Może kiedyś o tym pisałam, a może nie, w każdym razem Ursulę LeGuin odkryłam dosyć późno. To wydanie ze wszystkimi powieściami Ziemiomorza dostałam do rąk i przeczytałam od deski do deski ze 3 lata temu. I nie będę Wam spojlować, ale są smoki. W tych końcowych powieściach. Tzn. właściwie smoczyce.
A ponieważ ja ostatnio jestem na duloksetynie, która powoduje, że się ma absolutnie dzikie i szalone sny, to śni mi się czasem, że jestem taką smoczycą jak u Ursuli, i szybuję nad skrzącym się w słońcu turkusowym oceanem. Słyszę łopot własnych skrzydeł, czuję na skórze słony wiatr i ciepło słońca.
Bardzo, ale to bardzo lubię te sny.
Opowiadałam przyjaciółce o tych snach, i poleciła mi "Kiedy kobiety były smokami" Kelly Barnhill.
I jest to niespodziewanie fajna książka! Taka do połknięcia w weekend, ale bardzo ciepła i krzepiąca, bezpretensjonalna, ale nienaiwna. Nie że ją porównuję z LeGuin, no bo LeGuin to LeGuin, ale jak macie dosyć myślenia o tym, że już za tydzień Waszym prezydentem będzie naziol, kibol i sutener, to to jest bardzo na miejscu lekka i przyjemna lektura.
Trzymajcie się tam w tej Polsce. Niech nastaną smoki. Znaczy smoczyce. 🐉
“Kłopoty to moja specjalność”, Raymonda Chandlera, to zbiór czterech opowiadań o detektywie Filipie Marlowe, wydany oryginalnie rok po “Siostrzyczce”. Może dlatego można tu wyczuć tamten cięty język i ponury humor?
Zgodnie z dwutygodniowym harmonogramem zapraszam na nowy odcinek. Tym razem mówię samotnie o Villette i troszkę o mojej wycieczce do Brukseli. Polecam książkę i polecam się!
Harald. Czterdzieści lat na Spitsbergenie – książka, która pachnie dymem, mrozem i samotnością
Mam nadzieję, że ktoś z Was czytał te parę zdań o "Walden", które wypociłem kilka dni temu... Jeśli tak, to być może spodoba Wam się i ta recenzja...
W świecie pełnym poradników o „życiu w zgodzie z naturą”, gdzie kontakt z przyrodą często sprowadza się do weekendu w domku z jacuzzi, Harald to zupełnie inna liga. To książka dla tych, którzy wiedzą, że ogień trzeba rozpalić samemu, a noc naprawdę może być ciemna, zimna i nieprzewidywalna.
Harald Solberg, Norweg z duszą samotnika, przeżył cztery dekady na Spitsbergenie – samotnie, z dala od ludzi, z pełnym szacunkiem do miejsca, które nie wybacza błędów. Tu nie ma prądu, sklepu na rogu ani sąsiada, który pożyczy łopatę. Jest tylko człowiek i natura. Brutalnie szczera relacja.
W przeciwieństwie do Thoreau z Waldena, który swoje „życie w lesie” prowadził na pół etatu, z dostępem do miasteczka i wygód, Harald niczego nie udaje. Nie filozofuje, nie moralizuje. Po prostu mówi, jak jest: jak wygląda samotność, kiedy naprawdę nie masz z kim porozmawiać przez tygodnie; jak smakują zapasy po kilku miesiącach zimy; co się dzieje, kiedy lód nie odpuszcza, a trzeba przeżyć.
To książka nie tylko o przetrwaniu, ale też o relacji z miejscem, z samym sobą, z ciszą. Dla kogoś, kto ceni bushcraft, życie off-grid, wędrówki z plecakiem i kontakt z dziką przyrodą – Harald będzie jak rozmowa przy ognisku z kimś, kto naprawdę wie, co to znaczy „żyć w terenie”.
Nie znajdziesz tu gotowych przepisów na proste życie. Ale znajdziesz opowieść, która zostaje w głowie na długo. I może zainspiruje Cię do jednej rzeczy: by wyłączyć telefon, spakować plecak i pójść w stronę, gdzie nie ma śladów.
Walden, czyli jak udawać pustelnika nie wychodząc z domu
Walden Henry’ego Davida Thoreau to książka, która udowadnia, że nawet mieszkając kilka kilometrów od miasta, z dostępem do ciepłego obiadu u ciotki, można uważać się za samotnika i filozofa natury. Autor z wielkim zapałem opowiada o swoim heroicznym eksperymencie życia w lesie – w drewnianej chacie, którą sam zbudował (choć trochę pomogli znajomi), otoczony przyrodą, ciszą i… częstymi wizytami w Concord.
Lektura momentami przypomina coś pomiędzy poradnikiem “jak żyć lepiej niż wszyscy” a kazaniem wygłoszonym przez człowieka, który właśnie odkrył, że można upiec chleb i spać na podłodze. Thoreau z zapałem dzieli się spostrzeżeniami, które dla niego są rewolucyjne, a dla reszty świata – raczej oczywiste. A wszystko to w tonie niepokojąco pewnym siebie, jakby skromna chatka z widokiem na staw była szczytem duchowego oświecenia.
Autor nie szczędzi czytelnikowi długich, patetycznych wywodów o prostocie życia, nadmiarze dóbr i zgubnym wpływie cywilizacji, co oczywiście brzmi całkiem przekonująco… o ile zapomnimy, że sam Thoreau regularnie korzystał z miejskich udogodnień. No ale cóż – najwyraźniej kontakt z naturą działa najlepiej, gdy można wrócić na obiad do mamy.
Podsumowując: Walden to książka pełna pięknych opisów przyrody, głębokich myśli i jeszcze głębszego samozadowolenia. Polecana wszystkim, którzy chcą poczuć się winni, że mają łóżko, piekarnik i znajomych. Dla pozostałych – ciekawostka literacka z kategorii „życie na własnych warunkach, ale z ubezpieczeniem”.
@wariat haha tak! Już myślałam, że znalazłam swój dwutygodniowy rytm i bez problemu zawsze (ewentualnie z małymi przerwami) ogarnę, a tu się okazuje, że jednak się tak nie da i czasem trzeba przekierować uwagę na coś innego, żeby się nie wypalić. Ale to też w sumie cenna lekcja :)
@kasika
Tak, bez ciśnienia. Regularność jest jakoś ważna jeśli to jest biznes, marketingi i próba oswojenia algorytmów, a jak to jest hobby to ważniejsza jest satysfakcja, z kawału dobrze zrobionej nikomu nie potrzebnej roboty. :D
@xiegozbior - no, widziałem, co napisałeś, natomiast ja pieję do tego, że jeśli ktoś jeszcze nie czytał Rozdroża, to lepiej niech tego nie robi nawet z przymrużeniem oka :)
Mój tok myślenia szedł w tym kierunku, że jeśli komuś Rozdroże się spodoba, to sięgnie po sagę, natomiast istnieje hipotetyczna grupa ludzi, która uzna najnowszą część za dzieło na tyle przeciętne lub wręcz słabe, że nie sięgną oni po lepsze części.
Bo tak szczerze mówiąc jeśli odjąć sentyment do świata i/lub poprzednich części, Rozdroże jest niestety co najwyżej przeciętną książką, takim czytadełkiem trochę.
Dokładnie to - siłą "Rozdroża kruków" jest uniwersum wykreowane innymi książkami. Gdybym nie znał innych przygód Geralta, raczej nie doceniłbym smaczków związanych z pogromem Kaer Mohren czy Płotką ;)
Gdzie ucieczka zmienia się w wojnę, wojna w ludobójstwo, a później źli dostają wpiernicz od jeszcze gorszych, bo nad wszystkim panuje międzynarodowy spisek możnych tamtego świata zajmujących się polityką która jest bagnem sama w sobie. No… :D
@SceNtriC
Nie wiem jaki jest grafik, ale wiem, że jest w nim wydanie bez kilku literówek, więc być może warto się ciut wstrzymać…
Skąd wiem? Tajemnica… ;-)
Właśnie ukończyłem "Wiersze wszystkie" Wisławy Szymborskiej.
Sam nie wiem ile to czytałem, czytając codziennie po jednym, góra po dwa wiersze zeszło ponad rok. Na weekend zostawiam sobie esej Wojciecha Ligęzy zamykający tom.
Tak, jest to poczucie spotkania z wielką literaturą. Można zauważyć jak Poetka się zmieniała. Tak, źle się zestarzały wczesne wiersze chwalące "socjalistyczny" świat i potępiające imperialistów.
To co się dzieje potem, co się zaczyna w "Wołaniu do Yeti", jest niesamowite, jest magią w czystej postaci.
Jednocześnie Znak postarało się o edycję - papier śnieżnobiały, dobrej jakości, twarda oprawa, poręczny, pomimo gabarytów, format.
Książka na lata.
@Jamoteusz@ksiazki oczywiście że wierzyła, tak samo jak wierzył Miłosz czy Ważyk. I że koniec końców zweryfikowali swoje poglądy, czego owocami są dzieła, Miłosza "Zniewolony umysł" i Ważyka "Poemat dla dorosłych" to wie prawie każdy.
Prawie, oprócz tych hurr durr prawicy, którzy nie dość że sami od lat nie zweryfikowali swoich poglądów, to jeszcze uważają to za wartość.
@rs@ksiazki Przyznam, że wiem to tylko przez zasłyszenie. Nie zaglądam do świata poezji [a pewnie powinienem] i posługuje się pojęciami zaslyszanymi/przeczytanymi. Wiec jestem w tej grupie zubożałej. Kiedyś nadrobię.
“Długie pożegnanie” Raymonda Chandlera to szósta część cyklu o przygodach Philipa Marlowe. Czy tak długie eksploatowanie stylu noir i pojedynczej postaci detektywa ma sens? Sprawdźmy…
Dzisiaj opowiem Państwu o moim książkowym debiucie. Było to już parę lat temu, ale wciąż pamiętam ten moment niedowierzania, kiedy okazało się, że MOJA powieść została przyjęta przez wydawcę.
Blef to rozgrywająca się w dwudziestoleciu międzywojennym powieść o walce z przeszłością. Jest to również opowieść o pewnym bardzo smutnym chłopcu. To też opowieść o wielkiej, ale przebrzmiałej miłości i poszukiwaniu nowego uczucia.
Blef pisałam 9 miesięcy i bawiłam się przy tym bardzo dobrze. :)