Osobliwość XX wieku właśnie się kończy - wpis z FB
Wpis Bartosza Migasa z FB
BTW polecam jego kanał “Z Archiwum XD” i autorską audycję na kanale NaTemat.pl.
To co się dzieje w polityce jest w gruncie rzeczy dość proste do wyjaśnienia i przewidzenia.
Struktura społeczna od zarania dziejów wyglądała bardzo podobnie - większość majątku i władza religijna/polityczna skupiona w wąskim gronie elit i masy ludzi walczących codziennie o przetrwanie i wykarmienie rodziny przy pługu, młocie, warsztacie, czy z bronią w ręku. Tak wyglądały z grubsza miasta starożytnego Sumeru, tak wyglądała Judea czasów Jezusa, na takich fundamentach stało Cesarstwo Rzymskie, taką strukturę prezentowały średniowieczne państwa, chińskie i japońskie cesarstwa, imperia Inków i Azteków, wiktoriańska Anglia, Imperium Osmańskie i z grubsza tak wygląda dziś Brazylia, Indie czy RPA.
Tzw. Zachód zrobił wyłom od tej zasady w okresie XX wieku, kiedy w pierwszej połowie zaczęły pojawiać się pierwsze jaskółki redystrybucji bogactwa od bogatej elity do mas społecznych, które rozwiną się na dobre po II WŚ w postaci państw dobrobytu, z wysokim opodatkowaniem zamożnych, licznymi programami socjalnymi i rozwojem usług publicznych. Był to właściwie jedyny moment w historii, kiedy uczciwie pracujący ludzie trudniący się codzienną mozolną pracą mogli odczuwać względne bezpieczeństwo, że będą mieć dach nad głową, opiekę zdrowotną, dostęp do publicznej edukacji dla ich dzieci i zabezpieczenie na starość. Ale wraz z nadejściem neoliberałów ten eksperyment się skończył, a to co obserwujemy od pół wieku to powrót do ustawień fabrycznych ludzkości.
Bogatym odpuszczono podatki i poluzowano regulacje rynków globalizując je, co szybko przyniosło efekty. Bogate elity miały coraz mniej obowiązków wobec państwa i społeczeństwa, a coraz więcej możliwości do bogacenia się. I jak to zawsze w historii bywało bogaci niczym czarne dziury zaczęli wysysać frukta z ekonomii. Widać to na wielu przykładach np. mieszkania komunalne wyprzedano klasie robotniczej i średniej, która jednak zaczęła następnie wyprzedawać nieruchomości w ręce bogatszych - widać to choćby na przykładzie UK czy Polski, gdzie w kilka dekad nieruchomości na masową skalę przepłynęły od pojedyńczych właścicieli w ręce różnej maści landlordów czy funduszy inwestycyjnych zwięszkając dodatkowo pasywny przychód ich właścicielom, pozwalając im na kupowanie coraz to nowych nieruchomości i wysysać z rynku także te dopiero co wybudowane pod najem. Podobny mechanizm możemy jednak zaobserwować też w przypadku publicznego majątku wspierającego usługi publiczne - publiczne przedsiębiorstwa masowo poszły pod młotek trafiając w ręce bogaczy, którzy kroili je na kawałki, przenosili produkcję do trzeciego świata, lub też odwrotnie, budowali monopole - w każdym razie to co kiedyś służyło całości społeczeństwa obsługując podstawowe potrzeby (poczta, opieka zdrowotna, edukacja, transport, telekomunikacja, energetyka) przekształciło się w biznesy, które generowały dochody już tylko dla bogatych właścicieli nowopowstałych spółek prywatnych żywiących się publicznym niegdyś majątkiem.
Dziś kiedy przeciętny Kowalski wydaje na cokolwiek, część monet zasila fortunę bogatego właściciela - płacisz za wynajem mieszkania - brzdęk, płacisz ratę kredytu hipotecznego - brzdęk, płacisz za prywatne przedszkole - brzdęk, płacisz za internet, telefon, ubezpieczenie na życie - brzdęk. Ale bogacze nie wysysają pieniędzy tylko ze społeczeństwa, ale też z rządów. Pozbawione wpływów podatkowych rządy, które wyprzedały dużą część majątku są zależne od wyborców, muszą więc dostarczać usługi publiczne, tylko że coraz trudniej jest to robić bo 1) nie ma wpływów podatkowych od bogaczy, którzy płacą niskie podatki lub unikają ich wogóle 2) nie mają insfrastruktury bo została wyprzedana (szpitale, elektrownie, koleje). Co więcej robią rządy? 1) Obciążają coraz bardziej podatkami zwyklych ludzi (procentowo największe podatki płacą osoby zatrudnione na umowę o pracę) 2) utrzymują wysoki VAT (obciążając konsumpcję, która jest największa u zwykłych ludzi, bo bogacze większość pieniędzy inwestują lub zachowują) 3) obniżają jakość usług publicznych z uwagi na brak środków na ich sfinansowanie 4) jeśli już oferują usługi publiczne to albo płacą za nie bogaczom (np. kontrakty NFZ z prywatnymi NZOZami) lub zadłużają się u bogaczy emitując obligacje itp.
Receptą na ten stan rzeczy miał być stały wzrost - im więcej wyprodukujemy tym więcej będzie do podziału i nawet jeśli ten podział jest nie do końca uczciwy, to nadal wszyscy będą odczuwać polepszenie warunków życia. Tylko, że bogacze są niczym czarne dziury, które im większą mają masę tym szybciej i więcej wysysają materię dookoła. Twoja pensja wzrosła kilka razy w ciągu ostatniej dekady, w której wybudowano tysiące nowych mieszkań? To fajnie, ale ceny nieruchomości również wzrosły, ceny kredytów też, a większość z tych mieszkań trafiła do wąskiego grona ludzi, którzy czerpią z nich dochody. Masz więcej pieniędzy na konsumpcję? To fajnie, ale ceny wszystkiego poszły w górę - energia, czynsze, jedzenie, ubezpiezpieczenia. Zarabiasz więcej, masz więcej rzeczy dookoła siebie, ale na fundamentalnym poziomie nadal nie masz zabezpieczenia podstawowych potrzeb, na które musisz cały czas tyrać. Kto nie ma mieszkania nadal na nie nie zarobi, kto ma wiele mieszkań temu zostaną dodane nowe.
Co to ma wspólnego z wyborami? Wszystko. Klasa pracująca już od dawna jest pod silną presją i wizja poprawy bytu oddala się coraz bardziej - praca jest automatyzowana, warunki pracy uśmieciowiane, usługi publiczne obcinane, obciążenia podatkowe (PIT i VAT) relatywnie wysokie, koszty życia (czynsz, energia, jedzenia) uniemożliwają odkładanie na przyszłość, zabezpieczenie emerytalne jest coraz bardziej iluzoryczne. Jeśli startujesz jako człowiek niezamożny to prawdopodobnie takim zostaniesz do końca życia, przykro mi, ale system oferuje coraz mniej i coraz trudniejsze drogi do wskoczenia na wyższy poziom. A tutaj też jest presja - AI właśnie zbiera się do wycięcia z rynku podstawowych prac biurowych i inteligenckich (np. tłumacze, juniorskie stanowiska w korpie), w tym samym czasie upadające usługi publiczne pauperyzują masę urzędników i pracowników publicznych (np. nauczyciele, pocztowcy, kolejarze, pracownicy instytucji kultury). Drobne biznesy wycinają z rynku monopole (Żabki, sieci piekarni, markety) masowa produkcja taniego i guwnianego sprzętu odbiera chleb rzemieślnikom (znikają szewcy, krawce, serwisanci sprzętów RTV i AGD). Klasa średnia rozrywana jest na strzępy na naszych oczach - większość z nich już wkrótce zasili niezamożne masy społeczne, a tylko nieliczna grupa doszusuje bliżej w pobliże bogatych (wykwalifikowani specjaliści, kadra managerska, przedsiębiorcy, posiadacze mniejszych majątków generujących pasywny dochód).
I teraz nadchodzą wybory i masy ludzi codziennie bytujących pod presją, czujący na plecach oddech landlorda, wierzycieli lub AI, tacy którzy obawiają się restrukturyzacji ich firm, zamrożenia podwyżek, podwyżek cen kredytów, energii czy żywności, ludzie stojący w coraz dłuższych kolejkach do lekarzy, walczący o miejsce w publicznym złobku, tacy ludzie dostają do ręki kraty wyborcze.
Łatwo jest skierować gniew ludzi stojących w kolejce do lekarza czy walczących o miejsce w publicznym żłobku na imigrantów i Ukraińców z którymi konkurują o kurczące się usługi publiczne.
Łatwo jest skierować gniew ludzi ledwo wiążących koniec z końcem na Żydów sterujących gospodarką czy brukselskich urzędników nakładajacych bzdurne prawa podnoszące ceny prądu czy jedzenia.
Łatwo jest przekonać ludzi płacących wysoki podatek dochodowy i VAT od swoich marnych pensji, że państwo ich okrada i karze podatkami za pracę.
Łatwo jest wywołać nienawiść do kobiet wśród młodych mężczyzn, którzy z uwagi na swój status finansowy mają problemy z założeniem rodziny, kiedy kobiety mają większe możliwości wżenienia się w majątek, więc naturalnie poszukują lepiej usytuowanych partnerów (tak, środowisko redpillowe i wykopowi incele nie biorą się znikąd).
Nie dziwcie się więc wynikom wyborów kiedy liberałowie w rządzie obcałowują rączki Brzoskom tego krajo pierdolącym kocopoły o upadku etosu pracy, kiedy zakochani w pojedyńczych historiach sukcesu liberalni pismacy opowiadają farmazony o tym jak ciężką pracą ludzie się bogacą i chcieć to móc, kiedy dyżurni etycy zainstalowani na profesorskich stołkach grzmią o upadku moralnym pospólstwa ze swoich katedr niczym bóg starotestamentowy.
Nie dziwcie się, albowiem będzie tego tylko więcej i mocnej, im szybciej będą bogacić się giełdy, a zadłużać gospodarstwa domowe i rządy, im szybciej będą rosnąć dochody najbogatszych a dłużej stać w miejscu wynagrodzenia w relacji do całości PKB, im więcej będzie rosnąć efektywność, a kurczyć się zasób dóbr, które można nabyć za przeciętne wynagrodzenia, im szybciej będzie rosnąć majątek wąskich elit, a im bardziej będzie oddalać się perspektywa na dach nad głową, rodzinę i porządną edukację dla przeciętnych zjadaczy chleba.
Tak, to jest tak proste.
Dodaj komentarz