Gluecifer - norwerski, ale tym razem rockowy (a raczej hardrockowy) zespół, który może niczym się nie wyróżnia bardzo, ale jest stabilny muzycznie. To oznacza, że większość z tego, co od nich włączyłem, pocieszyło moje skołatane zmysły związane z dźwiękiem. W Wikipedii widzę dopisek, że to taki "garażowy rock" i faktycznie, ten garaż tutaj słychać. Bardzo fajna rzecz.
Marrasmieli - fiński black metal, ale nie taki, o jakim zwykle myślimy słysząc o fińskim black metalu. Tutaj jest epicko, pogańsko, przestrzennie i z bardzo długimi utworami. Ale zaskakujące jest to, że te przydługie utwory są dość ciekawe. Przynajmniej, jeśli chodzi o album "Between Land and Sky", który jest rewelacyjny. Zimny "Martaiden mailta" spodobał mi się zdecydowanie mniej, ale to nadal interesujący kawał muzyki dla fanów np. Winterfylleth, choć po głowie chodzi mi inny, bardziej pasujący zespół z Australii, który polecalem, a którego nazwy, niestety, nie mogę sobie przywołać (po czasie sobie przypomniałem - Atra Vetosus).
Eminentia Tenebris - bardzo melodyjny black metal, ale to już jest ten poziom, gdzie trochę forma przesłania nie tyle treść, co poczucie, że słucha się black metalu. Trochę przypomina mi to Aarę, choć jest minimalnie bardziej "gaze'owane", a przez to wydaje się mniej agresywne. Ale to nadal solidna, atmosferyczna łupanina z Francji, choć ostrzegam, że czasem po prostu "przeciągnięta".
Wekeras, album "Do Wirów, Do Krzyków" - ale to brzmi, ale to chodzi! Pełen szaleństwa i opętania black metal z kobiecym wokalem, który przybiera tu formę istnego wariactwa. Ale przez to jest to tak świetne i klimatyczne. Bardzo polecam, jeśli kompletnie nic nie chcecie zrozumieć, za to chcecie poczuć masę negatywnych emocji. A jakby co, to pani wokalistka drze się jeszcze w zespole Trucizna, który jest nieco inny, bardziej klasyczny blackowy (i bardzo natchniony), ale też warty uwagi.