Na szmerze nie ma chyba społeczności z rodzaju nottheonion lub nieaszdziennik więc ten satyryczny kawałek tekstu wrzuciłem w parlamentarną. Chciałem oszczędzić płaczu osobom, które nie chcą już patrzeć na politykę.
Zdecydowanie nie jestem w kondycji wykonywać jakiekolwiek racjonalne oceny, ale zastanawiam się, czy może faktycznie nie jest tak źle. Wychodząc z perspektywy, gdzie nie spodziewałem się, że osiągną cokolwiek poza zostaniem zjedzonymi przez PO. Oczywiście nie dostarczyli kwestii aborcji i związków partnerskich, co myślę, że ich (pewnie słusznie) zmiecie z planszy. Ale tak poza tym faktycznie są mniejszym koalicjantem, mają postulaty absolutnie sprzeczne z większymi (no głównie z PO i hołowczycami, ale nawet PSLowskim programem “rodzina na swoim stołku”). Dowiezienie czegokolwiek progresywnego i chociaż wplatanie tej perspektywy na wyższym poziomie jest jakimś tam osiągnięciem, względem poprzednich lat.
Wiadomo, fajniej ich kopać i absolutnie jest za co, ale może warto by to robić z pewną symboliczną dozą sympatii i np. nie po głowie.
Przeforsowanie swoich postulatów to jest coś.
Ale zablokowanie postulatów sprzecznych z linią partii też jest czymś.
Wplatanie postępowej perspektywy na wyższym poziomie też jest czymś, choć mniejszym w porównaniu do powyższych.
No bo z drugiej strony, udało się zatrzymać PiS+Konfederosję. To już jest jakaś zmiana w porównaniu do tego, co było wcześniej. A, że przy okazji weźmie się kupę hajsu itd. za stołki? Coś za coś, może mała wartość za wysoką cenę, pytanie, czy była alternatywa.
Głosowanie odbyło się metodą STV, co oznacza, że głosujący mieli oznaczyć scenariusze w kolejności od najbardziej do najmniej pożądanego. W głosowaniu wzięło udział nieco ponad 800 z około 3 tys. członków partii Razem.
Z jednej strony tak. Z drugiej strony dostępne odpowiedzi były wybrane co najmniej dziwnie. „Opuścić klub”, „negocjować wejście i jeśli się nie uda, to opuścić klub”, „negocjować wejście i jeśli się nie uda, to zostać w klubie” oraz „nic nie robić”. Mi to wyglądało na celowe rozmycie możliwej decyzji i tak finalnie było - każdy rozumiał wynik jak chciał.
“Jeśli się nie uda” – ten fragment brzmi ocennie i subiektywnie. Metody współdecydowania rankingowe (jak STV), na ile je skromnie kojarzę, mają to do siebie, że nie są zero-jedynkowe, zaś w tym pollingu “scenariusze” opisują “niepewne warianty przyszłości”. To rozmycie niekoniecznie musi być celowe – być może nie zdołano skonkretyzować “dwóch ruchów naprzód”. Pollingi (decyzyjne i konsultacyjne) też teoretycznie warto poddać pewnej ekonomice. Podejście, w którym chyba to dostrzegam:
compdemocracy.org – za cenę “zawracania głowy próbkom”, podświetla kwestie sporne (faktografia) wraz z, potencjalnie, rozumieniem (definicje, semantyka, horyzonty czasowe).
Rankingowanie to IMHO ważne ćwiczenie, gdyż w demokratycznym ideale mogłoby paść referendum:
zatrzymujemy zmiany klimatyczne (dekarbonizujemy cywilizację) natychmiastowo, za cenę standardu życia, frustracji pokolenia lub pięciu(sic!) (poświęcenie),
nie zatrzymujemy zmian klimatycznych natychmiastowo, za cenę nieznanych kosztów adaptacji i konfliktów, w nadziei, iż w pewnej chwili opracujemy technologię geoinżynieryjną cofnięcia zmian (ruletka),
testujemy warianty pośrednie z niepewnymi rezultatami i zbieramy dane (odwleczenie decyzji).
Kurde, nie wiem co myśleć. Bo z jednej strony faktycznie obrażanie się i krytykowanie, jakkolwiek merytoryczne i trafne, chuja daje i nic nie zmienia. Ale z drugiej strony jaka kurwa sprawczość? Co zrobiła lewica w rządzie? Jak się przykleją do NL albo KO, nawet jako nowa partia, to wszystkie porażki idą też na ich konto, a sukcesów nie widać. A potem połyka ich Tusk i kończą jak Nowacka, ADB, wcześniej Biedroń, Kukiz, Petru, Hołownia. Nie wiem co się łudzą, cieszy mnie, że krytyka jest głośna i wygląda na to, że komentariat co do zasady jest załamany
Członkowie tej koalicji zarobili dużo pieniędzy i zdobyli masę biznesowych i politycznych znajomości. Zdobyte doświadczenie i rozpoznawalność będą procentować w przyszłości, co umożliwi im życie w dostatku do śmierci.
Dołączać do koalicji niesłusznie rządzącej akurat wtedy, jak najbardziej odpierdala (zawieszenie praw człowieka na granicy, porzucenie praw “reprodukcyjnych”, układanie się z koncernem tytoniowym PM) - nie wiem czy to ma sens, bo raczej nie mają możliwości odwrócić tych tendencji. Co najwyżej przejmą smród, który się ciągnie za rządem.
I komentarz Tomasz Markiewki, z którym się zgadzam, bo też widzę ten fatalizm i przekonanie, że skoro lewica nie obaliła kapitalizmu to poniosła klęskę. Ja pamiętam początki Razem i nie wróżyłem im żadnego sukcesu. Już to że przekroczyli 3% poparcia w 2015 było dużym zaskoczeniem i sukcesem, tak samo jak to że w kolejnych wyborach wchodzili do sejmu.
“Partia Razem doskonale obrazuje jeden z największych problemów lewicy. Zacznę od tego, że postrzegam historię Razem inaczej niż większość komentatorów politycznych. W skrócie. Dla mnie to jest historia grupy dzieciaków – dzieciaków bez kasy, bez doświadczenia politycznego, bez jakiejkolwiek rozpoznawalności. Historia, która realistycznie rzecz biorąc, powinna trwać z pół roku. Ot, założyli sobie w Polsce lewicową partię, nikt o nich nie słyszał, rozeszli się. Ale wyszło inaczej – te dzieciaki były w stanie wprowadzić blisko 10 osób do Sejmu, a jeszcze po drodze pomóc wypromować obecną ministrę – Agnieszkę Dziemianowicz-Bąk. Te dzieciaki były w stanie od ośmiu lat być realnym uczestnikiem debaty publicznej, a czasem nawet wrzucać do niej własne tematy. Innymi słowy, dla mnie to jest historia niespodziewanego sukcesu. Większość komentatorów uważa jednak, że to historia porażki – bo te dzieciaki nie były w stanie realnie konkurować z PO i PiS-em. Wiecie, w przeciwieństwie do tych wszystkich innych partii, które przez ostatnie 20 lat udanie konkurowały z PO i PiS-em… Największy problem polega jednak na tym, że tę historię klęski najchętniej kupili zwolennicy i działacze samego Razem. Dlatego potężny kryzys przyszedł w momencie, kiedy ta partia wprowadziła do Sejmu swoich przedstawicieli i nawet miała szansę stać się częścią rządu. Sami Razemici zakrzyknęli – gorzej być nie może! Uwierzyli w bzdurną opowieść, że ponoszą odpowiedzialność za obecny stan polskiej polityki podzielonej między dwóch hegemonów – że są odpowiedzialni za każdy wybryk zarówno PO, jak i PiS. Że zaprzedają się neoliberałom albo prawicy. Że każda próba ugrania czegoś to będzie zdrada, sprzedanie się, śmiechu warta kalkulacja. Że dopóki nie przeprowadzą rewolucji w Polsce, dopóty nie mają prawa cieszyć się jakimkolwiek sukcesem. Dla mnie to jest powracający upiór lewicy jako takiej – nie tylko polskiej. Upiór fatalizmu, upiór ciągłego strachu, że zostaliśmy wykiwani przez system, że znowu wszystko do dupy – że kapitalizm ciągle nie obalony, że utopia ciągle nie powstała, że jak to, kilka dzieciaków nie odmieniło oblicza Polski – frajerzy!!! Ten fatalizm prowadzi do ciągłej frustracji i do podziałów wewnętrznych. Dokładnie tak się stało w przypadku Razem. Posłanki i grupa działaczek, które właśnie odeszły z Razem, mówią, że zrobiły to w imię sprawczości. Nie będzie wiele sprawczości w tym rządzie, ale może uda im się osiągnąć coś innego – uwolnić się od wewnętrznego fatalisty.”
parlamentarna
Najstarsze
Magazyn ze zdalnego serwera może być niekompletny. Zobacz więcej na oryginalnej instancji.