To co opisałaś to wizja jakiegoś Elysium, które miałoby być szalupą ratunkową. Mi chodziło raczej o to, że większa ochrona przed wymarciem byłaby raczej efektem ubocznym posiadania kolonii pozaziemskich, których cele były by różne.
Oczywiście że nie ma sensu budować kolonii ratunkowej dla samego istnienia kolonii ratunkowej. Są jednak inne plusy, z których najbardziej przekonujące jest na pewno górnictwo kosmiczne (tak wiem że wizja kolonizowania nowego terytorium by zbierać jego surowce śmierdzi na kilometr), nie mówiąc już o abstrakcyjnych z dzisiejszej perspektywy możliwościach rozwoju nauki i naszego zrozumienia wszechświata.
Co do problemu z naszą planetą, to myślę że jedno nie może wykluczać drugiego. Musimy dbać aktywnie o naszą planetę i stworzyć tu możliwie najtrwalszy i zrównoważony habitat, jednak nie widzę powodu by nie eksplorować dalej. Jeżeli wychodzimy z założenia, że można ulepszyć społeczeństwa na Ziemi na tyle by zapanowała jako taka równość i dobrobyt, to chyba można też założyć że nauczymy się eksplorować i odkrywać kosmos bez zaprowadzania charakterystycznej dla nas destrukcji.
Co do barier fizjologicznych. Nie wiemy czego nie wiemy. Nawet jeżeli teraz dłuższe funkcjonowanie w przestrzeni jest trudne/niemożliwe, to nie znaczy że w przyszłości nie opanujemy technologii (np. modyfikacji genetycznych), która na to pozwoli.
Co do życia zależnego od kaprysów technologii, to w mniejszym lub większym stopniu jesteśmy od nich zależni od początku cywilizacji. O ile dostęp i kontrola nad nią będą powszechne, to nie widzę problemu by zaryzykować.