Miałem zablokowany dostęp do tej strony na telefonie (nie jestem pewien dlaczego, ale w nietrudny sposób znalazłem opcje “odblokuj”), ale na komputerze mogłem wchodzić normalnie.
Jeżeli nie widzisz żadnych postów coś jest nie tak z twoją aplikacją/przeglądarką. Wejdź przez jakąś inną przeglądarkę. Chyba, że subskrybujesz z innego konta np. na serwerze mastodona, który wcześniej nie łączył się z tą społecznością - wtedy zobaczysz dopiero kolejne posty.
@dj1936, a czy Ty czasem nie masz tej społeczności zablokowanej? (Ikona użytkownika/awatara; u mnie prawy górny narożnik)/Ustawienia/Blokady/Zablokowane społeczności?
Okej, rozumiem Twoją pozycję, ale tam jest sporo też na temat szerszego świata - np. pamięci i tradycji historycznej. Ciekawi mnie, czy jest taki aspekt mówiący o ogóle społeczeństwa i jego (a przynajmniej znacznej części) proizraelskiej postawie. Dialog polsko-żydowski ma konkretne strony sporu, w dużej mierze proizraelskie, choć z różnych przyczyn. Tak mój nos mi podpowiada.
Oczywiście pamiętaj że jestem też wredna i złośliwa bo lubię wpieniać pewnego kolegę, który po minucie odpala się w tych wątkach. W rzeczywistości jak dla mnie nie ma nic złego w tym, żeby istniały dwa państwa, jeśli już muszą istnieć państwa. Po prostu szczerze wątpię, że jedno z tych państw kiedykolwiek się szczerze na to zgodzi i będzie szanować granice i autonomię drugiego, bo, welp, już historia pokazała że nie zamierza. Ale próbować warto. Kocham przegrane sprawy i jestem ich zagorzałą orędowniczką.
A czy w tym akurat tekście jest dużo więcej o tej pamięci i tradycji historycznej? Trudno mi powiedzieć.
Mnie interesuje, co inni myślą o polskich okopach wojny polsko-polskiej w temacie Zagłada a Polacy. W szczególności, jak to wpływa na ocenę wiadomych faktów na Południe od PL.
EDIT:
prawica: bolacy ratowali masowo Żydów antyprawica: bolacy uczestniczyli w niemiłych rzeczach w tym czasie … popieramy akcje państwa na Południu
Mam wrażenie, że spór w osi ‘Polacy pomagali masowo Żydom’ - ‘Polacy nie pomagali masowo Żydom’, jak wyklarował się przez ostatnie parędziesiąt lat w PL, stworzył podwaliny pod proizraelizm w mainstreamie z obu końcach tej osi (a środka jest bardzo mało).
Jedni lubią Izrael, bo lubią Żydów poza Polską, drudzy lubią Izrael, bo lubią Żydów. Ale też filosemityzm to taki antysemityzm, który przejawia się lubieniem Żydów (jak mawiał Edelman). W konsekwencji mamy dziwny klimat sojuszu prawicy z prawicą z liberałami z lewicą w ocenie konfliktu Izrael-Palestyna.
Ciekawi mnie, czy ktoś się odniósł do takich zjawisk kulturowych/pamięci jak w tym tekście w DE, tylko dla Polski. Bo jest co rozbierać na czynniki pierwsze. Tak myślę.
PS I tu wchodzę ja, cały na czarno xD - mało mam z kim trzymać. Hejtuję hamas i używanie czerwonych trójkątów na demach, ale też hejtuję postępowanie rządu Izraela.
Jedni lubią Izrael, bo lubią Żydów poza Polską, drudzy lubią Izrael, bo lubią Żydów
Jest jeszcze inna frakcja - “libertariańska”. Lubi Izrael jako manifestację neofaszystowskiej siły, choć uważa się za frakcję “wolnościową”. Żydzi jako tacy jej obojętni, bo wpisuje wszystko w logikę “wojny kulturowej z dzikim wschodem” no i po prostu jara się siłą, propagandowymi reklamówkami IDF, nosi Lwy Judei na profilówkach ŻEBY ORAĆ LEWAKÓW. W czasach przedwojennych protoplaści tej frakcji jarali się np. północnoamerykańskimi Indianami. W rzeczywistości myślę, że gdyby ich mocno poskrobać, to wyszłoby więcej antysemityzmu niż u Grzesia Brauna. Więc tak, Edelman ma jakąś rację.
Zresztą często widać to w postawach polskiej chadeckiej prawicy. Jestem z Łodzi i nigdy nie było w jej historii tyle rzekomego filosemityzmu co w czasach rządów Kropiwnickiego, dawnego ZChN-owca. Nie tylko jeździł do Tel Awiwu praktycznie co miesiąc, strzelał sobie fotki z chasydami i zaiwaniał w jarmułkach, ale na dodatek wyssał pieniądze dosłownie ze wszystkich inicjatyw kulturalnych w mieście, by wpompować je w obchody kolejnych rocznic likwidacji Litzmannstadt Getto. Nie żeby to nie była rocznica istotna, ale serio był moment że wokół tej części pamięci historycznej orientowało się całe życie kulturalne Łodzi. Zawsze byłam podejrzliwa wobec tak rozrośniętej i absurdalnej pokazówki, i ofc miałam rację, bo Kropiwnicki nie tylko nie zabierał nigdy głosu w sprawie autentycznych antysemickich wybryków w mieście (z czasów kiedy jeszcze bywały tu izraelskie wycieczki), to w sumie okazało się, że celem całej tej agendy było sprowadzenie do Łodzi bogatych lewantyńskich inwestorów i wszystkie te wiernopoddańcze gesty do których zmuszał swoich urzędników (słynne “gdzie masz chuju czapkę” - kmwtw) były gestem z jednej strony autokolonialnym, a z drugiej przesyconym przekonaniem, że słynny Żyd z obrazka dosłownie zstąpi na Ziemię Łódzką i wytrząśnie hajs z sakiewki.
I tak to poniekąd wygląda w sferze politycznej, gdzie sami parlamentarzyści wręcz urządzają zawody w miłości do Żydów, podczas gdy ich elektoraty myślą… różnie. Ale jako że Żydzi w Polsce to gatunek praktycznie na wymarciu i nie jest to grupa która na serio liczy się jakoś w dyskursie, to poniekąd mam wrażenie że tak, że w polskiej polityce panuje obecnie serio przekonanie “nie bij Żyda, Żyd się przyda”. Zwłaszcza że dziś istnieją inne kozły ofiarne, na które można zrzucać winę za problemy społeczne. Zawsze przypomina mi się wtedy Dmowski z tym swoim wzniosłym pieprzeniem że “Polska bez Żydów byłaby jak zupa bez pieprzu - bez smaku”. Kiedy słucham takich głupot to serio mam ochotę przyklasnąć naszemu rabinowi, który powiedział mi wprost że Żydzi to nie jest zupa pomidorowa żeby ich lubić albo nie. I że w ogóle nie powinno się orientować jakiejkolwiek działalności politycznej na “lubieniu” albo “nielubieniu” kogoś tylko ze względu na jego przynależność narodową/etniczną/religijną/niepotrzebne skreślić.
Może więc nie jest to w ogóle najlepsza optyka do paczania na dyskurs. Zwłaszcza na lewicę, jakkolwiek ją zwał. Ja ciągle upieram się przy swoim stanowisku, potwierdzonym jak mi się wydaje obserwacjami, że antysemityzm nie jest rzeczą na lewicy, może właśnie dlatego, że nie ma na niej też tego osobliwego fałszywego filosemityzmu opisanego powyżej na przykładzie mojego podwórka. Pozostając w Łodzi można powiedzieć wręcz, że lokalnie mamy tu całkiem niezłą sytuację w tej sprawie: tutejsze pięknoduchy z NGOsów i ludzie ze środowiska umownie lewackiego (wśród których jest w sumie sporo ludzi o semickich korzeniach) są raczej hehe sceptyczni co do Izraela, interesują się kulturą żydowską jako częścią dawnego wielokulturowego pejzażu miasta, gardłują w obronie zabytków nie dzieląc je na narodowości i co roku wpinają sobie te żonkile w ciuchy na pamiątkę tragedii powstania w getcie stołecznym, bo akcję spopularyzowało Centrum Dialogu im. Edelmana właśnie. Samo Centrum też jest przykładem bardzo zdrowej instytucji, bo jest tam miejsce dla całego spektrum poglądów i doświadczeń. Nie traktuje się tam Łodzi jako skansenu z przełomu XIX i XX wieku, lecz w jakiś sposób podnosi się kwestie związane także ze współczesnymi mniejszościami etnicznymi w mieście, z aktualnymi wyzwaniami wielokulturowości i nie tylko. I chociaż każdy wie że Centrum powstało niejako dzięki naprawdę bogatej współpracy z izraelskimi instytucjami takimi jak Yad Vashem, to wciąż jest to Centrum Dialogu a nie ośrodek propagandowy podszyty fałszem o którym wspominasz.
Ciągle mamy tu obchody likwidacji getta, ale nie zapomina się też np. o obozie dla polskich dzieci przy Przemysłowej, albo o “małym getcie” dla Romów i Sinti, którzy z różnych kulturowych względów nie kultywują w ogóle pamięci o Holokauście. Co roku pojawia się taka jedna stara Romka, którą ja bym zrobiła już gościem honorowym, bo jest praktycznie jedyną osobą ze swojej społeczności którą te obchody jakkolwiek… obchodzą. Pięknoduchy zrobiły też co prawda kiedyś akcję Tęsknię za tobą, Żydzie, ale to bardziej taki łabędzi śpiew jakiejś nostalgii za miastem i krajem który nie był skrajnie homogeniczny etnicznie. No i to jednak były tylko wlepki i szablony na ulicach. No i tak czy owak łatwiej to było sprzedać niż tęsknotę za Niemcem… ostatecznie wiesz, tu był Kraj Warty, tutaj działy się rzeczy przerażające.
Nie wiem więc czy moja perspektywa i opowieść z lotu ptaka z perspektywy największej wsi w Polsce to jakiś wartościowy insight, ale może próbuję powiedzieć coś w rodzaju: “nawet jeśli nie ma podobnych tekstów, to można by je napisać w oparciu o różne już wyrażone głośno postawy”.
Problem jest też taki, że tu nie Niemcy. Polska ma pozycję szczególną, przez postpamięciowe doświadczenia różnych małych Zagład. Sam zauważasz zresztą że jest tu przez to podejście trochę schizofreniczne: skrzydło liberałów z Gazety Wyborczej dwoiło się i troiło, żeby udowodnić Polakom, że byli praktycznie ochoczymi podwykonawcami Zagłady, a na kontrze środowiska “ipeenowskie” promowały kiczowate hagiografie różnych Sendlerowych i Ulmów. Zupełnie jakby myślenie w kategoriach zbiorowych było głupie, co nie? Zwłaszcza że na tym obustronnym wzmożeniu korzystają takie osobliwe gnidy jak Ziemkiewicz czy Zychowicz, którzy pozując na “znawców tematyki żydowskiej” plotą kocopoły i skręcają w kierunku Bublowego bajdurzenia o “judeorealizmie”.
Nie mam chyba dobrych odpowiedzi na twoje pytania. Ale mam anegdoty. Pracując w tzw turystyce w Łodzi miałam przesadnie dużą styczność z Niemcami. Takimi “zwykłymi” Hansami, co to przyjechali pozwiedzać, rzadziej z tymi ą ę wykształconymi i uświadomionymi społecznie akademikami (chociaż zdarzali się, ale poziom ich odklejki to temat na inną rozmowę). Z rozmów z nimi dało się wywnioskować np., że w Niemczech panuje osobliwy fetysz na swojego rodzaju pielgrzymki do miejsc zagłady, ale właśnie tylko tych związanych z tragedią Żydów. Można to pomylić z pielgrzymkami pokutnymi, ale kiedyś szarpnęłam za język takiego bardziej zlewicowanego ynetygenta korzystając z mojej kulawej znajomości jego ojczystego języka, i wzięłam go pod włos, żeby mi trochę to wyjaśnił. I powiedział ostrożnie, że to kolejna odsłona niemieckiej hipokryzji. Że on sobie nie przypomina, żeby w Niemczech miała kiedyś miejsce tak ostra i burzliwa dyskusja rozliczeniowa, jaką obserwuje się np. w Polsce i jaką opisałam wyżej. Że on sobie nie przypomina, żeby niemiecką opinią publiczną targnął kiedyś jakiś wielki zbiorowy wyrzut sumienia. Raczej “każdy myślał sobie swoje”, ale publicznie nie wypadało już mówić nic innego. W odróżnieniu od Austriaków, którzy nawet po wojnie wywieszali w domach insygnia wiadome, przeciętny Niemiec dostał sygnał w rodzaju “przedobrzyliście panocku, i tera lepiej się pilnujcie, bo będą wam to wyciągać”. Mój rozmówca stwierdził, że Niemcy którzy żyli wtedy uznali po prostu, że należy się zachowywać, jakby nic się nie stało, postawić pomniki i nagrobki komu trzeba, zadbać żeby była raczej demokracja niż hitleryzm i nie robić z tego wielkiej histerii. Ponoć wielu wtedy bało się po prostu, że “światowe żydostwo” przyjdzie “po swoje” i zemści się za wszystkie krzywdy, więc na wszelki wypadek lepiej oddać cesarzowi co cesarskie. To może tylko czyjaś subiektywna opinia, ale faktycznie coś mi się w tym zgadzało.
Bo wiesz, ja byłam troszkę czasem wkurzona. W sensie, Wermacht do spółki z SS zaorał praktycznie do szczętu całą materialną kulturę żydowską w Łodzi, nie mamy nawet ruin dawnych okazałych synagog które pięły się kiedyś na ulicach miasta. Nie mamy tez żadnych “pozostałości po getcie”, żadnej infrastruktury która powstała specjalnie z myślą o nim, bo getto wykrojono z najbiedniejszego i najbardziej zapyziałego fragmentu miasta, otoczono tylko drewnianymi palisadami i wyburzono tylko bufor, żeby było widać każdego, kto próbuje uciec na stronę aryjską. W porównaniu do innych gett w Polsce, getto w Łodzi dawało mieszkańcom największą szansę na przeżycie, bo tutaj skupiały się biznesy nazistowskich notabli, którzy wręcz lobbowali u Fuhrera, żeby nie likwidować tego przybytku za wcześnie, bo jest zbytek na towary tu produkowane. Nie wspominając już o skrajnie kontrowersyjnej postaci Chaima Rumkowskiego, który rządził Judenratem żelazną ręką i był praktycznie dyktatorem tego miejsca, złośliwie nazywanym “królem”.
No i przyjeżdża taki Niemiec, do miasta ciekawego, na którym odcisnęło się wiele piętn, i od razu wypala że ON CHCE OBEJRZEĆ GETTO. I nie trafia tłumaczenie że będzie rozczarowany, że to będzie taka książkowa opowieść, że no stoją kamienice w których była kiedyś instytucja X czy Y, ale ogólnie to będzie trudno to sobie nawet wyobrazić. Że lepiej zobaczyć zdjęcia, poza tym na Bałutach w tych okolicach to w mordę można dostać za twarz, za Łódź i za ŁKS. Ale no chce to dostaje, i wyjeżdża z informacją że MA JUŻ AŁSZWIC ZABUKOWANE I JESZCZE CHEŁMNO NAD NEREM BY ZALICZYŁ BO BLISKO. Dla mnie to klasyczny dark tourism, nic więcej. Eskapizm, virtue signalling.
Ja z esperanto zetknąłem się wiele wiele lat temu będąc harcerzem (z tego co pamiętam trochę esperantystów w ruchu skautowym czy ZHP zawsze było). Próbowałem nawet trochę się uczyć, ale niestety do teraz sam nie umiem się uczyć języków, więc gdzieś to umarło.
Subkultura esperantystów jest na pewno ciekawa (nie wiem jak teraz to wygląda z goszczeniem się po domach etc.), ale niestety nie sądzę - mimo sentymentu i jakiejś sympatii - by kiedykolwiek wyszło to poza niszę. Fajnie jednak, że są nadal młodzi ludzie, którzy się tematem interesują.
Ahh, kojarzę drużynę harcerską imienia Zamenhofa (twórcy Esperanto), ale nie wiedziałem, że to szersze zjawisko wśród skautów.
Na społeczność o Esperanto wrzuciłem film z 2022 roku (szmer.info/post/5433392), w którym autor podróżuje po Europie korzystając wyłącznie z gościnności innych esperantystów, więc wygląda na to, że przynajmniej niektórzy i niektóre dalej kultywują tę tradycję ;)
Niestety masz prawdopodobnie rację - w mediach języka esperanto jest niewiele, co nie daje szansy na jego rozpowszechnienie. Bywają jednak takie momenty, jak na przykład dodanie esperanto do aplikacji Duolingo (do nauki języków) - wtedy można było obserwować ogromny globalny wzrost zainteresowania. W niedługim czasie aż milion osób zaczęło się go uczyć. Ale ja na tę kwestię upowszechnienia języka patrzę inaczej - jasne, cały świat mówiący w esperanto jest niemożliwością, ale moim zdaniem język ten już spełnia swój cel! A celem jest pokój między ludźmi, przeciwdziałanie stereotypom i szowinistycznym zapędom - nawet jeśli mówimy o małych grupach, a nie o populacji całej Ziemi. Mam tu na myśli chociażby takie sytuacje, w których łączy osoby pochodzenia arabskiego i żydowskiego - news.bbc.co.uk/2/hi/middle_east/8159082.stm
Ja w sumie z sentymentu przez tą nitkę zainstalowałem sobie Duolingo by chociaż trochę sobie popatrzeć na język. Tak więc udało Ci się chociaż kogoś na szmerze zachęcić. Pozdrawiam serdecznie.
Ja jak na razie bardzo ograniczone mam doświadczenia xD
Na pewno warto mieć dobry mikrofon. Nie ma co najpierw nagrywać na szicie a potem “się zobaczy”. Spokojnie można taki kupić już za dwie stówy, a nawet za stówę (ja mam DNA, jakoś spoko daje radę, ale Marantz Pro jest np trochę tylko droższy a dźwięk petarda). Warto obejrzeć testy mikrofonów na YT, posłuchać dźwięku. Ja najpierw nagrywałam gównianym krawatowym, ale to był głupi pomysł. Przy dobrym mikrofonie pojemnościowym nie trzeba specjalnego mumbo-jumbo z wytłumianiem pomieszczenia itp, dopóki nie nagrywasz wokalu.
Pilnować żeby ew. podkład muzyczny nie był objęty prawami autorskimi, albo zrobić swój. Ale wielu podkasterów w ogóle podkładów nie używa. Za to wszelkie CC-3.0 itp mogą nie zdać egzaminu jeśli wrzucasz rzecz na jutub, bo jutub ma swoje zasady i gwiżdże na licencje.
Audacity twoim przyjacielem do montażu - łatwe, przyjemne, nie boli. Szybko nauczysz się rozpoznawać pattern swojego mówienia na wizualizacji - gdzie są cmoknięcia do wywalenia, gdzie nagle podbijasz ton, itp. Jest też funkcja monitora - zawsze włączaj, będziesz widzieć czy nie przesadzasz z głośnością na bieżąco. To ważne zwłaszcza jeśli zapraszasz gości, którzy nagrywają się jakimś innym sprzętem, a potem trzeba np. oczyścić nagranie z szumów, wyrównać głośność itp. Audacity ma kilka funkcji które robią to w bardzo prosty sposób, a jak nie wiesz jak coś zrobić, są naprawdę dobre tutoriale.
Wierzę, że konieczne są małe zmiany i walka o nie na froncie także parlamentarnym. Niestety, to jak to wygląda obecnie choćby w PL jest zbyt smutne nawet dla mnie :(
Sorry, jeśli było to triggerujące pytanie – been there, tried that, attaching solidarity. Myślę, że można założyć, iż jest nas w takim razie co najmniej trzech tutaj na tej instancji Fediverse’u, którzy moglibyśmy się (warunkowo?) zidentyfikować z politykami wybieralnymi, nawet większościowymi, o ile te służyłyby Wyższemu Dobru, np. Postępowi Cywilizacyjnemu. Aktualnie komentatorzy raczej nie widzą perspektyw na depolaryzację społeczną w Bolandzie, która mogłaby wypromować np. Polityki Opiekuńcze, Welfare State, cokolwiek Kooperatywnego – bardziej Intelektualnego niż emocjonalnego. Za swego życia dostrzegłem, co oznacza inżynieria społeczna oddziałująca na całe pokolenia – Myśl Lewicową zmarginalizowano, dominuje liberalizm (gospodarczy z koncesjami dla obyczajowego), konserwatyzm (w odsłonie internacjonalistycznej oraz narodowo-bogoojczyźniaznej) – te są nazywane “zdrowym rozsądkiem” przez większość populacji, “Bolanda PO (A)” i “PiS (B)” – potem nic, później mniejszości (w tym Lewice, różnie posytuowane na osi Idealizm-pragmatyzm), na końcu “fringe politics”, raczej bez “zdolności wyborczej”, w tym my tutaj, Ideowx Lewicowcx, czy np. Nierynkowx Wolnościowcx (jak niżej podpisany) – opozycja pozaparlamentarna.
Spotkane na Szmerze drogi/paradygmaty demokratyczne, chronologicznie:
[w tym zdjęciu chodzi o to, że na wykład Baumana przyszło kilkudziesięciu kibiców Śląska Wrocław i działaczy Narodowego Odrodzenia Polski i aktywnie uniemożliwiało przeprowadzenie wykładu, przez co wstąpili do sali antyterroryści]
Od mniej więcej tego czasu (wg mnie konkretnie od 11.11.2012) naziści i nacjonaliści we Wrocławiu zaczęli słabnąć.
Ten okres to był moim zdaniem szczyt ich aktywności i siły na różnych frontach.-
Może po prostu “socjaldemokracja”, by ludzie wierzący w tę szkodliwą ideę mogli trafić w miejsce, gdzie będą mogli spojrzeć na nią z innej perspektywy.
zapytajszmer
Gorące
Magazyn ze zdalnego serwera może być niekompletny. Zobacz więcej na oryginalnej instancji.