Najlepszy koncert:
No nie wiem, co by się musiało stać, żebym wpisała coś innego…
BRING ME THE HORIZON
Czułam się trochę surrealistycznie, bo od Gliwic, gdzie nie znałam prawie nic (nie osądzajcie), przeskoczyłam do „znam bootlegi z ostatniej trasy niemal na pamięć”. A że występ na Mysticu był niemal identyczny z tymi z trasy UK… Prawie nic mnie nie zaskoczyło. W sumie tego właśnie chciałam, bo setlista była niemal idealna. Usłyszeć „Empire” i „Doomed” na żywo, nie z nagrania na Youtube <3 Nie zawiodły – ani też nie zaskoczyły – mnie również efekty graficzne i pirotechnika (najpiękniejsze były lasery na Kingslayer). Z nowości pojawił się w zasadzie tylko świeżutki singiel „Top 10 Statues That Cried Blood”, z bardzo fajnymi wizualizacjami, no i „Antivist”, który może nie jest nowością, ale wzbogacił się o pewien element… interaktywny. Cóż, branie osób z publiczności na scenę jest zawsze nieco ryzykowne i podziwiam dziewczynę za odwagę, że a) w ogóle poszła śpiewać z Olim (ja bym się bała porażki) i b) i nie zwiała w połowie. Nowością była też deszczowa wersja „Throne”, hehe.
Przepraszam wszystkich pod wieżą dźwiękowców za zepsucie nagrań śpiewaniem. I za to, że zepsułam widok na „Throne” – chciałam osłonić wszystkich przeciwdeszczówką, ale okazała się gloryfikowanym workiem na śmieci.
Było super, tylko za krótko. I w drugiej połowie już nie dawałam rady się ruszać za bardzo. Jednak czterodniowy festiwal potrafi zmęczyć.
Inne koncerty:
Przyznam szczerze, że w pewnym momencie już przestałam rejestrować dźwięki wokół… Ale z tego, co zapamiętałam:
🖤 Ghostkid: Muzyka niekoniecznie mnie powaliła na kolana (jest okej, po prostu nie do końca dla mnie), ale ziomek ma świetną nawijkę i fajnie zarządza gadaniem z publicznością. Zaśmiałam się, gdy powiedział na koniec: „zróbmy sobie razem zdjęcie, pokażę mamie, że mam porządną pracę”. M o o d.