harcesz, (edited )
!deleted269 avatar

Dla przypomnienia początek rozmowy;

A kto jej zabroni i rozliczy z je[j] decyzji?

W poprawnie funkcjonującej demokracji parlamentarnej - niezależna władza sądownicza. Są miejsca na ziemi, gdzie to względnie działa. A jak nie działa to obywatele masowo wychodzą na ulice, wymusić stosowne zmiany. Doraźnie wydaje mi się to lepszą opcją, niż dobrowolnie uznawać czyjąś nieograniczoną władzę, bo wygrał/a jakieś wybory.

Czyli zasadniczo się zgadzamy. Nie wierzę, że system działa sam z siebie, albo że jest idealny i należy do niego dążyć i tam sprawy pozostawić. To w żadnym razie nie znaczy, że działa tak jak bym chciał, ale że obecnie już ogranicza wszechwładzę.
Tak jak rozumiem twoje doświadczenie tego, że przerabiałaś już rozczarowanie wyborcze, tak to co piszę oparte jest na ponad 20 latach obijania się o nieskuteczność założeń do których nawiązujesz, a które sam przez większość tego czasu też niemalże fanatycznie głosiłem. Nie kwestionuje twojego doświadczenia, kwestionuje niektóre z wniosków.

Gdzie jak rozumiem się różnimy, to w założeniu, że lepsze byłoby po prostu “pozbyć się władzy”. Nie uważam, że relacja siły znika wraz z zadeklarowaniem jej braku, tak jak kolektywy nie są niehierarchiczne albo wolne od przemocy, seksizmu etc dla tego, że tak się określają. Moja ograniczona widza z socjologii i psychologii sugeruje, że niezależnie od naszej woli jakaś relacja siły i władzy istnieje i prawdopodobnie istnieć będzie zawsze. Właśnie dla tego widzę potrzebę stałego (a więc w sensie socjologicznym instytucjonalnego) przeciwdziałania temu, lub równoważenia tych sił. Nie widzę jak inaczej, poza życzeniowym myśleniem, można zabezpieczyć interes jednostki wobec innej, silniejszej w wiedzy lub fizycznie, albo wobec grup/y. Podobnie jeśli chodzi o grupy ludzi, a żyjemy obecnie w otoczeniu 8 miliardów, które jednomyślne z pewnością nigdy nie będą. To, że nie nazywa się tego władzą, nie oznacza, że nawet mała ale skoordynowana grupa nie może narzucić swojej idei i kierunku działania grupie, wykluczając każdą osobę, która nie podporządkowuje się sztucznie narzuconej ‘jednomyślności’. Oglądałem ten proces powtarzający się przez lata w pewnym sławetnie bezprzemocowym kolektywie.

W ślad za Bookchinem i Ocalanem, oraz w pełni zgadzając się z tym co piszesz o stałym zagrożeniem przez władzę, czy dysproporcję sił widzę więc potrzebę stałego procesu zabezpieczania przed nią, edukacji i systemu zabezpieczeń wobec jej nadużywania i rozliczania jeśli to nastąpi. Systemu maksymalnie kontrolowanego przez demokratycznie samorządne społeczeństwo, ale też właśnie w imię możliwości kontrolowania - jasno określający jednostki mający większy wpływ na decyzje, tam gdzie one istnieją i pozwalający je rozliczać. A więc za decyzje np. w samorządzie odpowiadają współprzewodniczący, czy osoby koordynujące dany dział, lub działanie, a nie jakiś wódz, czy inny “szeregowy poseł”. Jednocześnie moje doświadczenie wskazuje, że ruch anarchistyczny jest do tego nie tylko niezdolny, ale nawet nie jest zainteresowany realnym eksplorowaniem tego, jak to można by to osiągnąć - głównie dla tego, że jest to sprzeczne z niektórymi dogmatami, na których się opiera.
Bez tego elementu nie odpowiada zresztą na jedne z podstawowych oczekiwań społeczeństw wobec systemów organizacji społecznej. Nie wystarczy do upadłego przypominać, że użycie wobec kogoś władzy jest złe. Ludzie chcą mieć pewność, że nikt nie będzie jej bezkarnie wobec nich używał.

  • Wszystkie
  • Subskrybowane
  • Moderowane
  • Ulubione
  • parlamentarna@szmer.info
  • Spoleczenstwo
  • rowery
  • esport
  • Pozytywnie
  • krakow
  • giereczkowo
  • Blogi
  • tech
  • niusy
  • sport
  • lieratura
  • Cyfryzacja
  • kino
  • muzyka
  • LGBTQIAP
  • opowiadania
  • slask
  • Psychologia
  • motoryzacja
  • turystyka
  • MiddleEast
  • fediversum
  • zebynieucieklo
  • test1
  • Archiwum
  • FromSilesiaToPolesia
  • NomadOffgrid
  • m0biTech
  • Wszystkie magazyny