Mikstura Many
- Jak mi się już nie chce - westchnął Gundar Streborgson.
Zapadał zmierzch, a Indagator drugiego Komisariatu w Maslau odczuwał już trudy czterech wyczerpujących przesłuchań, które przeprowadził tego dnia, korzystając ze swoich zdolności dowiadywania się rzeczy, którymi przesłuchiwani nie chcieli się podzielić dobrowolnie. Nie był złym człowiekiem - rzadko uciekał się do moralnie wątpliwych technik i podczas zbierania zeznań wolał raczej korzystać z wrodzonych zdolności dyplomatycznych aniżeli mocy ćwiczonej przez lata w Królewskiej Akademii Śledczej. Jednak sam musiał przyznać, że może i osiągał dzięki temu dobre rezultaty, ale za to przesłuchania trwały dłużej, męcząc Gundara niemiłosiernie. A dzisiaj było już istne apogeum.
Mimo to Streborgson wstał i powoli poczłapał w kierunku pomieszczenia, w którym siedział następny rzezimieszek.
---
Abeli Kal'hrani siedział i niespokojnie rozglądał się po pokoju, którego jedynym wyposażeniem były dwa krzesła, stół oraz żelazny fotel z kajdankami, w które chłopak został magicznie zakuty. Nie takiego powitania spodziewał się w Maslau - co prawda, w jego rodzinnym Bulsami nikt nie ukrywał, że po tym, co Abeli ma wykonać po przybyciu do polis na Północy, zyska sympatię miejscowych, ale młodzieniec nie spodziewał się, że zostanie od razu złapany i zaciągnięty na komisariat. Podobno pod pozorem kradzieży - tyle zrozumiał dzięki swojej nikłej znajomości maslajskiego. Człowiek, który wręczył mu paczkę i instruował na temat miejsca jej dostarczenia obiecywał, że to całkowicie legalne, choć nie wzbudzał zaufania Abeliego. Chłopak uznał jednak, że w razie problemów poradzi sobie w obcym miejscu, a potem, kto wie - może będzie tutaj częstszym gościem. A przy okazji poprawi nędzny byt swojej rodziny.
Teraz jednak Kal'hrani marzył już tylko o tym, aby cała sytuacja się wyjaśniła i mógł wrócić do domu.
Indagator Streborgson powoli i niechętnie szedł w kierunku pokoju przesłuchań. Ostatnio za dużo pracował - nawet, gdy wracał do domu, to rozważał aktualne sprawy i scenariusze rozmów z aresztantami. Ale trudno, służba rządzi się swoimi prawami, a Gundar miał silne poczucie obowiązku oraz świadomość znaczenia swojej funkcji.
- Cieszę się, że wróciłeś po urlopie, brakowało cię tutaj - zapytał idącego obok Kaina Has'larama.
- Też się cieszę, choć nie ukrywam, że dobrze było odwiedzić rodzinne polis i pobyć tam chociaż tydzień.
- No dobrze.. Streścisz mi sprawę?
Zagadnięty śledczy poprawił okulary i zmarszczył brwi. Był Bulsamczykiem, który objął posadę w komisariacie przed ośmioma miesiącami, wykorzystując zarówno swój intelekt, przenikliwość, jak i po prostu okazję - swego czasu Maslau otworzył swoje miasto na imigrantów, zapraszając mieszkańców obcych polis do wstępowania w szeregi służb. Oficjalnym celem była chęć pokazania Perły Północy jako miejsca przyjaznego i otwartego, jednak tak naprawdę była to paniczna próba rządzących w obliczu pikującego w dół przyrostu naturalnego. Istniała realna groźba, iż za dwadzieścia kilka lat w Maslau zwyczajnie nie będzie miał kto pracować.
- Przesłuchiwany to Abeli Kal'hrani, 16-latek, który został złapany na rynku z paczką, której naturę nasi koledzy Detektorzy rozpoznali jako miksturę many. Natychmiast zatrzymali chłopaka pod pozorem przemytu nielegalnej substancji i dostarczyli go tutaj.
Gundar potarł czoło, próbując zmusić swój umysł do pracy. Kiepska sprawa, pomyślał - mana faktycznie jest limitowana, jej nieuprawnione posiadanie karane, a zamieszany jest to w jeszcze niepełnoletni chłopak. W tym momencie policjant Indagator uświadomił sobie jeszcze coś.
- Kal'hrani... Czy to czasem nie jest nazwisko z Twoich rejonów?
- Owszem - ze smutkiem potwierdził Kain. - To dość częste nazwisko w Bulsami.
W tym momencie Streborgsona zaczęła boleć głowa. Uświadomił sobie, że będą kłopoty i to jeszcze natury politycznej.
---
Abeli nadał siedział uwięziony w kajdankach w pokoju przesłuchań. Czuł się samotny - to najtrafniejsze określenie, jakie znalazł na swój stan. Znalazł się w obcym mieście, pełnym obcych ludzi, obcej kultury, obcego języka i jeszcze na dzień dobry trafił pod opiekę służb w charakterze podejrzanego. Marzył o tym, aby magicznie teleportować się do Bulsami, do swojego domu rodzinnego. Uświadomił sobie, że zostanie kurierem było idiotycznym pomysłem.
Trzasnęły drzwi i pojawił się cień na podłodze. Abeli podniósł głowę - do pokoju wszedł średniego wzrostu łysiejący mężczyzna w czerwono-zielonych szatach. Wydawał się zmęczony, ale wzbudzał szacunek, szczególnie u tak młodego chłopaka jak Bulsamczyk.
Śledczy spokojnie usiadł na krześle i wyciągnął z torby teczkę oraz okrągłe pudełko, które postawił na stole i otworzył. Ze środka wydobyło się trochę dymu.
- Jestem Indagator Gundar Streborgson, jest godzina 21:45 i rozpoczynam przesłuchanie... - śledczy zerknął do notatek - Abeliego Kal'hraniego, obywatela polis Bulsami, podejrzanego o nielegalne wniesienie do Maslau prawnie ograniczonej substancji w postaci mikstury many.
Oczy Abeliego zrobiły się duże jak spodki - usłyszał te słowa w swoim rodzimym języku. I gdy już zaczął się zastanawiać, skąd inspektor obcego miasta zna mowę z południa, Gundar zauważył jego zdziwienie i odrzekł:
- To urządzenie, które przed chwilą dymiło, to rejestrator dźwięków, ale także translator, dzięki któremu się rozumiemy. Jeśli masz jakieś obawy dotyczące magii, to niestety, musisz z nimi żyć. Ale chyba nie masz nic przeciwko, skoro właśnie próbowałeś przeszmuglować zakazane środki na teren naszego polis, naruszając limity dotyczące many. Także słucham.
Nagle Abeli załkał.
- Proszę mi nie robić krzywdy...
- Nie zamierzam stosować bardziej drastycznych środków, jednak muszę cię ostrzec, że prawo pozwala mi na wyciągnięcie z ciebie zeznań różnymi sposobami. Niektóre są okropne. Dlatego powiedz wszystko, co chcę wiedzieć, zanim skończy mi się cierpliwość i zapragnę szybciej wrócić do domu.
I chłopak zaczął mówić.
---
"Co za okropna lura - nic dziwnego, że w Maslau ludzie chodzą nieszczęśliwi, jeśli muszą pić takie coś" - pomyślała Taja Larisso, marszcząc się po wzięciu łyka.
Młoda uczona nie rozumiała wielu rzeczy, z którymi zetknęła się w Maslau - trafiła tutaj niedawno, w jednym z naborów. Jednak w przeciwieństwie do wielu nowych kolegów i koleżanek nie zrobiła tego z myślą o pieniądzach. Zawsze lubiła poznawać nowe kultury, ale przede wszystkim kochała przygody, na które mogła sobie pozwolić, pochodząc z bardzo bogatej rodziny z Khurtanu, polis na Wschodzie, znanego z uprawy i eksportu wielu towarów. Wśród nich były też ziarna kawy, które nie miały sobie równych na całym świecie. Dorastając tam, Taja przyzwyczaiła się do niezwykłych aromatów oraz wspaniałego smaku wielu potraw i napitku, uznając to za coś normalnego. A później trafiła tutaj.
Jednak nie narzekała. Zawsze chciała służyć społeczeństwu i nie przeszkadzało jej, że na początku przydzielano jej proste zadania w laboratorium, gdyż rozumiała, że jest żółtodziobem. Nie czuła się też tak obco - bardzo szybko zaprzyjaźniła się z Aliną Horengson, archiwistką i dyspozytorką, która nie tylko służyła potrzebnymi informacjami, ale była także świetną rozmówczynią i przewodniczką po Maslau. Taja właśnie dotarła do niej ze skwaszoną miną.
- Jeszcze się nie przyzwyczaiłaś? - zapytała Alina z radosnymi iskierkami w oczach. - Nie przejmuj się, nawet miejscowi narzekają na naszą kawę. Z drugiej strony, my narzekamy na wszystko.
- Tak, zauważyłam. Masz coś dla mnie?
- Miałam, ale zostałaś uprzedzona. Przed chwilą sprowadzili tutaj jakiegoś chłopaka, który wszedł na główny rynek z miksturą many. Wyobrażasz to sobie? Przecież chyba w każdym polis jest to substancja obwarowana paragrafami.
- Może młody szukał dodatkowego zarobku? Skąd jest?
- Widziałam go przez chwilę, chyba z Bulsami. Naprawdę, jesteśmy w Maslau bardzo gościnni, ale za dużo przyjezdnych się u nas ostatnio kręci. Całe szczęście, że jeszcze nie było burd. Oj, przepraszam... - Alina zorientowała się, jak Taja mogła to odebrać.
- Nie szkodzi. Prawdę mówiąc, w Khurtanie też niezbyt lubimy się z Bulsami. Dawne dzieje...
Uczona nie wspomniała, że tak naprawdę sama zdążyła znaleźć sobie nieprzyjaciela z tego polis. I to nawet tutaj, na komisariacie.
- No dobrze, a kto mnie uprzedził z tym czymś?
- Kain. Zabrał paczkę i powiedział, że sam musi to przejrzeć. Trochę dziwne, bo zwykle śledczy nie zajmują się takimi rzeczami, ale widocznie się nudził.
Taję to zafrapowało - to właśnie Kain stał się jej solą w oku od pierwszych dni w pracy. Zarozumiały, chorobliwie ambitny i traktujący uczonych z góry zdecydowanie mógł irytować. Może wziął miksturę, bo nie ufał pracownikom laboratorium.
- Pójdę go poszukać, dzięki - oznajmiła młoda Khurtanka.
---
- A więc podsumujmy - przybyłeś do Maslau z paczką, której zawartości nie widziałeś. Dał ci ją człowiek w Bulsami i kazał przynieść na rynek oraz zostawić pod pomnikiem Króla Vareldsona. Powiedział ci, że nie masz się czym martwić i nie masz patrzeć, kto ją odbierze. Potwierdzasz?
- Tak - odrzekł Abeli.
- Na pewno nie wiedziałeś, co jest w środku?
- Nie, była zamknięta, a ten mężczyzna zakazał mi zaglądać do środka. Nie chciałem go zawieść, potrzebowałem pieniędzy.
- Dlaczego szukał kuriera?
- Twierdził, że to przesyłka dla klienta, a sam musiał zostać w Bulsami.
- No dobrze, ale dlaczego nie wynajął karawany?
- Nie wiem... - chłopak się zasępił. Nagle spróbował być przydatny i ratować swoją skórę - Może chodziło o koszty?
- Może... - Indagator westchnął - Opisz mi tego człowieka.
Gundarowi zrobiło się trochę żal chłopaka. Był tutaj obcy - nie wyglądał na rasowego przestępcę, a raczej na kozła ofiarnego jakiegoś przemytnika. Być może nawet faktycznie nie wiedział, co przewozi, a nawet gdyby wiedział, to mógłby nie pomyśleć, że to nielegalne. Mana była powszechna w większości polis, ale daje ogromną moc. Zbyt dużą, aby zostawić to bez kontroli. Dlatego ilość i obieg tej substancji był ściśle nadzorowany, aby nie wyrósł żaden potężny i niebezpieczny mag.
Chłopak zaczął opowiadać. Wysoki mężczyzna o bystrych oczach za okularami, zadartym nosie i czarnych włosach sięgających do ramion. Usta zasłonięte chustą, jednak było widać fragmenty wąsów. Bardzo charakterystycznych, gęstych wąsów. Ten opis tknął Gundara, który nerwowo dopytał:
- Kiedy dokładnie dostałeś tę paczkę?
- Ty... Tydzień temu. Miałem ruszyć niezwłocznie w drogę.
Indagator Streborgson zapadł się w krześle. Elementy wyglądu, narodowość, czas - za dużo było w tym przypadku. Znał tę osobę.
---
Taja zapukała do pokoju zajmowanego przez Kaina. Miała zamiar zapytać go, co sobie myślał, zabierając zadanie naukowcom. I czy naprawdę musi wszystko utrudniać tylko dlatego, że jest Khurtanką - jeśli jej nie poważa, to może iść do innej uczonej.
Dziewczyna skończyła przygotowywać mowę, gdy pchnęła drzwi do pomieszczenia. Otworzyła usta, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Zobaczyła dwóch śledczych uśpionych działaniem magii, na co wskazywał zapach. Na trzecim biurku była otwarta paczka. Taja podeszła i zobaczyła dużą, bogato zdobioną fiolkę. Pustą.
Od razu rzuciła się do drzwi.
---
Gundar zbierał już papiery i zamierzał wstać, gdy drzwi gwałtownie otworzyły się i stanął w nich śledczy. Pozornie wyglądał normalnie, ale oczy lekko zabarwione na niebieski kolor, tak nienaturalny dla Bulsamczyka, świadczył o dużym ładunku magicznej mocy.
- Dlaczego? Co chcesz w ten sposób osiągnąć? - Streborgson zapytał Kaina.
- Wolność, zamieszanie... Może nawet władzę, szanowny panie Indagatorze - z uśmiechem odpowiedział śledczy. - Trochę już u Was siedzę i widzę, jak bardzo jesteście zepsuci od środka. Ktoś musi tutaj... posprzątać.
- Zepsuci? Niby jak? Przypominam ci, że jako przedstawiciel prawa...
- Mam wszelkie środki, aby to zmienić - tak, owszem. I właśnie to robię. A zacznę od ciebie.
- Chłopcze, nie odważysz się... - nagle nastąpił błysk z ręki Kaina i nieruchomy Gundar spadł z hukiem z krzesła.
Obserwujący całe zajście Abeli ze stresu i strachu po prostu się zmoczył. W drugim śledczym rozpoznał właściciela tajemniczej paczki.
- Oj, drogi Abeli - znów się spotykamy. Jestem ci niezmiernie wdzięczny za dostarczenie pakunku. Jak widzisz, dzięki niemu mogłem rozpocząć moje wielkie marzenie o poprawieniu bytu naszego ludu... A jednocześnie też twojego. Och, ale ty pewnie czekasz na zapłatę, prawda?
Chłopak był tak przerażony, że nie był w stanie wydusić z siebie żadnego słowa.
- Oczywiście, umowa to umowa. Aczkolwiek pozwolę ją sobie przekazać nie w złocie, ale energii. Zbyt wiele usłyszałeś.
Kain podniósł rękę i nastąpił drugi błysk. Abeli poczuł, że jego narządy wewnętrzne zaczynają gwałtowanie się powiększać i wybuchać od środka, poczynając od najmniejszych, a kończąc na sercu, żołądku i płucach. Młody Bulsamczyk zdążył jedynie przywołać obraz rodziców i siostry, po czym nieżywy padł na ziemię.
---
Zziajana Taja dobiegła do korytarza prowadzącego do sali przesłuchań, wcześniej wszczynając alarm na komendzie. Już z daleka widziała, że jest źle - czuła swąd ciał po wewnętrznej implozji, równie specyficzny co odrażający. Wpadła do pokoju i zdążyła tylko zobaczyć Kaina biorącego rejestrator ze stołu. Gdy się obrócił, miał uśmiech na twarzy. Dziewczyna była zbyt zszokowana widokiem, aby coś powiedzieć. Za plecami usłyszała biegnących kolegów. Z kolei Has'laram jedynie puścił całusa i zniknął, zostawiając za sobą charakterystyczny obłok poteleportacyjny. W tym momencie Taja nie wytrzymała i zemdlała.
Dodaj komentarz