Fanatykiem nie jestem więc nazw nie znam ale dopóki nie ma lodu jeżdżę na typowej szosowej oponie, głównie płaska. Na śnieg pewnie ogarnę gravelową - po śneigu i błocie raczej pojedize.
Niestety w moim dojazdowym “gruzie” któego zostawiam na klatce schodowej pod schodami mam problem z przednim blotrnikem ale na tył mam coś w rodzaju wąskiego bobrzego ogona tuż nad oponą i dziąła to dobrze. W rowerze mniej gruzowym mam doczepiany do dolnej części ramy i wydawał się przynajmniej minimalizować chlapanie, ale od czegoś mam te nieprzemakalne spodnie na spodnie
Właściwie największym problemem jest dla mnie woda padająca z nieba i termoregulacja bez wyziębiania zatok itp. Akurat dojazdowego roweru mi nie szkoda, trochę myślałem nawet o nabyciu single-speed (być możę z wolnobiegiem więc jednak nie ostre) bo wtedy nie ma osprzętu do martwienia się o niego, ale to możę być poważne wyzwanie dla moich nóg i wydolności krążeniowo-oddechowej.
Odkąd zaczlea sie pandemia nie musze dojeżdzać do pracy więc rzadko jest to duży problem, jednak regularnie biore rower na dystanse do 6km i stanowczo wolę martwić się o zimno niż używać nudnych nóg