Jeszcze jedna dziedzina nauki odkrywa swój sposób na rozpoznanie autyzmu, co pewnie nie zmieni faktu, że lekarze są w tym rozpoznawaniu gorsi niż dzieci w przedszkolu.
Prawda, choć nie tylko o autyzm/neuroróżnorodność biega, lecz ogólnie o uznanie różnorodności geno- i fenotypowej – i neurologicznej, kognitywnej, behawioralnej, i prosto fizjologicznej. Np. OP od dziecka był tzw. nightly, lunar punkiem – funkcjonowałem około zmierzchu – a niech se to będzie anomalia działania szyszynki, whatever – tj. żeby wstać na rano do szkoły, to musiałem zarwać nockę, a po powrocie to odsypiać; często chodziłem jako zombie, a miałem znajomych, którzy wręcz musieli zażywać amfetaminę, aby cokolwiek za dnia załatwić. Ot, arbitralność – spadek po Rewolucji Przemysłowej, etatowa praca zmianowa w ustalonych godzinach: inv.nadeko.net/watch?v=ksoq50iYzc8 ,
też do obalenia – pomaga w tym “uberyzacja” relacji międzyludzkich oraz nowe metody badawcze, mapowanie ekstremalnie wielowymiarowe, jak AI/ML: aioai.pl/ai-w-psychologii-jak-polski-startup-mind… .
Oczywiście, że to alienuje społecznie, kiedy większość populacji bezkrytycznie “łyka” te wartościowania – co z czasem uczy gardzić ludzką głupotą, a jest to, niestety, początek drogi do zgorzknienia i samoalienacji, tj. tzw. “samospełniająca się wróżba”. Wysyłam soli.
Prawda, choć nie tylko o autyzm/neuroróżnorodność biega, lecz ogólnie o uznanie różnorodności geno- i fenotypowej – i neurologicznej, kognitywnej, behawioralnej, i prosto fizjologicznej.
Do tego właśnie piję, ale z trochę innej strony. Wspólne cechy fizjologiczne ASD/ADHD są w moim doświadczeniu kryminalnie ignorowane przez lekarzy i naukowców. Wszyscy operują w swoich niszach i nikt nie ma holistycznego obrazu przez co nawet uznanie tych rzeczy za fakt naukowy niewiele zmienia.
Sam jestem po formalnej diagnozie ASD, a lampka zapaliła mi się dopiero po ciężkich problemach mięśniowo-szkieletowych. Kiedy poczytałem o tym z jakimi problemami zdrowotnymi wiąże się ASD i ogólnie luźne stawy (które wyglądają na bardzo skorelowane z neuroróżnorodnością) nie sposób było nie być wściekłym, bo część rzeczy można było przynajmniej opóźnić.
Młodszym osobom w rodzinie dałem znać czego się wywiedziałem - jedna była już po diagnozie ASD, ale dostała od swojego rodzinnego jeszcze łatkę EDS (plus skierowanie do genetyka, bo może być paskudniejszy wariant). Ja po swoich przygodach się poddałem, bo za swojego życia prędzej doczekam się klasyfikacji jako element niepożądany niż tego, że statystyczny lekarz będzie operować na czym innym niż neurozwykłe stereotypy.
Dodaj komentarz