Ze mną jest tak, że o ile uwielbiam "Hobbita", o tyle do WP zraziłem się bardzo. Film był świetny, ale przez książkę z trudem przebrnąłem. Nie wiem, czy większym winowajcą był tłumacz (Łoziński i jego "Bagosze" oraz "Włości"), mój wiek (ok. 12-13 lat) czy po prostu styl autora. Więc czułem, że "Silmarillion", nawet po latach, do mnie nie trafi, ale nie spodziewałem się, że aż tak.
To jest piękna literatura i na pewno do klasyki fantasy trzeba to zaliczyć. Tolkienowi należą się ukłony do samej ziemi za to, jak to zrobił i ile autorów oraz osób zainspirował do interesowania się fantastyką w ten czy inny sposób, bo nie da się ukryć, że WP to bardzo ważny twór popkulturowy. Tym niemniej, niekoniecznie trzeba być fanem tej literatury i się w niej zaczytywać. I ja tak właśnie mam - o ile Tolkiena cenię, o tyle może tylko "Hobbit" (przez dobre wspomnienia) znalazłby się u mnie na liście 30 ulubionych powieści fantastycznych.