Sepulchral Curse, album "Crimson Moon Evocatios" - ale gęsty black/death, ja pierdzielę.
Lucifer's Child - troszkę pobujało. Nigdy nie przepadałem za grecką sceną blackmetalową, ale tutaj trafiłem na pozytywny wyjątek - utwory średniodługie, pełne szybkości lub melodyjności, ciekawe pod kątem aranżacji, a także "natchnione", ale nieprzesadnie i nadal jest to po prostu muzyka, a nie jakaś inwokacja. Przesłuchałem z przyjemnością. Nawet spowolnienia są tutaj ciekawe.
Vanda - szwedzki black metal, ale zupełnie nie idziemy w tę stronę znaną choćby z Dissection. Tutaj mamy taką kombinację Mgły, Grozy (tak, wiem, że Groza czerpie z Mgły) i jakichś klimatyczno-awangardowych eksperymentów. Niektórych utworów słucha się świetnie ("Dodshymn"), innych po prostu dobrze. Warto sprawdzić.
Sarkom - tym razem norweski black metal, nieco bardziej szalony, "natchniony", zupełnie nieskrojony pod publiczkę, tylko grany tak, jak zespół tego chce. Wiem, że w BM to standard, ale tutaj jakoś to bardziej poczułem. Trochę melodii, trochę agresji, dużo szaleństwa, trochę jakichś... nie wiadomo czego. Do sprawdzenia.
Deprived Existence - amerykański zespół, który z technical brutal death metal/grindcore przeszedł do grania black/death metal/grindcore. Tak, trochę zabawne. Tym niemniej faktycznie słychać tutaj black/death, ale utwory mają nie 5-6 minut, tylko 2-3. Całkiem fajne utwory, żeby nie było - dobrze się tego słucha, choć nie jest aż tak agresywne, jak myślałem na początku, że będzie.