nie, help” albo „ej, ktoś bardzo chce mnie wepchnąć w etykietkę, z którą nie jest mi do końca komfortowo”. Ta książka powstała właśnie dla osób w takich sytuacjach. A nawet jeśli ktoś nie ma takich wątpliwości, kto wie, co 🌈Imogen, oczywiście🌈 może w nim/niej obudzić… Przynajmniej, ekhm, tak słyszałam od koleżanki.
Bardzo dziękuję wydawnictwu za okazane mi zaufanie przy powierzaniu tego zlecenia <3
PS! Imogen, oczywiście jest też dość muzyczną książką – ciągle coś tam gra w tle, a sama Imogen też ma tendencję do myślenia teledyskami i cytatami z tekstów piosenek, z czym bardzo się utożsamiam (choć niekoniecznie mamy taki sam gust, ale chodzi mi tu bardziej o sposób myślenia). Zebrałam wszystkie te krążące w tle utwory i albumy w jedną playlistę, jeśli ktoś chce mieć fajne tło do lektury albo poznać vibe książki nie czytając jej, to zapraszam 😃 https://open.spotify.com/playlist/1wKGDcENN7zWqDYl4qvfqL?si=19f25732f0a7444c
W ramach wskrzeszania wymarłych gatunków, na wymarłego bloga wrzuciłem notkę o "Wścieku" Magdaleny Salik - (post) cyberpunkowym thrillerze climate fiction z wątkiem obyczajowym. Aczkolwiek w notce skupiam się tylko na wątkach klimatycznych.
@SceNtriC@ksiazki niesamowite z jakich źródeł brane są te informacje. Przecież te książki nawet nie są skanowane, a szukać po różnych forach takiej informacji to jak szukać konkretnego kamyczka na brzegu morza.
Max Fisher "W trybach chaosu. Jak media społecznościowe przeprogramowały nasze umysły i nasz świat".
Mocna książka, świetnie pokazująca jak SM nami manipulują, wciskają nas w coraz bardziej radykalne bańki - a wszystko to tylko po to, byśmy poświęcali im więcej czasu. Bo nasz czas to ich pieniądz.
Nigdy nie korzystałem z FB (bo był zły z samego założenia), najbardziej toksyczny wg mnie był Twitter (dlatego w końcu z niego uciekłem) - sporym zaskoczeniem w tej książce było to, że głównym ZŁYM okazuje się jednak Youtube.
Polecam każdemu korzystającemu z social mediów; czyli chyba każdemu w ogóle
**[1/4] W czerwcu 1919 roku, w tym samym czasie gdy w Wersalu (i innych miejscowości pod Paryżem) próbowano przy pomocy układów pokojowych pociągnąć ostatnią kreskę pod bilansem czterech krwawych wojen, Rutherford ogłosił wynik swoich doświadczeń dowodzących, że udało się wreszcie zrealizować odwieczne marzenie ludzkości. Bombardując pierwiastek azot cząstkami alfa, osiągnął przemianę azotu w inne pierwiastki.
Przeobrażenie materii (transmutatio materiae), do którego nadaremnie dążyli dawni alchemicy, stało się faktem dokonanym. Lecz alchemicy, Ci prekursorzy nowoczesnej wiedzy przyrodniczej, w swym wszechstronnym ujęciu świata jako całości zastanawiali się nie tylko nad materialnymi, lecz także moralnymi skutkami podobnego odkrycia. Ostrzegali przyszłe pokolenia badaczy: „możnym i żołnierzom wzbraniajcie dostępu do waszych pracowni, gdyż robią oni użytek ze świętych tajemnic, oddając je w służbę przemocy”.
W sławnej publikacji Rutherfora o przemianie atomu nie znajdziemy podobnej uwagi, bo też byłoby to w XX wieku poczytanie za wykroczenie przeciwko obowiązującym regułom. Badacz przyrody naszych czasów nie powinien filozofować na temat „ubocznych skutków” swych odkryć. Ta tradycja sięga XVII wieku, kiedy to akademie naukowe zakazały na swych zebraniach debat nad problemami polityki, etyki, teologii.
W rzeczywistości jednak izolacja badań przyrodniczych była w r. 1919 już tylko „hipotezą roboczą”. Wojna dopiero co zakończona, w której właśnie przyrodnicze odkrycia przyczyniły sie do rozwoju techniki zbrojeniowej, unaoczniła aż nazbyt wyraźnie złowrogi związek m. cichymi laboratoriami uczonych „stroniących od zgiełku świata” a krwawymi polami bitew.
Wojna wtargnęła brutalnie także do pracowni Rutherforda, żądając swego haraczu. Wszyscy niemal (..) [asystenci] musieli pójść do wojska. Moseley, najzdolniejszy z jego współpracowników zginął już w 1915 r. pod Dardanelami.**
[2/4] Przenikające do Stanów Zjednoczonych wiadomości o rozwoju niemieckiego projektu uranowego szczególnie zaalarmowały uczonych latem 1939 roku. (..) Inna jeszcze wiadomość, która dotarła tajnymi drogami do działających w Ameryce fizyków zdawała się świadczyć, że Niemcy zabrali się poważnie do sprawy: nagle został tam wydany zakaz wywozu rudy uranowej z okupowanej Czechosłowacji.
„Posłużyłem właściwie tylko za skrzynkę pocztową. Przyniesiono mi gotowy list..” - tak usprawiedliwiał się Einstein wobec Antoniny Valentin, swej starej przyjaciółki i autorki jego biografii postępek, którego już wkrótce bardzo żałował. Listy prywatne i notatki zawierają jeszcze o wiele szczersze wynurzenia genialnego uczonego i wielkiego przyjaciela pokoju, przez paradoks losu skazanego na to, by dać sygnał startu do budowy najstraszniejszej, najbardziej niszczycielskiej broni.
Co prawda Einstein był wtedy przekonany, że rząd któremu radził zająć się czynnie problemem uranowym by móc stawić czoło ewentualnie bombie atomowej Hitlera - że ten rząd kiedyś mądrze wykorzysta nową, potężną siłę dla dobra ludzkości.
Tragizm postępku Einsteina wydaje się jeszcze głębszy dzisiaj, gdy z perspektywy czasu wiemy, że „niemiecka bomba uranowa”, uważana (..) za tak wielkie niebezpieczeństwo - że ta bomba była tylko straszakiem.
[4/4] ”Pasywisci” wśród fizyków niemieckich wielokrotnie poruszali kwestię, czy i w jaki sposób należy „drugą stronę” poinformować o stanie niemieckich badań i o rzeczywistych celach Towarzystwa Uranownego [odwracanie uwagi rządu od perspektywy zbudowania bomby atomowej]. Houtermans nie miał żadnych wątpliwości, że tak właśnie należy postąpić. Twierdził, że „w systemie totalnym każdy przyzwoity człowiek powinien posiadać odwagę popełnienia zdrady stanu”. Heisenberg nie miał tak radykalnych poglądów. (..)
Korespondencję Bohra przyjaciele za granicą czytali jeszcze dokładniej niż niemiecka cenzura wojskowa. W telegramie wysłanym do Anglii wkrótce po zajęciu Kopenhagi Bohr dowiadywał się o pannę „Maud Rey at Kent”. Adresat, któremu zdawali się że nigdy nie słyszał o takiej osobie, wpadł na pomysł, że jest to prawdopodobnie anagram „radium taken”. Wyciągnął bystry wniosek, że Bohr chciał w ten tajemniczy sposób dać znać, że Niemcy zarekwirowali zapasy radu w jego instytucie. Dopiero później okazało się, że Bohrowi chodziło dosłownie o to, co napisał w depeszy. O tym jednak nie wiedzieli angielscy fizycy zajmujący się w roku 1940 brytyjskim projektem atomowym i postanowili ku czci mistrza nazwać swój projekt szyfrem M.A.U.D.
Nieco później Bohr napisał kartę pocztową prosząc o wiadomość o swym dawnym uczniu nazwiskiem D. Burns. I tym razem adresaci zwęszyli głęboką tajemnicę: Bohr donosi alianckim fizykom atomowym, że jak wynika z jego prac, D (deuter, tj. ciężki wodór) burns (pali się).
[Heisenberg i Bohr spotkali się] Heisenberg (..) powoli skierował rozmowę na bombe atomową. Niestety nie zdobył się jednak na otwarte wyznanie, że on i jego grupa zrobią wszystko, by przeszkodzić budowie broni atomowej, gdyby i strona przeciwna podjęła takie zobowiązanie. Opuszczając swego mistrza Heisenberg miał uczucie - które potwierdził późniejszy rozwój wypadków - że ta rozmowa raczej pogorszyła sytuację. Nieufność Bohra do pozostałych w hitlerowskich Niemczech fizyków nie zmniejszyła się. Przeciwnie, był teraz przekonanych że pracują intensywnie nad bombą uranową i osiągają dobre wyniki.
W r. 1943 spodziewając się zajęcia swego instytutu, Bohr po wielu niebezpiecznych przygodach dostał się przez Szwecję do Anglii. Mając w pamięci owe rozmowy, utwierdził władze amerykańskie i brytyjskie w przekonaniu, że należy ubiec Hitlera w realizacji bomby atomowej.