Ciekawostka - istnieje sobie taki zespół Slytherin, który faktycznie porusza tematykę z uniwersum Harry'ego Pottera. Co prawda, niewiele słychać (to atmosferyczny black metal), ale nazwy utworów dużo mówią.
@thorcik Właśnie nigdy mnie Summoning nie kręcił, zresztą słuchając tego Slytherinu też mam ochotę go przewinąć. Nie jest to "moja" muzyka. Z atmosferycznego black metalu w sumie lubię tylko (ale za to bardzo) zespół Aara, aczkolwiek to trochę inna bajka i inne tempo. @muzykametalowa
Tak, jak ostatnio, po przesłuchaniu "nowej", ale też znanej mi muzyki, chciałem polecić lub zwrócić uwagę na trochę zespołów.
Djevel - norweski black metal (name more iconic duo), ale nie w tym drugofalowym stylu, tylko znacznie nowszym. Nie ma tutaj niczego nadzwyczajnego, ale może właśnie dlatego dobrze się tego słucha. Sprawdźcie np. "Kronet av en væpnet haand".
Sznur - niedawno wrzucałem screen z utworami w Spotify tej wałbrzychskiej kapeli. Dawno nie słyszałem niczego bardziej obrzydliwego tekstowo, wręcz naturalistycznego, ze szczególnym uwzględnieniem kobiecej anatomii i zdolności do porodu. Muzycznie jest to znośny black metal, chyba teraz powiedzielibyśmy "urban". Dziwne doświadczenie, ale da się słuchać.
Bloodbound - tym razem power metal ze Szwecji i to typowo w stylistyce fantasy - picie z bogami i takie tam. Słyszałem lepsze, ale nowa EP-ka (a teraz już płyta, bo wyszła wczoraj) jest naprawdę miła w odsłuchu.
Ondfødt - jeszcze raz wspomnę o Finach, bo posłuchałem ich poprzednich albumów i stwierdzam, że panowie mają jedną charakterystyczną cechę - zaczynają bardzo mocno, wręcz szalenie, ale gdy próbują uspokoić utwór... to zwyczajnie nudzi. I ten schemat powtarza się w wielu utworach. Tym niemniej, dobry black metal, choć nie zawsze jest to czysty black. Ale to tym lepiej.
Sorcier des Glaces i Cultus Profano - te dwa zespoły (pierwszy z Kanady, drugi z USA) blackmetalowe omówię razem, bo odbieram je tak samo - jako świetne tło muzyczne do różnych zadań. To trochę przypadek wcześniej omawianego Djevela, ale tutaj jest chyba "nudniej" i może dzięki temu dobrze wpada w ucho podczas pracy.
Disfear - szwedzki hardcore punk (podobno to gatunek d-beat - nie mam pojęcia, co to jest), czyli bardzo blisko osławionego "trzy akordy, darcie mordy". Aczkolwiek tych akordów jest ciut więcej, a panowie starają się, aby utwory były różnorodne. Z tego co widzę, to dość wiekowa kapela, ale być może niektórzy (jak ja) nie znają.
Blackbraid - tez pisałem o nich niedawno, a w końcu wydali drugi album. I jest on... nudny. Do pierwszego też podchodziłem dwa razy zanim mi się spodobał, a tutaj też są fajne momenty, ale widać, że twórca bardziej poszedłw w atmosferę i indiański klimat zamiast w tę muzyczną wściekłość za zmasakrowanie ich ludności. Ciekawostka - są tutaj też elementy stricte deathmetalowe (mimo że to nadal BM).