„ W 1975 r. około 90 proc. islandzkich pracownic rozpoczęło strajk, który miał dowieść znaczenia kobiet dla gospodarki. Skłonił on parlament do przyjęcia w następnym roku ustawy o równości wynagrodzeń”.
Strajk to jedna z najlepszych broni osób pracujących.
Szkoda że w naszej cudownej neoliberalnej gospodarce nie pokazuje się takich krajów jako wzorów.
No ale to by zburzyło całą tą libkową propagandę o tym jak to najbogatsi ludzie są najbardziej wartościowi, wolność powinna wynikać ze stanu posiadania, i to że pracując ponad siły dla swojego pana zostanie się milionerem.
Popieram pytanie obywatelle - skoro organizatorzy panelu nie wykazali się zbyt i dali mu platformę, to na nas spada imperatyw nie promowania tej platformy
@tomasz Autor bloga zarzuca mediom nierzetelność a wygląda na to, że sam przespał lekcje matematyki:
"Tymczasem w systemie dzielenia mandatów metodą d’Hondta NIE ISTNIEJE żadna premia dla zwycięzcy. Jeśli jakikolwiek ekspert albo dziennikarz/dziennikarka zajmujący się polityką twierdzi inaczej, to jego wiarygodność w tematach politycznych jest zerowa. "
Gdyby cała Polska była jednym wielkim okręgiem wyborczym w którym jest 460 mandatów to byłaby to (prawie) prawda. Ale ponieważ mamy wiele okręgów (od 7 do 20 mandatów w każdym) i algorytm podziału działa osobny w każdym, to jest tzw. gówno prawda. Którą obnaża każde przeliczenie/porównanie w okręgach tej samej liczby głosów oddanych na komitety osobno albo jako jeden połączony. I to również jest powód tego, że wygrywając wybory liczbą głosów (rozproszonych pomiędzy małe ugrupowania) można je przegrać po przeliczeniu na mandaty. Dokładnie tak jak ma to miejsce w obecnym sejmie. I dokładnie tak jak się na to zanosi wg "nierzetelnego" (zdaniem autora...) sondażu. A dlaczego konfederacji tak przybywa w wariancie jednej listy opozycji ? No właśnie dlatego, że sporo "myślących inaczej" NIE zagłosuje wtedy na te listę bo ktoś (np autor tego bloga) im wmówił, że ich głos oddany na kandydata np lewicy z takiej listy to "głos oddany na PO" albo "głos oddany na PSL". I w drugą stronę tak samo: wyborcy PSL czy Hołowni nie wybaczą sobie, że ich głos "się zmarnuje" na lewicę albo PO. Paradoksalnie - w skali pojedynczego okręgu wyborczego - tak może być, ale w skali całego kraju te przepływy się wzajemnie znoszą a wynik się powiększa o premię d’Hondta. I zakładając, że tyle samo ludzi zagłosowałoby na tych samych kandydatów z tych samych ugrupowań NIE MA takiej opcji, żeby poszczególne ugrupowania straciły na ogólnej liczbie mandatów w takim układzie. Pod warunkiem, powtórzmy, że tyle samo ludzi...
BTW jak to się stało, że w wyborach do senatu, gdzie naprzeciw pisu był/a tylko jeden/jedna kandydat/kandydatka ludzie jakoś pokonali swój ból dupy i na nich zagłosowali nawet jeśli nie byli "z ich bajki" ?
Pozwolę sobie przekleić swój komentarz z innego konta:
Zastanawia mnie, że wszyscy to pomijają w swoich rozważaniach. Co z tego, że partia ogólnopolnie zdobędzie 5%, jak w kilku okręgach te 5% z powodu małej ilości mandatów nie pozwoli jej politykom wejść do sejmu.
Przykład dla nieuświadomionych:
Jest łącznie 1500 głosów. Komitety A, B, C, zdobywają kolejno 720, 705, 75 (czyli te magiczne 5%) głosów. W okręgu jest 8 mandatów. Wg D’Hondta osiem mandatów rozdzielane jest ten sposób:
O zaspokojenie potrzeb wszystkich ludzi, bo dopiero wówczas można mówić o dobrym społeczeństwie. Jeśli uznamy, że celem gospodarowania jest zapewnienie dobrostanu wszystkim ludziom na poziomie, którego minimum określają podstawowe potrzeby, a jednocześnie wiemy, że istnieją granice wydolności ekosystemu, w którym gospodarujemy, to mamy zarysowane pole manewru. Kraje rozwijające się muszą realizować politykę wzrostową, w Afryce trzeba zbudować drogi i już samo to będzie generować skok PKB. Ale w krajach rozwiniętych nie jest to konieczne. Naszym celem nie powinien być wzrost sam dla siebie, tylko dobre życie. I pozostaje pytanie, jak je zdefiniować i jak to osiągnąć. Czy niezbędna do dobrego życia jest możliwość latania na festiwale muzyczne i filmowe co tydzień samolotem? A może raczej dobre usługi społeczne i życie bez strachu?>
Załamuje mnie to, że dopiero teraz taka oczywistość zaczyna być w ogóle brana pod uwagę.
Podbijam. Sam oscyluje chyba w okolicach socdemu, ale z mojego doświadczenia jak ma taką możliwość, to sam chętnie daje przestrzeń bardziej ‘radykalnym’ perspektywom. Zdarzało mi się występować z jego zaproszenia na salonie polityki czy w innych dziwnych miejscach.
Liberalizm dążący do demontażu osłon społecznych/welfare state to odsłona darwinizmu, tak jak i faszyzm czy nazizm, które dodatkowo cechują się autorytaryzmem, co na wewnętrzny użytek niuansują korporacjonizmem i wspólnotowością. Każde z powyższych dopuszcza filantropię, czyli formę uznaniowej pomocy/redystrybucji/klientelizmu w wyniku akumulacji zasobów/kapitału. Wspólny mianownik: arbitralność.
Dlatego tak nachalnie wciskane kampanie charytatywne, przerzucające na obywatela niesienie pomocy, którą powinno zajmować się państwo. A w miarę liberalnej/faszystowskiej retoryki społeczeństwo chyba nie staje się bardziej altruistyczne.
Gdzieś tam istnieje punkt przegięcia – można “darwinizować” tak długo, aż ludzie nie staną się kanibalami (Hołodomor na Ukrainie, oblężenie Leningradu) albo zbrodniarzami (Tutsi i Hutu w Rwandzie), gdyż np. uwierzą, że klęska żywiołowa jest nieusuwalną siłą wyższą – albo też po drodze wybucha opór, gdyż każdy widzi, iż te realia wcale nieusuwalne, obiektywne nie są. To tym bardziej prawdopodobne, czym wyższą świadomość i zdolność racjonalnego myślenia populacja zachowała.
Dosłownie jeden akapit o tym, dlaczego ludzie masowo uciekają z Tunezji.
Pierdylion akapitów o tym, co to znaczy dla Włoch, Francji, Niemiec, kto komu zamknie granice i kto komu winien jakie rzeczy, i czy imigranci nas zaleją czy nie.
Jak ma być kurwa dobrze, skoro nie zachęca się ludzi do minimalnego zrozumienia PRZYCZYN.
Tymczasem od dwóch lat w Tunezji panuje potworna recesja, w 2018 miał miejsce zamach stanu który nijak nie poprawił sytuacji, wręcz przeciwnie, pogorszył ją. Rasistowska polityka rządu nawołuje do dyskryminacji migrantów i uchodźców z “czarnych” części Afryki, co oczywiście jest jedynie próbą politycznego przykrycia skutków kryzysu gospodarczego (np. mówi cynicznie, że za niskie wskaźniki odpowiedzialni są właśnie przybysze). Pieniądz jest w tej chwili tańszy od śmieci, bo mimo nominalnej inflacji na poziomie 10% mamy prawie 40% bezrobocia i chujową siłę nabywczą przy jednoczesnym przeciążeniu gospodarki przez rządowe programy pomocowe zasilane z IMF, które nie są w stanie trafić do potrzebujących, bo zatrzymują się gdzieś w próżni . Ludzie nie są w stanie za te pieniądze kupić jedzenia, bo często po prostu go nie ma - krajowa produkcja nie nadąża, a Tunezja była przed wojną w Ukrainie jednym z większych importerów zboża. Mamy więc srogie transfery socjalne, które są de facto nic nie warte, bo i tak wystajesz na rynku i krzyczysz desperacko żeby ktoś zapłacił ci dinara za posprzątanie pokoju, albo jeszcze lepiej - żeby podzielił się żarciem.
O tym, co dzieje się w Libii po ostatnich dramatycznych powodziach, nawet wspominać nie warto.
No rzadowi w Tunezji juz chyba mocno wjechalo “great replacement”, co jest absurdalne biorac pod uwage, ze 10% ich populacji jest czarnoskora.
Wyborcza pisala troche o Tunezji w tym roku, wiec nie zwrocilam uwagi, pewnie nie kazdy artykul bedzie glebiej to analizowal. Tu troche wiecej o rasizmie wyborcza.pl/7,75399,29559225,tunezja-fala-przemoc…
Tak, ale w kontekście uchodźczym nigdy nie wspomina się za bardzo o tym, przed czym ci uchodźcy właściwie uciekają. Akurat nacjonalizm i suprematyzm jako zasłona dymna kryzysów wewnętrznych to nic nowego. Natomiast recesja jest tam od co najmniej 2016-17.
Działacze domagają się między innymi ograniczenia prędkości do 100 km/h na autostradach czy wprowadzenia na stałe biletu za 9 euro na transport publiczny.
Przypomina mi się kreskówka “The Legend of Korra” gdzie “złoczyńcy” mieli często więcej racji niż “bohaterowie”.
news
Aktywne
Magazyn ze zdalnego serwera może być niekompletny. Zobacz więcej na oryginalnej instancji.