Słuchając #darko trochę czuję się stary, bo przestaję rozumieć nowe trendy w @muzykametalowa . Dla mnie to brzmi bardziej jak jakaś forma metalowego artyzmu. Sztuki dla sztuki, wysoka technicznie, jednak niewciągająca... melodycznie.
Lub inaczej, ten kawałek brzmi tak jakby ktoś chciał zrobić w czterech minutach przekrój umiejętności i wrzucił wszystko, co miało sens.
Ostatnio widziałem trochę poleceń, kilka sprawdziłem, nie podobało mi się, ale są też takie, które mi wpadły w ucho. W tym chciałem wrócić do jednej mojej polecajki, aczkolwiek nie pamiętam, czy o niej pisałem.
Perdition Winds - bardzo dobry i przyjemny w słuchaniu black metal. I trudno coś więcej dodawać, bo to taki standard, ale dobrze wykonany i odegrany.
Nemophila - o tym zespole mogłem już kiedyś pisać, bo słucham go od pewnego czasu. I od razu powiedzmy sobie, że to taki punk/metalcore z Japonii z samymi dziewczynami w składzie. Niektórzy się teraz wzdrygną, bo to kojarzy się z niedawno przywoływanym Hanabie czy wręcz Babymetal, ale... tutaj nie czuć do końca tej japońskości i to dla mnie zaleta. Jest ostro, jest szybko, jest "zachodnio". Co prawda, czasem monostylistycznie, ale zespół może dostarczyć dużo energii.
Nornir - o nowej płycie "Skuld" wspomniał niedawno Northazerate. Przesłuchałem ten album, a potem przesłuchałem całą (krótką) dyskografię i rzeczywiście, melodyjnego black metalu jest tutaj aż nadto. Ostatnio zachwycałem się Non Est Deus, ale to chyba jest jeszcze lepsze i bliższe Mgle. Ciekawostka - na wokalu jest tutaj kobieta, co nie jest takie często w tym segmencie ciężkiej muzyki (aczkolwiek coraz częstsze i to raduje).
Zorormr - właściwie to "o" jest pisane jak w Danii, z kreską. A to opolski jednoosobowy projekt blackmetalowy, który proponuje trochę cięższe brzmienie, otaczające słuchacza. Przy czym ten ambient nie jest tak odczuwalny, aby męczył osoby nielubiące tego gatunku (jak mnie). Warto sprawdzić.
Reklamy i materiały sponsorowane nie są specjalnie popularne w środowisku metalowym, ale jeśli są tak robione, jak tutaj, to myślę, że nawet największe marudy darują. DragonForce z Beat Saberem.
Ὁπλίτης (Hoplites) to arcyciekawy black metal z Chin, bo nie dość, że drą morde o "chinese social Issues" to jeszcze w starożytnej grece xDDD chyba się skuszę na winylka bo patrzcie jak pięknie wygląda: @muzykametalowa#metal#muzyka#slucham
Znany niektórym burnberlinburn podjął się ciekawego zadania związanego z #BlackMetal - pojął, że... nie wie, co sprawia, że dana muzyka jest "dobra". Tak go to zainteresowała, że będzie tworzył o tym artykuły. Na razie jest wprowadzenie, ale myślę, że warto śledzić.
Coś tam znowu sobie posłuchałem. Pragnę Wam polecić:
Marduk, album "Memento Mori". Najnowszy krążek od Szwedów daje radę i to potwierdza wielu recenzentów oraz fanów. Lubię ten zespół za szybkość i połączenie klasycznego dźwięku black metalu z nieco nowszym brzmieniem. Polecam gorąco do tłuczenia kotletów - gwarantuję, że nic z nich nie zostanie.
Weald & Woe - fanem nie zostałem, ale jest coś w tym amerykańskim melodyjnym black metalu, przy czym można miło spędzić czas. Mam wrażenie, że instrumentarium wysuwa się tutaj na pierwszy plan. Warto sprawdzić.
Dominance, album "Slaughter of human offerings in the new age of pan". Polskie odkrycie, typowy black metal ale zagrany tak szybko, że można z nim pobiec 100 metrów poniżej 10 sekund. Tutaj nie ma wirtuozerii, po prostu jest czysta agresja, której aż miło się słucha, zastanawiając się, ile jeszcze wytrzyma gardło wokalisty. Bardzo duża rekomendacja.
Horna, album "Kuoleman Kirjo". To jeden z tych krążków, gdzie nic specjalnie nie wpada w ucho, ale szybko mija czas przy całym albumie, gdyż jest po prostu równy. Dobrze sprawdzić.
Tak przy okazji wczorajszego #RaveThePlanet, ktora jest spadkobierczynia po kultowej #LoveParade, przypomnial mi sie pewien tekst, znaleziony dawno temu w internetach - #ManifestRavera, ok. roku 2000, autor nieznany
"Nasz stan emocjonalny to ekstaza. Nasze pożywienie to miłość. Nasz nałóg to technologia. Nasz religia to muzyka. Naszym pieniądzem jest wiedza. Nasi politycy nie istnieją. Nasz system społeczny to utopia pomimo tego, że wiemy, że nigdy nie nastąpi.
Możesz nas nienawidzić. Możesz nas zwolnić. Możesz nas nie rozumieć. Możesz nie zauważać naszej obecności. Mamy tylko nadzieję, że nie osądzasz nas, ponieważ my nigdy nie osądzamy Ciebie. Nie jesteśmy kryminalistami. Nie jesteśmy rozczarowaniem. Nie jesteśmy narkomanami. Nie jesteśmy naiwnymi dziećmi. Jesteśmy zwartą, globalną, plemienną wioską, która przekracza ludzkie prawa, granice geograficzne i czas sam w sobie. Jesteśmy Zwarci. Całkowicie Zwarci. Zostaliśmy przyciągnięci przez dźwięk. Z bardzo daleka, burzliwy, przytłumiony, odbijający się echem rytm porównywalny z biciem serca matki uspokajający dziecko w jej łonie. Zostaliśmy wciągnięci do tego łona, i tam, w ciemnościach i wilgoci, zaakceptowaliśmy fakt, że wszyscy jesteśmy równi. Nie tylko równi ciemności i sobie, ale również muzyce wdzierającej się w nas i przechodzącej przez nasze dusze:
wszyscy jesteśmy równi.
I gdzieś przy 35 Hz poczuliśmy rękę Boga na naszym ramieniu, pchającą nas na przód, popychającą nas abyśmy popchnęli innych, aby wzmocnić nasze umysły, ciała i dusze. Popychającą nas abyśmy obrócili się do osoby stojącej obok, wzięli się za ręce i podnieśli je wysoko dzieląc niekontrolowaną radość, którą czujemy tworząc tę magiczną bańkę, która może nas ochronić przed horrorem, okrucieństwem i zatrutym światem poza nami.
Nadal tłoczymy się w klubach, magazynach lub porzuconych budynkach i ożywiamy je na jedną noc. Mocne, pulsujące, wirbujące życie w swojej najczystszej, najmocniejszej i najbardziej pożądanej formie. W tych tymczasowych przestrzeniach zatracamy poczucie rzeczywistości i ciężar niepewnej i niebezpiecznej przyszłości. Porzucamy nasze hamulce i uwalniamy się z kajdan jakie założyliście nam dla własnego świętego spokoju. Zmieniamy program jaki spróbowaliście nam wmusić od chwili naszego urodzenia.
Program, który mówi nam aby oceniać, nienawidzić, aby wcisnąć się w najbliższą i najkorzystniejszą mysią dziurę. Program, który każe nam jeść ze lśniącej łyżki, którą próbujecie nas karmić zamiast karmić się własnymi sprawnymi rękami. Program, który każe nam zamykać nasze umysły zamiast je otwierać.
Dopóki słońce wschodzi by spalać nasze oczy odkrywając utopijność rzeczywistości, którą stworzyliście dla nas, my tańczymy z naszymi braćmi i siostrami czcząc nasze życie, naszą kulturę i wartości, w które wierzymy: pokój, miłość, wolność, tolerancja, jedność, harmonia, ekspresja, odpowiedzialność i szacunek. Naszym wrogiem jest ignorancja. Nasza bronią jest informacja.
Naszym przestępstwem jest łamanie praw, którymi próbujecie nas powstrzymać przed czczeniem naszego istnienia. Jednak w czasie, gdy będziecie zamykać dowolną imprezę, w dowolną noc, w dowolnym miejscu na Ziemi, nigdy nie zamkniecie wszystkich naszych imprez. Nie macie dostępu do takiego wyłącznika bez względu na to, co sobie myślicie. Muzyka nigdy nie ucichnie. Serce nigdy się nie zatrzyma. Impreza nigdy się nie skończy.
Jestem Raverem a to jest mój manifest."
Glupie? Naiwne? Dziecinne? Brzmi jak napisane przez 15-latka? Byc moze - ale te 20 lat temu bylo to dla wielu osob cos bardzo waznego, dlatego mimo raczkujacego internetu w tajemniczy sposob ten tekst trafil do niemal kazdego zwiazanego z ta kultura. Wydawalo nam sie wtedy, ze muzyka i wydarzenia takei jak Love Parade moga zmienic swiat - zreszta w Woodstocku przeciez chodzi o cos podobnego, o gloszenie pozytywnych, dobrych wartosci :)
A teraz tak sobie mysle, ze chyba jak dawno potrzebujemy wierzyc nawet w cos naiwnego - Love Parade od poczatku byla polaczeniem imprezy z manifestacja polityczna, swiatopogladowa, itp. - dopiero pod koniec sie skomercjalizowala, co doprowazilo do tragedii z 2010 roku z Duisburga.
Swoja droga, Rave the Planet tez nie jest "zwykla" impreza, a manifestacja, ale juz o co innego - o zachowanie berlinskich klubow i muzyki techno jako swiatowego dziedzictwa kulturowego - choc pojawiaja sie tam tez inne hasla, jak te nawolujace do zakonczenia wojny w Ukrainie.