W tym tygodniu mało słuchałem, a jeszcze mniej mi się podobało. Ale przynajmniej zmieszczę się w jednym poście.
The Mist From The Mountains - podchodziłem trochę jak pies do jeża, ponieważ dwie rekomendacje bliskie temu zupełnie mi nie podpasowały. A tutaj, wbrew nazwie sugerującej atmosferyczną epikę, mamy rasowe BM z satysfakcjonującym wokalem i blastami. Owszem, czuć czasem tę podniosłość, ale jest ona zdecydowanie dodatkiem lub w formie przerwy między agresją lub średnimi tempami z melodiami, a nie 10-minutowym budowaniem atmosfery z fragmentem blastów. Polecam sprawdzić - ta fińska grupa wydała do tej pory tylko jeden album, ale mam nadzieję, że coś jeszcze urodzą. Mimo że innowacyjni nie są.
Aorlhac - ostatnio pisałem o tej francuskiej grupie, przesłuchałem jeszcze kilka płyt, no i... dla mnie nadzespół. Gdybym był Książulem, to powiedziałbym "muala", bo dawno nie słyszałem czegoś, co tak przyjemnie mi gra i stopniuje agresję. Nawet te utwory, które mnie nie "podrywają", nie są nudne. I może to też wada tej kapeli, że te wszystkie kawałki są bardzo do siebie podobne, ale jeśli są tak dobre, to dla mnie może tak być.
Darkthrone, album "Hate Them" - ostatnio m.in. tę płytę polecał @deep i rzeczywiście, to jedna z fajniejszych rzeczy, które słyszałem od norweskich legend. Niby to samo, co zawsze, niby podobne, ale jednak każdy utwór jest inny, ma nieco inny rytm i jest to lepiej nagrane niż to, z czym zwykle kojarzy się DT. Dobre, dobre.
Split Wormwitch oraz Sadistic Ritual - ja akurat przesłuchałem tylko ten pierwszy zespół, gdyż to ten słyszałem jakiś czas temu i chciałem miec na niego oko. Jest to black pomieszany z thrashem i crustem (ale nadal nie umiem zdefiniować crusta mimo Waszych prób, przykro mi). Szybkie, wysokie gitary, dobrze uwypuklony wokal. Po prostu jechanka, choć nie taka bezmyślna i z zakrętami.
Tymczasem niepostrzeżenie minęło 30 lat od wydania mojego ulubionego materiału Cathedral - "Statik Majik", zawierającego wspaniały blend nawiedzonego doomu, upalonego kosmosu i szczyptę funku xD Kocham. @muzykametalowa
Aj zamuliłem, że wczoraj nie kupiłem na sklepie Fallen Temple limitowanego d0 300 sztuk kolorowego winyla najnowszego albumu Blaze Of Perdition "Upharsin".
No ale zamówiłem w innym kolorze, limitowany do 500 sztuk + limitowany kolorowy winyl jazzowej polskiej grupy EABS "Reflections Of Purple Sun".
Zacne uzupełnienie kolekcji o dwie pozycje z tych trudniej dostępnych. Nie zapraszam do dyskusji ;) o lepszych i gorszych okresach tego zespołu, bo odkąd go poznałem, gdzieś między Icon a Draconian, jestem niereformowalnym fanem po całości. @muzykametalowa#paradiselost
@czach Zazdroszczę możliwości unikania... Ja nie mam kiedy jeździć i jeżdżę kiedy mogę. Dzisiaj np. wiedziałem, że mnie złapie, ale nie było innego wyjścia, jeśli chciałem wsiąść na rower...😭 @wariat@rower
Opis książki:
21 października 1966 roku nauczycielkę z Londynu wyrwało ze snu silne przeczucie, że wkrótce wydarzy się coś strasznego. Godzinę później w walijskim Aberfan doszło do tragedii – na górnicze miasteczko osunęła się część hałdy węglowej, zabijając ponad sto czterdzieści osób, w większości dzieci. Wśród lekarzy, którzy pojawili się na miejscu, był psychiatra John Barker.
To on – dla jednych szarlatan, dla innych innowator łączący naukowe podejście z otwartością na ezoterykę – wpadł na pomysł niecodziennego badania: postanowił zebrać świadectwa osób, które w jakiś sposób przeczuły tragedię. By je odnaleźć, założył we współpracy z dziennikiem „The Evening Standard” Biuro Przeczuć, które z czasem przekształciło się w bazę danych zawierającą sny i wizje, mające posłużyć jako ostrzeżenia.
Sam Knight brawurowo opisuje historię Barkera, jego współpracowników i podopiecznych – „żywych sejsmografów”, „ludzkich sensorów katastrof”. Biuro Przeczuć to również fascynująca opowieść o meandrach nauki i tajemnicza podróż do najbardziej niepokojących zakątków ludzkiego umysłu -
Sam Knight „Biuro przeczuć. Historia psychiatry, który chciał przewidzieć przyszłość” (The Premonitions Bureau), Wydawnictwo Czarne