*Złośliwi, albo po prostu zgorzkniali po nieprzyjemnych doświadczeniach, użytkownicy Internetu zwalają to na młodsze pokolenie, albo coś w stylu „po COVIDzie ludzie zapomnieli, jak się zachować”. Osobiście nie wydaje mi się, żeby to o to chodziło do końca, a z tą młodzieżą to trochę czasem mam odczucie, że przyganiał kocioł garnkowi ;) Myślę, że to raczej taka bardziej uniwersalna chęć wyszalenia się i oderwania od codzienności, nastawiona na indywidualną radość bez względu na wszystko. Nie jest to zła chęć sama w sobie – gorzej, że w tłumie poszczególne egoistyczne radości wzmacniają się nawzajem i przekształcają się w niekoniecznie przyjazne środowisko. Coś tam coś tam, budujmy społeczności, to mały uszczerbek na osobistej frajdzie, a może potencjalnie bardzo pomóc innym (chociażby poprzez nieszkodzenie).
**Ciekawostka: pogo dance po angielsku oznacza nieco coś innego niż po polsku. Według angielskiej definicji z Wikipedii, pogo to po prostu skakanie (nawet takie w miejscu). To, co robią ludzie w Polsce, gdy mówią o pogo, moim zdaniem już bardziej podchodzi pod definicję moshing, czyli tańca, w którym ludzie „popychają się i wpadają na siebie nawzajem”. Piszę o tym, bo parę razy doprowadziłam do nieporozumienia gadając z anglojęzycznymi współfanami różnych rzeczy o koncertach, używając słowa „pogo”.
***Jestem miła, więc nie powiem, gdzie i kto. Ale pamiętam i mam cię na oku, droga osobo :D Zabrzmiało groźnie.