W tym tygodniu słuchałem naprawdę dużo, ale nie na tyle dużo, abym miał kilkupostową listę. Tym niemniej, jest trochę rzeczy, które polecam przesłuchać.
Lja, album "Til Avsky For Livet" - podchodziłem bez oczekiwań, a dostałem surowy, źle nagrany (ale tutaj to zaleta), wściekły black metal, przywołujący wczesną scenę BM. A to album z 2006 roku, norweski, więc... w sumie daleko od tego wyobrażenia nie jesteśmy. Naprawdę mocno zniekształcone gitary, pewien chaos, niekoniecznie ogromna agresja, gdzieś tam napierdzielająca perkusja i od czasu czasu totalny krzyk do mikrofonu. Fajne, miło się tego słucha.
Benighted, album "Identisick" - znałem zespół (nie wiedziałem tylko, że to Francuzi), więc mniej więcej wiedziałem, żeby spodziewać się niskiego growlu i ekstremalnego (wręcz czasem technicznego) death metalu, w tym gutturali. Nie jest to najlepsza płyta na świecie, ale dobrze brzmi w słuchawkach i jako tło do pracy.
Kvaen, album "The Funeral Pyre" - o zespole już kiedyś pozytywnie się wypowiadałem, a ta płyta to potwierdza. Black metal nieprzesadzony w żadną stronę, z wchodzącymi w głowę melodiami, bardzo angażujący, warty posłuchania, nawet jeśli nie jesteście fanami gatunku.
Night Shall Drape Us, album "Lunatic Choir" - kolejny album z serii "trafiłem przypadkiem, spodobała się okładka, zostałem na dłużej". Niby znowu jest to po prostu black metal, ale ma w sobie energię złości i tempo, które lubię. Czuć, że ta muzyka, do czegoś dąży i wzmaga napięcie. Melodyjki są, choć leciutko zepchnięte do tła. Polecam sprawdzić, jeśli lubicie melodyjny lub prawie melodyjny black metal. Tak, przypomina mi to czasem Mgłę.
Hour Penance, album "Paradogma" - potężny death metal, z bardzo szybką perkusją i nawalaniem wokalem do mikrofonu. Dobrze brzmi.
Jungle Rot - nie wiem czemu, spodziewałem się tematów typu Dead Kennedys, a to przecież amerykański death metal. Dobrze zagrany, niewirtuozerski, ale też świetnie brzmi.
Finntroll - fanem nie zostanę, ale jest to naprawdę skoczne. Cięższy folk metal to chyba najlepsze określenie, jeśli ktoś nie zna tego - mimo wszystko chyba rozpoznawalnego - zespołu.
Induction - świetny do słuchania power metal z chwytliwymi momentami. Poza tym to po prostu standardowy power metal, ale przyznaję, że lubię takie granie.
Wisdom in chains - solidny, energiczny ostrzejszy punk.
W zeszłym tygodniu przyjechały nowe opony do gravela, ale jeszcze nie ich nie założyłem, bo z obecnych zrobiły się semi slicki i tak ładnie śmigają po asfalcie xD
Osią fabuły jest, ma się rozumieć, wojna. Taka, w której ludzkość staje naprzeciwko innej inteligentnej rasy – Taurańczyków. (...) Kłopot z ową wojną polega na tym, że siedziby obu biorących w niej udział gatunków znajdują się w ogromnych odległościach od siebie. Zanim więc adwersarze rzucą się sobie do gardeł, muszą do siebie dotrzeć.
@blejamichal - oj, moim zdaniem niesprawiedliwie pojechałeś na początku po klasykach. Nawet po "Czterech pancernych" :-) Warto Pancernych obejrzeć z trochę innej perspektywy niż przez pryzmat, przez jaki oglądaliśmy ich jako dzieciaki, że bohaterom wszystko wychodzi. Okaże się, że to w tle ponury obraz wojny, tylko podany tak, że o tym niespecjalnie myślimy oglądając go.
Paragraf 22 też raczej nie wyśmiewa (przez łzy) wojny jako takiej. Jeśli już, to armię i jej funkcjonowanie.
Natomiast zgodzę się z tym, że drugiej takiej książki jak "Wieczna wojna" nie ma.
Z tym że moim zdaniem pominąłeś jeden, ważny aspekt tej książki (chyba że miałeś na myśli cała serię). Moim zdaniem duża, początkowa część WW (chyba najważniejsza dla powieści) to opowieść nie tyle o kwestii odległości czy czasu, co o walce z nieznanym. Ta "obcość" oczywiście wynika poniekąd z odległości, ale główna oś fabuły obraca się przede wszystkim wokół tego, że żołnierze nie wiedzą, przeciwko komu tak naprawdę walczą.
Połów w tym tygodniu był umiarkowany, ale przesłuchałem za to kilka bardzo udanych płyt blackmetalowych. Które chętnie polecę.
Thanatorean, album "Ekstasis of Subterranean Currents" - przykład gęstego black metalu, trochę podobnego do Deathspell Omega. Zwykle nie przepadam za takimi klimatami... chyba że jednak czuć w nich trochę "powietrza", a tutaj tak jest i miło się wówczas całej płyty podczas pracy. Mimo wszystko nie jest to muzyka dla każdego, a już na pewno nie np. na pierwszą randkę. Ale przynajmniej momentami dobrze tutaj bas słychać.
Sarastus, album "Agony Eternal" - bardzo lubię tych Finów i ten album też jest świetny. To po prostu black metal zagrany optymalnie - nie ma tu ani głębokiej piwnicy, ani gęstości, ani wodotrysków. Po prostu zdrowa rąbanka, szaleńczy wokal i poczucie, że to właściwi ludzie na właściwym miejscu. Bardzo dobre.
Throneum, album "Mutiny od Death" - już kiedyś pisałem o tym zespole (zresztą, o Sarastusie pewnie też) i to też jest świetny black metal, choć już bardziej piwniczny, surowy, stylem trochę odnoszący się do nieco łagodniejszego war metalu. Przy czym, jeśli wiecie, czym jest war metal, to na pewno domyślacie się też, że "łagodniejszego" nie oznacza "łagodnego". Czuć tutaj katakumby.
Antichrist Siege Machine - za to tutaj mamy już war metal w pełni, chaotyczną rąbankę, kompletnie nieartykułowany wokal, pożogę, gniew, prędkość, wściekłość i brudne brzmienie. Może przez to brudne brzmienie wydaje się to słabsze, ale myślę, że koncerty tego zespołu mogą być... przekonujące. Dla osób, które nie do końca mogą sobie wyobrazić taką muzykę - weźcie black metal, ale podnieście w nim agresję do maksimum, zmiksujcie wszystkie instrumenty tak, aby się zlewały (a więc jest to duże brudniejsze niż np. Marduk), a wokal skopiujcie żywcem z grindcore'u i obniżcie.
Dropkick Murphys, album "For the people" - płyta po prostu dobra, pierwsza część lepsza od drugiej, ale to nadal Dropkick Murphys, czyli jeden z bardziej uznanych zespołów nurtu celtic punku. Słucha się tego dobrze, choć mówię - bardziej dropkickowo dojeżdża pierwsza część płyty, a potem trochę zaczyna się uspokojenie.
Wyróżnienia:
Our Last Night - zespół post-hardcore, ale równie dobrze można to nazwać lekkim popem. Nic szczególnego, zespół jakich wiele, ale mają dość fajne i ostre covery znanych utworów.
Tarfodd, album "Efterlamnade I Sorg" - takie przyjemne plumkanie jak na black metal, stosunkowo często trafiałem na spokojne fragmenty, ale też potrafią przyłożyć.
Weald & Woe, album "Far from the Light of Heaven" - bardzo specyficzny black metal, a nawet nie wiem, czy black. Mocno wyróżniające się gitary na pierwszym planie, niezrozumiały wysoki wokal jakby zepchnięty w tło, taka dość podniosła, a nawet radosna atmosfera. Ale nie jest to taki blackgaze jak Deafheaven. Lubię ten zespół, ale nie wiem, czy mogę polecić tę płytę w pełni. Na wyróżnienie jednak zasługuje.
"Ptasi śpiew inspirował zresztą ludzi wszystkich epok. Próbowano go zapisywać za pomocą nut, znaków alfabetu, wymyślnych diagramów. Zadania podejmowali się naukowcy, poeci, muzycy. Słynna anegdota mówi, że początek V Symfonii podpowiedział Beethovenowi usłyszany gdzieś ortolan. Vivaldi napisał Szczygła – koncert na flet poprzeczny. Olivier Messiaen z ptasiego koncertu usłyszanego w czasie porannej warty w okopach II wojny światowej stworzył Kwartet na koniec czasu. Utwór miał premierę 15 stycznia 1941 roku w stalagu VIII A w Zgorzelcu, do którego trafił kompozytor.
Mnie niezmiennie zachwycają polifoniczne pieśni Clémenta Janequina z pierwszej połowy XVI wieku. Autor, katolicki duchowny, pod koniec życia mianowany „kompozytorem króla”, napisał kilka utworów, w których rozbrzmiewają głosy ptaków. Najbardziej znana pieśń – Le chant des oiseaux – opiewa cud przebudzenia wiosennej przyrody. Szczęście i radość wlewają się w nasze serca za sprawą głosu drozda śpiewaka, słowika, a także „zdrajczyni” kukułki. Wykonawcy naśladują w pieśni ptasie trele, kląskania, gwizdy i kwilenia: „[…] Frian, frian, frian, frian, frian, frian, frian, frian, ticun, ticun, ticun, ticun, ticun, ticun, qui la ra, qui la ra, qui la ra, huit, huit, huit, huit, huit, huit, huit, huit […]”.
fragment z ksiazki "Dwanaście srok za ogon” Stanisława Łubieńskiego, w której połączył ptasie obserwacje, literackie smaczki i historii pełne emocji.
Auf dem #Waldweg hinter der #Biogasanlage in #Talmühle gibt es eine Stelle, die immer nass ist, egal wie lange bes nicht regnet.
Eigentlich konnte man immer gut durchfahren, und heute sah es sogar ziemlich wenig nass aus. Aber weit gefehlt. Meine Räder steckten sofort 10-15 cm tief und damit bis weit über die Felgen in klebrigem Schlamm.
Macie jakieś godne polecenia antykwariaty/skupy książek online lub we Wrocławiu/Opolu lub okolicach?
Chcę opchnąć z 4-5 dużych kartonów książek i trochę płyt różnego rodzaju, a nie chce mi się bawić w wystawianie tego na różnych serwisach i sprzedawanie pojedynczo.
W chwili, gdy piszę te słowa, średnia ocen powieści Muzyka dla duchów na portalu LubimyCzytać wynosi zaledwie 5,7/10 gwiazdek. Oczywiście, przy zawrotnej liczbie ocen (trzy!) niewiele to jeszcze znaczy, ale i tak może się to wydać nieco zaskakujące, gdy się porówna to choćby ze średnią Goodreads (3,49/5 gwiazdek). Poza tym powieść An Yu jest zwyczajnie tekstem o wysokiej jakości, więc poczucie adekwatności powinno tym bardziej rosnąć…
…ale mimo wszystko wcale nie jestem zaskoczona tymi niskimi ocenami.
Powtórzę i podkreślę: zupełnie nie odzwierciedlają one jakości książki. Język duetu An Yu (autorki) i Karoliny Iwaszkiewicz (przekład) przepięknie rozkwita w słowach i zabiera osoby czytelnicze w duszny świat rodem z tych mniej przyjemnych snów, z niezwykłą płynnością. Zaangażowałam się w fabułę na tyle, że przeczytałam powieść w jedno popołudnie – a to wcale nie zdarza się ostatnio często!
Tylko że... [CHAMSKI CLIFFHANGER]
Ciąg dalszy na Whosome @whosome.bsky.social@bsky.brid.gy ☺️
@dancingindystopia dzięki za recenzję - zachęciłaś! sięgnę po An Yu. ta recenzja, to miła odmiana dla zachwytów nad makulaturą.. @whosome.bsky.social@bsky.brid.gy @ksiazki @ksiazki
Ten tydzień muzycznie był lepszy niż poprzedni - trochę fajnych rzeczy udało się znaleźć, posłuchać i mogę je teraz polecić.
Empyrean Throne - ciekawy zespół deathmetalowy, ale nie jest to typowy agresywny death. Z drugiej strony, nie jest to żadna awangardowa czy techniczna odmiana tego gatunku. Powiedziałbym, że to epic death metal, lekko atmosferyczny, natchniony lub - jeszcze lepiej - podniosły DM. Słucha się tego ciekawie, zwłaszcza, że nie są to utwory dla samych utworów, ale rzeczywiście mają jakiś wspólny motyw i klimat. No i mają świetne okładki.
The Kovenant (albumy "Animatronic" oraz "Nexus Polaris") - nie jestem fanem industrial BM (i w ogóle industrialu) i rzeczywiście większość utworów miałem ochotę przewinąć. Ale są tutaj momenty, w których rzeczywiście chwytają nas ciekawe melodyjki, symfoniczność, konstrukcja utworu lub chórki. Nie jest to agresywny industrial, nie ma tutaj zaprogramowanej perkusji, a więc jeśli spodziewacie się czegoś w rodzaju Mysticum, to zdecydowanie nie tutaj. Ale jeśli niestraszna Wam elektronika w BM i odpowiadają Wam klimaty typu Cradle of Filth (ja akurat fanem nie jestem), to warto spróbować.
Sick of It All - to jest taki hardcore'owy zespół, który sobie wyobrażam, gdy myślę o hardcore'owym punku. Mocno, nieczysty wokal, pełna agresja, żadnych eksperymentów elektronicznych, "pijackie" chórki. Jednocześnie nie jest to jakaś bardzo ambitna i zaawansowana muzyka, ale... nie ma taka być. Miłe do gibania.
Anti Cimex - ten szwedzki crust też jest agresywny, ale w inny sposób. Dźwięk jest brudniejszy, bardziej wycofany, za to jest chyba więcej darcia mordy. Czuć, że muzycznie pochodzi z innego źródła (poprzednie z rocka, to bardziej z metalu). Nie zmienia to faktu, że dobrze się tego słucha - jest szybko, krótko i intensywnie.
The Fallen Prophets - ciekawostka, bo to death metal z RPA, ale to nie zmienia faktu, że dobrze się tego słucha. Co prawda, na Metal Archives widnieje "melodic death metal/deathcore", ale mimo że są tutaj melodie, to są mniej zarysowane i cięższe niż np. Arch Enemy, a deathcore'owe elementy są na tyle delikatne, że raczej nazwałbym to deathem. Nadal dobrym - potrafi zaskoczyć, zejść nisko wokalem i generalnie dać czadu.
Split "Zakon nienawiści" od Yfel 1710 oraz Dominance - kawał dobrej, agresywnej muzyki. Część Yfela jest trochę bardziej nastawiona na treść, historię, ale to nadal solidny black ze wstawkami melodyjnymi. Z kolei Dominance to agresja na pełnej, do czego zresztą zdążył nas przyzwyczaić i ta połówka bardziej mi się spodobała. Ma klimat ten split (niedługi, bo 28-minutowy) i fani polskiego BM na pewno powinni sprawdzić.
Wyróżnienia:
Draugveil, album "Cruel World of Dreams and Fears" - muzyka niezła, taki surowy, brudny black metal w średniowiecznym klimacie ze wstawkami instrumentalnymi. Ale to, co przede wszystkim zwróciło uwagę społeczności, to okładka płyty. Bardzo... specyficzna. Polecam poczytać komentarze na Black Metal Promotion, można się nieźle uśmiać.
Wheatus - przyjemny zespół pop-rockowy. Tak, wiem, że są znani z "Teenage Dirtbag", ale warto posłuchać trochę więcej od nich, jeśli lubicie taką muzykę z amerykańskich filmów o młodych ludziach.
Cryptopsy, album "An Insatiable Violence" - dobry, porządny deathowy wpierdziel na rozbudzenie. Natomiast trudno mi zapamiętać jakikolwiek utwór z tej płyty.
Bloodletter - porządny melodyjny thrash. Naprawdę melodyjny jak na thrash, tzn. oprócz gitarowych solówek mamy tutaj też melodie, które trochę kierunkują ten zespół bliżej wspomnianego już dzisiaj Arch Enemy, natomiast nie jest to melodeath. Bardzo energetyczne.
@ksiazki mam z tą księgarnią jeden "problem" kupiłem w niej od maja 5 książek, wszystkie 5 trafione w 100 procentach, wszystko dzięki dobremu opisowi i dostępnemu czasem - choć niestety nie zawsze - bezpłatnemu fragmentowi książki.
Blood Chalice - mroczny, bluźnierczy zespół, czasem przypominał mi Archgoata, gdy wchodził typowy "guttural". Tym niemniej w tym brudzie są dobrzy i np. album "The Blasphemous Psalms of Cannibalism" (swoją drogą, z wyzywającą okładką) jest naprawdę niezły. Produkcyjnie jest to tylko poziom wyżej nad piwnicą, ale to wystarczy, aby z jednej strony nie bolały uszy, a z drugiej był ten przyjemny posmak "prawdziwości". Wokal z typu tych "wyrzygujących".
Caro Emerald - dawno temu słyszałem jej utwory i nie mogłem sobie przypomnieć, jak nazywała się ta artystka. Teraz to w końcu zrobiłem i to nadal bawi - połączenie jazzu, popu i electro swingu jest dość energetyczne. Od czasu do czasu pewnie będzie zdarzać mi się włączyć, bo ma taki pozytywny klimat.
The Electric Swing Circus - jak wyżej wspomniałem, przesłuchanie pani Emerald natchnęło mnie do sprawdzenia innych przedstawicieli podobnych gatunków (electro swing) i z takiego powodu trafiłem między innymi na ESC. Jest to muzyka żwawa, trochę staroświecka z założenia, ale jednocześnie właśnie przez to tak urocza, zwłaszcza, że nowoczesne aspekty faktycznie podkręcają ją, a nie pogarszają. Z innych reprezentantów mogę wymienić Alice Francis, Dimie Cat, Caravan Palace czy Tape Five.
Somma - kiedyś się odbiłem, a ostatnio wróciłem i nawet mi podeszło. To taki brudny, surowy black metal skupiony na I Wojnie Światowej (stąd nazwa), ale to nie ma znaczenia dla tekstów, bo tych nie idzie zrozumieć. Zresztą w ogóle mało co tu idzie zrozumieć. Ale ma to potężny klimat i nawet klawiszowe pasaże, których nie lubię np. w Burzum, tutaj mają moc i wręcz niepokojącą atmosferę. Całości dopełniają pruskie pieśni marszowe i narodowe. Nie dla każdego, ale polecam nie rezygnować po pierwszym odsłuchu.
Dodskold, album "Odeskriket" - niezłe, ale bez porywu. To solidny black metal, który wychodzi z katakumb i rytuałów, a podążą w kierunku atmosfery.
Nordvrede - niestety, jest to NSBM, co u wielu dyskwalifikuje taki zespół. Natomiast gdy się o tym nie wie (bo niczego nie idzie zrozumieć), to jest to całkiem melodyjny i szybki staromodny black metal z odpowiednio rozłożonymi akcentami.
Paleface Swiss - nie to, że jakoś ich polecam, ale moje pierwsze wrażenie po włączeniu płyty "CURSED" to było sprawdzenie, czy to nie Slipknot. Bo to właśnie takie połączenie ekipy z Des Moines i deathcore'u.
We're delighted to see "Walden, a game" on this list of The Best Open-World Games That Promote Mindfulness!
"The game subtly encourages choices that feed the soul: reading, writing, walking slowly beneath the trees, or listening to birdsongs and distant trains."
Learn more about our free lessons plans to help you use this educational game in the classroom! 👇 1/2
"Walden, A Game" is a first-person simulation of the life of American philosopher Henry David Thoreau during his experiment in self-reliant living at Walden Pond in 1845. Players experience reflective play as they experience living in nature over the course of a New England year.
Get our free lesson plans for teaching Art, Art History, English Language Arts, Environmental Science, Math, Media Literacy, Science US History and Visual Arts. For grades 9-12.