Wyobraź sobie: student filozofii z libertariańską żyłką, który postanawia stworzyć wolny rynek... w najciemniejszym zaułku internetu. Bez podatków, bez cenzury, za to z kokainą i karabinami. Brzmi jak scenariusz z HBO? To właśnie „Król darknetu”.
Nick Bilton w tej książce nie pisze suchych faktów – on je rozrzuca jak konfetti. Śledzimy losy Rossa Ulbrichta, twórcy Silk Road – internetowego targowiska działającego w sieci Tor, gdzie można było kupić wszystko, czego nie znajdziesz w Allegro (chyba że źle wpiszesz hasło). Ross, pod pseudonimem Dread Pirate Roberts, był cyfrowym rewolucjonistą – albo naiwnym idealistą, który przeliczył się w starciu z systemem. Albo jednym i drugim.
Bilton z reporterską swadą i pazurem thrillera opisuje nie tylko narodziny cyfrowego podziemia, ale też błędy ludzi, którzy próbowali je kontrolować – i tych, którzy próbowali je rozbić. Agenci, którzy sami zaczęli kraść Bitcoiny, urzędnicy, którzy nie wiedzieli, co to Tor, i Ross, który wpadł, bo... był zbyt ostentacyjnie sprytny.
To książka o internecie, władzy, wolności i bardzo złych decyzjach. Nie trzeba być informatykiem – wystarczy lubić dobrą intrygę i bohaterów, którzy są jednocześnie genialni i tragicznie nieostrożni.
„Król darknetu” to opowieść o epoce, która wciąż trwa – i przestroga, że w internecie nic nie ginie. Nawet Twoje marzenia o byciu cyfrowym Robin Hoodem.
Dodaj komentarz