Skończyłem dziś „Listopadowe porzeczki“ Andrusa Kivirähka.
Pora roku trochę nie pasuje na czytanie, bo akcja dzieje się w listopadzie, ale i tak zostałem wciągnięty od pierwszych stron.
Wspaniała książka, śmiałem się przy niej wielokrotnie, ale na koniec zostawiła mnie w smutku i zadumie.
Estoński folklor, nieszczęśliwa miłość, walki z upiorami, bieda zakorzeniona tak gołęboko, że skarby stają się bezużyteczne, chciwość prowadząca do zguby, duma narodowa wypaczona na różne sposoby i sposoby na oszukanie diabła. Zaskakująco dużo dosadnie pokazanych problemów w książce, którą czyta się tak lekko... #polecam#ksiazki@ksiazki