W tym tygodniu, choć przesłuchałem niewiele, pojawiło się wiele dobra. Zwłaszcza dzisiaj, gdyż okazało się, że kilka bardzo zacnych zespołów wydało swoje nowe albumy i można coś o nich napisać. Ale po kolei.
Helleruin, album "War Upon Man" - po usłyszeniu znakomitego "Devils, Death and Dark Arts" stwierdziłem, że bliżej zapoznam się z dokonaniami tego jednoosobowego holenderskiego projektu, mimo że ostrzegano mnie, że to nie było to. Ale nie jest tak źle - w "War Upon Man" jest klimat, w miarę wyrównany poziom i dobrze to siedzi na słuchawkach. Warto sprawdzić, jeśli szukacie dobrego, ale nie jakiegoś podziemnego black metalu.
Dorothy, album "The Way" - natknąłem się na tę piosenkarkę (lub cały zespół, w zależności jak patrzeć) całkiem niedawno (mimo że aktywna jest od wielu lat), a równie niedawno wydała ten album. Zupełnie nie jest to metal, ale ponieważ muzykę rockową również bardzo lubię, to mogę to polecić - bywa energicznie, czasem lekko popowo w tym sensie, że ten rock "wchodzi", a czasem nawet dość sentymentalnie. Fajna mieszkanka, którą warto spróbować, jeśli narzekacie na to, że ten gatunek muzyki dzisiaj podupadł. Nie podupadł, spokojnie.
Whitechapel, album "Hymns in Dissonance" - bardzo dobra, mięsista płyta. Nie byłem nigdy fanem Whitechapela, byli dla mnie jednym z wielu deathcore'owych zespołów, ale tutaj naprawdę zrobili dobrą robotę i czuć moc w potężnych wokalu (głównie korzystającym z niższych częstotliwości), instrumentarium. Nawet, gdy są spowolnienia, to to wszystko jest tak "potężnie napędzone", że aż się czeka na ciąg dalszy.
Infernal Flame, album "The Grave" - rewelacyjny debiut warszawskiego zespołu death/blackmetalowego. Pierwsze moje skojarzenia to Hate i bardziej agresywne czasy Behemotha. Wokal może nie jest aż tak potężny, jak u obu Adamów, ale dobrze się komponuje z muzyką, jest soczysty, a sama muzyka to po prostu parcie do przodu czołgiem. Warto obserwować, dać szansę, zwłaszcza, że zostało to dobrze wyprodukowane.
Arch Enemy, album "Blood Dynasty" - ostatnio często piszę, że bardziej podoba mi się pierwsza połowa płyt, co pewnie jest związane z tym, że działa efekt pozytywnego zaskoczenia. A tutaj odwrotnie - płyta AE spodobała mi się dopiero w drugiej połowie, prawdopodobnie dlatego, że gdy się zaczynała, miałem już ją spisaną na straty i po prostu obniżyłem oczekiwania. Bardzo lubię ten zespół (i to za czasów Alissy, a nie tylko Angeli), często ich słucham i może to być też podświadomy efekt tego, że grają melodyjny death metal, który ma mocno wpaść w ucho. Do tego stopnia, że bywa sztuczny i szablonowany lub po prostu nieciekawy. Natomiast w drugiej połowie ukryło się tutaj parę zaskoczeń, jak "The Pendulum" lub "Vivre Libre", gdzie Alissa śpiewa chyba pierwszy raz po francusku i tak - cały czas śpiewa, a nie growluje (choć miewała już takie przebłyski). Produkt chyba gorszy od poprzedniego wydawnictwa, ale nie aż tak, jak myślałem, że będzie. No i chyba mogę powiedzieć o "Blood Dynasty", że ma klimat, taki "królewski sznyt". Aczkolwiek w pełni rozumiem jechanie po tej kapeli, co zresztą już widzę również na Fedi u @angrymetalguy.
Wyróżnienia:
Spiritworld, album "Helldorado" - howdy, tak by brzmiał metal w westernie. Ciekawa, krótka płyta, choć na dłuższą metę mnie nie porwała.
This Gift is a Curse, album "I, Guilt Bearer" - debiut zespołu, o którym już pisałem i który mi nie podpasował, ale nie można mu odmówić atmosfery zagrożenia i nieobliczalności. Będą osoby, którym siądzie.
Teitanblood, album "From the Visceral Abyss" - gęsto, duszno, diabolicznie. Nie dla wszystkich, ale klimat jak cholera.
O mój borze, prawie cały skład Spawn Of Possession, z pominięciem perkusisty, założył nowy zespół Retromorphosis i jutro wydają album "Psalmus Mortis".