Nie stawiać szkła na scenie/pod sceną, ani gdziekolwiek w zasięgu ludzkich nóg i rąk. Fajnie pić piwko pod sceną, wiem, ale co, jeśli się rozbije, a potem ktoś się wywali na pogo i wpadnie w to twarzą?
Niby oczywiste? Jak pisałam wyżej, niekoniecznie, choć na szczęście nikt w nic nie wpadł twarzą (bo pilnowałam).
Pogo jest fajne, łączy adrenalinę walki z euforią doświadczania ulubionej muzyki. Nie każdy jednak ma na to fizyczne warunki albo chęci – każdego czasem mogą boleć plecy czy coś. Tak, was też to kiedyś spotka, droga młodzieży. Dlatego: nie wciągać do pogo osób, które tego nie chcą.
Zdarzyło wam się kiedyś, że ktoś was fizycznie zaniósł do pogo? Mnie niestety tak (bez mojej zgody). Niezbyt przyjemne, łagodnie mówiąc, choć wyszłam z niego bardzo gładko.
Rozwinięcie punktu trzy: byłoby miło, gdyby osoby pogujące trochę patrzyły, gdzie lecą, i czy przypadkiem nie na osoby niezainteresowane. Aczkolwiek rozumiem, że nie jest to łatwe do ogarnięcia. Ale rozważyć można.
Mąż dodaje: przynajmniej trzymajcie łokcie przy sobie.
Jak ktoś w tym pogo upadnie, to na litość Matki Ziemi, NALEŻY OSOBIE UPADAJĄCEJ POMÓC. Nie, z tego, co czytam w internetach, nie jest to wcale oczywiste.
Jak ma się na sobie ciuchy i/lub buty z ćwiekami, albo nie dajcie bogowie, kolcami… To się nie idzie w pogo. Proszę. Serio. To jest zagrożenie dla zdrowia wszystkich wokół.
Przypinki też lepiej tymczasowo zdjąć, choć tu bardziej ze względu na to, że można je zgubić.
Krzyk „napier^^^ać” albo „pokaż cycki” nie zawsze są takim komplementem, jak się niektórym wydaje. Trochę umiejętności odczytywania atmosfery nie zaszkodzi.
Z jednej strony rozumiem, że jak ktoś trafi do pierwszych rzędów pod sceną, to bardzo chce w nich pozostać. Z drugiej… Czasem trzeba ustąpić (na przykład w sytuacjach „muszę złapać się za barierkę, bo inaczej wybiję sobie zęby”). A czasem po prostu ustąpić warto, na przykład jeśli za tobą stoi osoba niższa o 20 centymetrów.