Liberalizm dążący do demontażu osłon społecznych/welfare state to odsłona darwinizmu, tak jak i faszyzm czy nazizm, które dodatkowo cechują się autorytaryzmem, co na wewnętrzny użytek niuansują korporacjonizmem i wspólnotowością. Każde z powyższych dopuszcza filantropię, czyli formę uznaniowej pomocy/redystrybucji/klientelizmu w wyniku akumulacji zasobów/kapitału. Wspólny mianownik: arbitralność.
Dlatego tak nachalnie wciskane kampanie charytatywne, przerzucające na obywatela niesienie pomocy, którą powinno zajmować się państwo. A w miarę liberalnej/faszystowskiej retoryki społeczeństwo chyba nie staje się bardziej altruistyczne.
Gdzieś tam istnieje punkt przegięcia – można “darwinizować” tak długo, aż ludzie nie staną się kanibalami (Hołodomor na Ukrainie, oblężenie Leningradu) albo zbrodniarzami (Tutsi i Hutu w Rwandzie), gdyż np. uwierzą, że klęska żywiołowa jest nieusuwalną siłą wyższą – albo też po drodze wybucha opór, gdyż każdy widzi, iż te realia wcale nieusuwalne, obiektywne nie są. To tym bardziej prawdopodobne, czym wyższą świadomość i zdolność racjonalnego myślenia populacja zachowała.
Edgar Kobos, który zajmował się przemytem ludzi przez MSZ to mniej znany nacjonalista ze świętokrzyskiego, przez którego organizacje rząd puszczał jednocześnie do skrajnej prawicy milionowe dotacje…
ciekawe za ile ktoś to rozbierze i jeszcze je ukarze za brak zgód, już była inba o przejście przez ulicę zrobione przez ludzi, bo nie mogli się o nie doprosić
Imperia mają w tym doświadczenie - niezależnie, czy USA zabija rdzennych mieszkańców, podpisuje z nimi umowę i już po kilku godzinach/dniach ja łamie (czytałem o tym bodaj w Otwartych Żyłach Ameryki Łacińskiej), czy właśnie teraz inne imperium - choć tu jest inna sytuacja, bo powołuje się na rozmowę telefoniczną dwóch osób, a wśród nich nikogo ze “środowiska” ludzi zaatakowanych. Co w sumie jest… Dziwne.
Junta mówi że walczy z francuskim neokolonializmem, a zaprasza ruskich… Historia pokazuje, że chyba wszyscy Europejczycy, gdziekolwiek nie pójdą, robią rozpiździej. Mam nadzieję, że Mali będzie wolne, to piękny kraj z bogatą historią i jedyną w swoim rodzaju muzyką. Szczególnie polecam posłuchać Oumou Sangaré.
Dziennik “Financial Times” podał we wtorek, że Ukraina zgodziła się na porozumienie z USA w sprawie metali ziem rzadkich po tym, jak Waszyngton zrezygnował z najsurowszych żądań. Zaktualizowana umowa usuwa przepis, który dawałby USA pełną kontrolę nad funduszem handlowym, ale nadal brakuje w niej jasnych gwarancji bezpieczeństwa.
Zważmy, że choć przerdzewiałe krypy mogły rozszczelnić się same ze starości/wyeksploatowania, tak trzy jednostki w jeden dzień to się nie wydaje prawdopodobne. Natomiast nie jest też pewne, iż to sami Rusini nie chcieliby, aby świat rozważał sabotaż, gambit – id est: cud się stał, ale cui bono – nie wiadomo.
Trzymam się skrajnie uznaniowej, wręcz na pograniczu idiolektu, konwencji (stąd mi zresztą ksywkę ~Waćpan nadali – przez, na poły autoironiczne [jednak Progresywista], anachroniczne myślenie i sposób wypowiedzi), że świat się wcale aż tak bardzo nie zmienia i mapy sprzed połowy tysiąclecia powinny nas nadal informować o scenariuszach rozwoju wydarzeń.
Tak samo mawiam ISIL, Islamic State of Iraq and the Levant, zamiast ISIS, choć przecież Lewantu już nie ma na mapach od stuleci, bądź też jego granice są rozmyte, skąd też i nie ma w teorii Lewantyńczyków.
Rusini to nie to samo co Rosjanie, a Rosjanie to nie to samo co Moskale, ani też nie to samo co putiniści. Tym niemniej, trzeba jakoś – u mnie: nieksenofobicznie – pochwycić zbiorowość ludzką, która podąża za ideałami Świętej Rusi (czerpiącej z Bizancjum), gdzie zamiast cara stoi prezydent federacji lub inny gospodin, a życie ma być twarde i proste, bo zawsze takie było.
Idee i koncepty są podatne na wskrzeszanie i recykling, następnie stają się elementem opresji czy walki kulturowej, memetycznej.
Jest to też nieścisłe tłumaczenie czy parafraza konceptu Russkij Mir, a jako Wolnościowiec uznaję samodeskrypcję – zwracam się do ludzi ksywkami (i zaimkami wyboru), znacznie rzadziej imionami, a prawie nigdy po nazwisku.
Ponadto wychowałem się w czasach i okolicach, gdzie “epitet” “Rusek” nie był [bardzo] ujmujący (tak jak “Murzyn”, “Cygan”, “Kałmuk”, “Żyd” czy “Kozak”); mizantropia i pogarda międzyludzka były bardziej uogólnione (więc i równościowe, a zatem mniej rasistowskie) – mam lub miałem np. ziomków, którzy noszą ksywki Murzyn właśnie, Chińczyk albo Złodziej. W popkulturze działał raper Arab (zresztą swojak w 4/20!).
Tę mentalność i nieporozumienia oddaje scena z filmu “Brat 2”:
wiadomosci.onet.pl
Ważne