kasika, ☞ Łukasz Barys – Małe pająki
❦ Moje pochodzenie sprawiło, że łatwo mi było sympatyzować z postaciami. Czytałam szybko, wręcz łykałam tekst, bo chciałam się dowiedzieć, co się stanie. Jednocześnie nie mogłam się pozbyć wrażenia, że czytam streszczenie. To kwestia formalna, która przeszkadzała mi coraz bardziej w miarę czytania. Dialogi w formie zwykłych akapitów, o ile w ogóle takie się pojawiały, „rzekł” po przecinku. Większość rozmów była zapisywana mową zależną, co wzmagało poczucie streszczowatości. Gdyby nie to, książka miałaby fajny, przezroczysty styl, którego by się nie zauważało, byłoby lepiej.
❦ Kolejny problem, który miałam z Małymi pająkami, to pewna doza przesady. Mam wrażenie, że autor jest jak Tobiasz, lubi sobie podramatyzować. Widziałam tam swoją przeszłość, swoje studia, ale wszystkie złe rzeczy, wszystkie stresy wydawały się pomnożone tak x 10. Tak jakby nie było prawdziwych przyjaciół, ludzi o szczerych intencjach i jakby nie można było znaleźć nawet jakichś strzępów sensu w tym wszystkim. A jednak autor trafnie oddał poczucie zagubienia, które, jak pamiętam, i mi towarzyszyło w wieku 20 lat.
❦ Przez to, że introspekcje są tak intymne, wszyscy w tej książce wydają się sobie obcy i skrajnie egoistyczni. Przez to jest smutniejsza, ale mniej wiarygodna. Nie wierzyłam w żadną miłość w tej fabule (może za wyjątkiem rodziców Oli), przez co, jeśli chodzi o problemy uczuciowe, głównie się denerwowałam na bohaterów zamiast im współczuć. Końcówka była trochę za mocno przyspieszona i zbyt nieprawdopodobna, żebym z łatwością w nią uwierzyła. I miałam wrażenie, że zakończenie historii Oli jest podporządkowane konieczności utarcia nosa Tobiaszowi, co mi się też nie podobało, bo do tej pory dziewczyna radziła sobie dobrze jako niezależna postać.
No, wylistowałam Wam problemy, ale prawda jest taka, że Małe pająki wzbudziły we mnie silne emocje, co było przyjemne, dlatego całość oceniam dobrze. Teraz mogę wyrzucić pająki z głowy (proszę).