O matko sałatko. Przeczytałem jakieś 30 stron, nie przeczytałem jeszcze ani słowa o głównej bohaterce ani fotografii, a już wdepnąłem w wielopokoleniowy festiwal nieszczęścia i mezaliansów.
@Lukem_pl - fascynująca fotografka. Książkę mam, ale jeszcze nie przeczytałem. Był też fajny film inspirowany jej życiem. "Fur" czy jakoś tak się nazywał. @ksiazki
Elin od wielu lat pracuje jako lekarz rodzinny. Jest sfrustrowana swoją profesją, hipochondrią pacjentów przybiegających do niej z najdrobniejszymi problemami, a także byciem wzorową żoną i matką. Wieczorami wypija butelkę wina i nałogowo ogląda seriale telewizyjne. Jej mąż Axel bierze udział we wszystkich możliwych konkursach narciarskich, jest wiecznie nieobecny duchem i zajęty tylko sobą. Pewnego dnia przez pomyłkę Elin wysyła zaproszenie na Facebooku swojemu dawnemu chłopakowi, Bjornowi. Konsekwencje, jakie jej działanie za sobą pociąga, wywracają świat Elin do góry nogami. Pełna wątpliwości i dylematów, porzuca dom i zaczyna się ukrywać we własnym gabinecie lekarskim. Tu rozmyśla o swoim żałosnym małżeństwie i wygłasza kąśliwe uwagi na temat pacjentów. Jedynym towarzyszem jej samotności jest ludzki szkielet anatomiczny Tore, którego wyzywający i zjadliwy głos wybrzmiewa stale w głowie Elin.
Powieść Niny Lykke to ironiczny komentarz do wizji pozornego raju, jakim są w powszechnym przekonaniu bogate kraje skandynawskie. Bohaterka Lykke należy do uprzywilejowanej warstwy norweskiego społeczeństwa, a mimo to nie jest w stanie zapanować nad ogarniającym ją załamaniem nerwowym. Powieść jest satyrą na klasę średnią w systemie państwa opiekuńczego, które uczyniło swoich obywateli otępiałymi, a przy tym wymagającymi i oczekującymi wiecznej młodości, dobrego zdrowia i szczęścia. Nie dziwi zatem, że za tę surową, a zarazem pełną empatii diagnozę autorka została uznana za jeden z najbardziej nowatorskich głosów literatury.- opis wydawcy
Das Wetter lädt nicht unbedingt zum #radln#fahrrad fahren ein. Ich freue mich aber auf viele begeisterte Teilnehmende bei der #Radsternfahrt in #München. Gemeinsam werden wir einen tollen, spaßigen und wärmenden Tag haben. Bis später! @bikes@bike@fahrrad
Der #April macht seinem Ruf ja gerade alle Ehre:
"April, April, der macht was er will"
Während ich letztes Wochenende bei annähernd blauem Himmel und sommerlichen 25°C unterwegs war, waren es heute 1 Woche später phasenweise Graupelschschauer bei anfangs 6°C und zum Schluss nur noch 4°C 🥶
co myślicie o takim szredingu? lubicie tego rodzaju kawałki? czy może za bardzo "wali skrileksem" czy innym tekno? ja od kilku dni w sumie słucham w zapętleniu wersji bez słów:
@dominjaniec Dla mnie jednak za dużo jest tutaj "palcówkowania" przez cały utwór. Ogólnie doszedłem niedawno do tego, że to, co mnie tak pociąga w metalu poza growlem to blasty i generalnie różne "wygibasy" perkusyjne. Tutaj w dodatku te gitary są dla mnie trochę za wysokie. @muzykametalowa
W tym tygodniu słuchałem dużo i wśród tych sesji były mocne przeskoki, np. pomiędzy szaleńczym grindcorem i... Postmodern Jukebox, którzy wypuścili nową płytę. Dodatkowo, wsiąknąłem znowu w kilka polecajek starych zespołów, które już wszyscy znają, a ja dopiero teraz się zachwycam. Albo i nie.
Anaal Nathrakh - zaczynamy od razu mocnym uderzeniem, bo to, co można usłyszeć u Brytyjczyków na niektórych płytach, to rzeźnia, szaleństwo, elektrowstrząsy i nie wiadomo co jeszcze. I o ile wiem, że na najnowszych płytach panowie poszli w kierunku niekoniecznie przez wszystkich akceptowany, to ja w tym tygodniu powróciłem do czasów, kiedy grali industrial black metal połączony z grindcorem i cholera wie, czym jeszcze. Co ciekawe, już kiedyś słyszałem Analne Wiatraki (tak, wiem, że ich się tak nie tłumaczy, ale tak mi się to podoba, że nie mogę się powstrzymać) i trochę mnie rozczarowały, ale czas weryfikuje pewne kwestie. Przede wszystkim polecam albumy "The Codex Necro" i "Eschaton", ale ostrzegam - to nie jest muzyka dla wszystkich. A sobie sam się dziwię, że wytrzymałem ten ładunek industrialu, bo fanem nie jestem.
Outre - bardzo ciekawy zespół i to z naszego rodzimego Krakowa. Black metal, który jest bardziej ciężkostrawny niż zwykła łupanina, przypominająca trochę Deathspell Omegę, a także islandzkie podejście do ciężkiej muzyki. To nie jest coś, czego się słucha dla hitów, ale można się wciągnąć ze względu na klimat. Warto sprawdzić.
Mysticum - przed chwilą pisałem, że nie bardzo podchodzi mi industrial black metal, a teraz będę pisał o legendach tego nurtu z Norwegii. Ściana dźwięku, agresja, przemoc, trochę "kosmosu", szczególnie na albumie "Planet Satan". Dobrze się tego słucha.
Windir, album "1184" - zauroczyłem się. Wiem, że to jeden z kanonicznych zespołów folk BM i jest tutaj trochę festyniarskich klawiszy, za którymi nie przepadam, ale ten album jest magiczny. To taki BM, w którym jest dużo melodii, które brzmią nieco "tanio", ale tak buduje to klimat, że hej. Później spróbowałem jeszcze płyty "Arntor", ale niestety, to już nie było to. Szkoda, że zespół skończył tak, jak skończył (wokalista zamarzł podczas burzy śnieżnej).
Scott Bradlee's Postmodern Jukebox - tak, jak pisałem, ten kolektyw wypuścił nową płytę, ale generalnie polecam ich twórczość, szczególnie, jeśli ktoś lubi muzykę wczesnych lat Stanów Zjednoczonych i jest zauroczony stylem Pin-Up. To drugie jest mi obojętne, ale aranżacje są świetne. Uspokajam - nie, to w ogóle nie jest metal, wręcz przeciwnie. Ale czasem trzeba zaznać też trochę innej kultury.
Swarn - agresja, przemoc, gniew, pożoga, napindalamy na całego. Tak można scharakteryzować tę deathmetalową kapelę z Estonii. W tej muzyce nie ma absolutnie nic oryginalnego, ale to, co mają robić, robią dobrze (tzn. spuszczają wpierdziel słuchaczowi). Na minus fakt, że utwory się zlewają i nie ma tutaj ani grama innowacji pomiędzy nimi, ale wynagradzają to biegłością instrumentalno-wokalną.
Huh, so what other #ASEAN#gamers have mentioned, South-East Asia now have a better ping to European gaming servers than US West Coast (or any US-based gaming servers).
This is interesting. I'm going to expand my test in the future. But for now, the results are the same with or without VPN. I guess ASEAN now have a direct connection to the EU IX and uses the latest technology?
I wonder where our connection passes through to get to the EU.
Here in the Philippines, our connection goes through:
Taiwan or Hong Kong
From there it travels the Pacific Ocean to US West Coast.
From US West Coast, it travels to Central.
From Central to East Coast.
From East Coast to Europe.
If we now have a connection direct to EU IX, then it means we're no longer passing through the US?
Ooh, found this article: “12 of Asia’s most important submarine cable projects”
> Massive growth in connectivity demand in Asia has led to increased capacity requirements, and construction of submarine and subsea cables is growing to meet this demand. An estimated $2.6 billion worth of current and future submarine cable projects are planned for completion by 2025 – here are profiles of 12 of the most important.
It looks like by 2025, connection with the US West Coast is going to be far better than it already is. I guess, from a gamer perspective, we should stick to North American servers. LOL ^_^;; Maybe the EU connection is better right now because there were projects which were recently completed?? But once the other projects connecting us to US West Coast are online, our NA connection will still be better in the long run.
Wieder ein interessantes Video von #JordanHugo zum #Fahrrad Markt und den Margen bei den ach so hohen Preisen. Finde es ja krass, dass Benny da so offen über die Preise und vorallem Kosten seitens #SantaCruz und #Giant spricht.
kids, I'm doing Ride London again this year, raising money for the brilliant Bike Project, who do up bikes and give them, along with training and support, to refugees and asylum seekers. I'm WAY out of shape, having had my slowest start to the year cycling since before COVID. Here's the link to sponsor me, if you'd like to help support them and motivate me :) xxx
Na święta zaplanowałem rowerowy wypad z synem: pociągiem do Osieka, wjazd rowerami na Dębową Górę, piknik na górze i pedałowanie 30 km do domu. Młody się niestety na mnie wypiął w ostatniej chwili, spędzenie dnia ze starym ojcem najwyraźniej już mu nie odpowiada, więc pojechałem sam.
Jechałem w obie strony rowerem, a że pogoda była raczej majowa niż marcowa, to kulało się jedwabiście (za wyjątkiem kawałka stromego podjazdu w lesie, gdzie ciężki sprzęt drwali zostawił tak głębokie koleiny, że nie mogłem pedałować, bo haczyłem butami o błoto) i postanowiłem przeciągnąć trochę trasę.
W okolicy 70 kilometra przyszedł lekki kryzys i przez moment żałowałem, że nie trzymałem się planu. Potem złapałem drugi wiatr i pięć kilometrów przed domem licznik pokazał 90, postanowiłem dziabnąć na stacji benzynowej bezalkoholowe piwo i dokulać trochę, żeby uzbierać do pierwszej setki 2024.
Dzięki temu niespodziewanie przekroczyłem tysiąc kilometrów przerowerowanych w tym roku, co w 2023 miało miejsce dopiero w połowie maja.